Rozdział 2

31 2 0
                                    

Obudziły mnie promienie wchodzącego na horyzoncie słońca, wpadające przez okno jednego z nie wielu domków na tym terenie. Mam do niego dostęp, ponieważ byłam jedną z pierwszych mieszkanek Apokalimpum.

Leniwie wstając, idę do toalety, w celu odświeżenia się po nocy.
Ubrana i rozbudzona, udaję się do kuchni na lekkie śniadanie.
Wczoraj do osady przybyła mała grupka ocalałych ze wschodu.
Do moich obowiązków należy oprowadzienie nowo przybyłych i zapoznanie ich z panującymi tu zasadami.

Wracam na górę, aby spiąć moje średniej długości ciemne blond włosy.
Z racji mojego niezbyt inponującego wzrostu, nie dosięgam na szczyt szafy, na której znajdują się wiosenne kurtki. Pomagam sobie małym taborecikiem. Mówiąc o nieimponującym wzroście mam na myśli 167 cm. Ostatni raz przeglądam się w lustrze, dostrzegając moje oczy koloru niebiesko-zielono-szarego, po czym zakładam buty, chwytam lekką kurtkę i wychodzę udając się do namiotów nowych mieszkańców.

<><><><><><><><><><><><><><><>

Siedzę na łące na obrzeżach lasu delektując się błogą ciszą.
Wiosenne promienie popołudniowego słońca lekko musksją moją bladą skórę, wprawiając mnie w dobry nastrój. Wokół słychać śpiew ptaków, a w powietrzu czuć woń wszechobecnych kwiatów, z mojego zadumania wyrywa mnie znajomy głos.

-wiedziałem, że tu Cię znajdę. - mówi wyraźnie zadowolony z siebie.

-ooo... Tak? Hmmm... Ciekawe skąd? - mówię sarkastycznie, po chwili jednak się uśmiechając.

-ha ha ha, bardzo śmieszne. A tak poważnie, to zawsze tu idziesz jak chcesz się zrelaksować.

- jak ty mnie dobrze znasz- ciągnę dalej naszą małą gierkę.

- no w końcu nie bez powodu nazywam się twoim najlepszym przyjacielem. - odpowiada dumnie chłopak posyłając mi jednocześnie szczery uśmiech.

- skąd wiesz, że najlepszym? - droczę się z nim unosząc jedną brew do góry.

-ohh, daj spokój. Lepiej się ze mną przywitaj, a nie będziesz się tu droczyć. A odpowiadając na twoje pytanie to jestem twoim jedynym prawdziwym przyjacielem.

Z tym ma akurat rację, wiele ludzi jest tu dorosłych, a młodzież jest bardzo nieliczna. Poza tym przez zaistniałą sytuację, w społeczności egoizm nie jest już niczym wartym pogardy, teraz to tylko zasada przetrwania. Tak więc Maciek jest moim jedynym i zarazem najlepszym przyjacielem.

Jak na zawołanie wstaję spod drzewa i przytulam go mocno.
Razem siadamy pod tym samym drzewem pogrążając się w rozmowie.
Oglądamy zachód słońca, a po zmierzchu wracamy do swoich domów. Ktoś kto nas nie zna mógłby uznać, że jesteśmy parą, lecz my oboje nie patrzymy na siebie w ten sposób.

<><><><><><><><><><><><><><><><>

Następnego ranka, pogoda jest znacznie gorsza niż wczoraj. Z łóżka wstaje niechętnie, czując, że dzisiejszy dzień będzie ciężki.
Zwiastuje na to przede wszystkim zbiórka o 9:00 na placu głównym, pomimo straszliwej ulewy.

Nie śpiesznie schodzę na dół, przyrządzić sobie pożywne śniadanie i wypić gorącą herbatę ma rozgrzanie i rozbudzenie jednocześnie.
Po zjedzeniu, naczynia zmywam, a sama udaję się na górę w celu przygotowania się do wyjścia.

W sumie jak teraz o tym myślę to zastanawiam się co tak ważnego się stało, iż pomimo takiej pogody narada nadal się odbędzie.
No cóż dowiem się będąc na miejscu.

MYSTERY MEN Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz