Rozdział 3

23 1 0
                                    

Przez następne dni, pogoda pozostawała bez zmian. Obfite opady okazały się dobre dla plonów, które dobrze mawodnione urosną zdrowsze.

Pewnego równie deszcowego poranka, zwlekam się niechętnie z łóżka. Po szybkim ogarnięciu się i spięciu włosów w wysokiego kucyka, jeszcze przed zejściem do kuchni zarzucam na siebie czarne dżinsy z wysokim stanem, oraz czerwoną bluzę.

Po śniadaniu wychodzę przed dom aby spostrzec, kopertę leżącą na wycieraczce. Podnoszę ją od razu otwierając. Wyciągam zawartość jaką okazuje się list, czytam:

Z racji Pani w ostatecznym czasie niesubordynacji, oraz ze względu na złamanie przez Panią jednej z podstawowych zasad Apokalimpum, byliśmy zmuszeni do przeprowadzenia głosowania dotyczącego Pani pobytu tutaj.
Z przykrością informuję , iż ludność postanowiła o pańskim odejściu w dniu dzisiejszym.

Życzymy lepszego życia.
Społeczność Akpokaliptum.


- O BOŻE! - krzyczę zasłaniając reką usta. List wypada mi z rąk opadając lekko na ziemię.

Nie, nie, nie to nie prawda! Nie mogą mnie wyrzucić, jestem tu jedną z pierwszych.
Spokojnie to na pewno nieporozumienie, pójdę to wyjaśnić.

Może nie wspominałam, że wdałam się w awanturę z jednym mieszkańcem, doszło nawet do przepychanek, ale robiłam to w samoobronie. To on na mnie  naskoczył! To musi być nieporozumienie.

<><><><><><><><><><><><><><><><>

Stoję przed budynkiem głównym, ustalając w głowie plan działania. Po wejściu, od razu udaje się do starej sali konferencyjnej na końcu korytarza.
Wchodzę bez pukania, pomieszczenie jest pełne dyskutujących osób. Podchodzę do stołu i rzucam na niego lekko zmasakrowany list. Zwracam moją uwagę na najstarszego z ludzi obecnych na sali.

-to chyba jakieś nieporozumienie. - mówię pewnie wskazując ręką kawałek papieru.

-niestety nie Pani Izo, Pani zachowanie było nieodpowiednie.

-za nieodpowiednie zachowanie, jak to Pan ujął, nie wyrzuca się ludzi na zbity pysk- lekko podnoszę głos.

Czekam na odpowiedź, która nie następuje, więc kontynułuje mój wywód:

-ahh tak, czyli to tylko pretekst by mnie się pozbyć? Tak? A więc jaki jest faktyczny powód?

Starzec spuszcza wzrok na swoje ręce po czym znowu spogląda na mnie i zabiera głos:

-ludzie mają obawy, że tamten mutant może chcieć zemsty, uważają, że powinniśmy go unieszkodliwić kiedy mieliśmy okazję.

-to niedorzeczne. Przecież ludzie sami zgodzili się na jego osfobodzenie,więc o co teraz im chodzi?

-tak zgodzili się, ale tylko dlatego, że przez Pani przemowę mieli wyrzuty sumienia.

-i dobrze, powinni je mieć, skoro zachowywali się jak zwierzęta.

-Pani Izo, proszę się nie denerwować. Niestety decyzji nie da się cofnąć, głos oddał każdy chętny obywatel.

-ha. Co za nonsens, ale dobrze skoro tak postanowiła większość, to uszanuję ich decyzję. Do kiedy mam czas?

-do 20 dnia dzisiejszego.

Jego słowa mną wstrząsnęły, każą mi się wynieść nie dając nawet jednego dnia na spakowanie się itp.
Poza tym jak mam przetrwać noc w lesie? Mogą czaić się tam zmutowane wilki i inne niebezpieczństwa. Wychodzę z tamtąd bez słowa pożegnania.
Przekraczając próg budynku zostaje oślepiona przez promienie słoneczne.
Może to właśnie znak, że zaczełam lepsze życie.

Co za paranoja! Jeśli chce zdążyć rozbić choćby namiot i rozpalić ognisko, muszę już teraz zacząć się pakować.

<><><><><><><><><><><><><><><><>

{Perspektywa mutanta}

Przechadzam się po lesie mimowolnie wracając myślami do wydarzeń sprzed kilku dni. Ostatnimi czasy pogoda nie dopisywała, ale dzisiaj ponownie wyszło słońce.

{wspomnienie}

Słońce zachodzi na horyzoncie, a ja jestem na leśnej polanie, nagle wyczuwam obecność zbliżającej się grupy ludzi. Postanawiam iść w ich stronę, aby ocenić ewentualne niebezpieczeństwo, w każdym razie nie mam zamiaru zrobić im krzywdy.

Staje na przeciwko grupy około 20 młodych mężczyzn, posiadają oni broń, która mimo tego, że była by w stanie z łatwością zabić człowieka, na mnie nie robi większego wrażenia. Mogłaby jedynie mnie zranić, co i tak nie stanowiłoby problemu , gdyż dzięki przyśpieszonej regeneracji, rany goją mi się w ekspresowym tępie. Nie wspominałem, że posiadam także parę dwóch kruczoczarnych skrzydeł, na których końcach znajdują się wielkie szpony nasączone śmiercionośnym jadem.

Mężczyźni szykują broń i zbliżają się w moją stronę. Postanawiam uciec, chcąc uniknąć bitwy, na którą jestem za słaby, gdyż przez ostatnie kilka dni jadłem nie wiele. Pożywiałem się jedynie jagodami i innym zielskiem. Przez panującą pogodę nie miałem wiele okazji do złowienia chociażby królika.
Niestety zanim zdążę zabiec gdzieś daleko zostaje skrępowany grubymi linami, które oczywiście mógłbym z łatwością rozerwać i zabić wszystkich ludzi, lecz tak jak już wspomniałem wolę oszczędzać energię, która później może się przydać.

Zostaje przytrzymany przez 6 facetów, gdy reszta zapewne dyskutuję na temat tego co ze mną zrobić.

-zabić czy nie zabić? Oto jest pytanie.

No cóż, po dłuższej chwili wracają, odzywa się chyba ich przywódca:

-nie zabijemy cię, jeśli podzielisz się z nami tym co wiesz. - proponuję.

Pff. Na pewno... I tak im nic nie powiem, ale skoro są tak łaskawi, żeby oszczędzić moje marne życie, to czemu by nie powiedzieć im tego co zapewne już wiedzą?

-mi pasuje- mówię neutralnie.

-idziesz z nami- mówi ostrzejszym tonem mój rozmówca.

Oj, chyba zapominasz z kim rozmawiasz. Warczę ostrzegawczo na co ten przyspiesza kroku.

Po około 2 godzinach marszu docieramy pod jakąś osadę. Prowadzą mnie do jakiejś starej szopy. Przywiązują  do krzesła i zaczynają przesłuchanie:

-powiedz wszystko co wiesz o obecności innych eksperymentów na tych terenach.

Co prawda w tej okolicy, a raczej za lesem,czyli jakieś pięć godzin drogi stąd napotkałem kilku mutantów, ale poza tym to wydaję się być tu w miarę spokojnie.
Za ich zachowanie nie mam zamiaru ostrzec ich przed ewentualnym zagrożeniem, więc mówię tylko:

-na swojej drodze nie spotkałem nikogo takiego.

-dobra, a może wiesz coś o zapasach w mieście za lasem? - dopytuje ten sam gościu.

-nie wiem, jestem tu tylko tymczasowo. - odpowiadam znudzony.

-okej przenocujesz tutaj, a rano ludzie zdecydują co z tobą będzie. Wy zostaniecie go pilnować. - mówi do mnie po czym drugą część zdania kieruje do 10 chłopaków.

Hmm... Aż dziesięciu? Widocznie na prawdę się mnie obawiają.

{koniec wspomnienia}

Pamiętam też doskonale wydarzenia dnia następnego, to co zdziwiło mnie najbardziej to sposób w jaki ta dziewczyna, której imienia niestety nie poznałem, zawzięcie mnie broni nie chcąc mojej śmierci.
Do tej pory nie potrafię odgadnąć czemu tak się zachowała.

W sumie była całkiem ładna, i ta pewność siebie... STOP! O czym ty myślisz? Pewnie już nigdy jej nie spotkasz, zapomnij o tym co było i żyj dalej. Czemu jakąś zwykła dziewczyna chciała by zadawać się z takim wybrykiem natury jak ja? Właśnie, nie ma takiej możliwości.

************************************

Już 3 rozdział! ☺️ Mam nadzieję że się podoba, komentarze i gwiazdki mile widziane.

MYSTERY MEN Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz