14. Pijacki Pocałunek

26 8 25
                                    

Ciepłe promienie słoneczne wpadły do pomieszczenia przez uchylone okno. Dźwięki natury (wiertarki sąsiada, oraz trąbienie przejeżdżających aut) były bardzo dobrze słyszalne i uspokajające.

Thalia przeglądała zawartość toreb w pokoju, wdychając świeże powietrze. Musiała pootwierac prawie wszystkie okna, przez Codiego, który niechcący przypalił kurczaka, tym samym zmuszając ich do kupienia fast foodowego żarcia.

Położyła kolejną puszkę piwa na stole szperając dalej. W torbach było wszystko. Zaczynając od najważniejszego- alkoholu, przez przekąski, papier toaletowy, na deklaracjach kończąc. Właśnie dekoracje. Kilka kiczowatych czapek i balony. Brunetka zmarszczyła brwi wyciągając całą paczkę tego typu rzeczy.

- Serio Cody? Balony? Nie jesteśmy dziećmi- stwierdziła, kąśliwie patrząc na brata. Cody uniósł jedną brew, a ta mina mówiła więcej niż jakiekolwiek słowa. Thalia westchnęła.

- Taa, racja jesteśmy gorsi od dzieci. Będą główną atrakcją.- odłożyła kolorowe pudełko i niemal nie uderzyła głową w stół widząc na dnie torby składniki do deseru.

- Wiesz co, to niesprawiedliwe. To moje urodziny nie powinnam organizować imprezy.

- Jak chcesz, to ja moge zrobić deser. - odłożyła pudełko lodów do lodówki i zaśmiała się na jego entuzjastyczny ton. Cody, chyba czegoś nie rozumiał. On po prostu nie miał talentu, najmniejszej iskierki i umiejętności do gotowania.

- Wolę sobie odpuścić, dalej pamiętam co zrobiłeś naszemu kurczakowi- widziała jak jej brat powstrzymuje śmiech. Faktycznie cała sytuacja wyglądała komicznie. Cody biegający po kuchni w fartuszku z jakimś żenującym nadrukiem, próbujący szmatką odgonić czarny dym wydobywający się z piekarnika. Prawie spalił im mieszkanie, a Thalia już miała w głowie przeprosiny na kolanach właściciela u którego wynajmowali lokum.

- Błagam daj mi poćwiczyć. Axel uwielbia jeść, a ostatnio przypalił ryż, gdy przygotowywał obiad. Jak tak dalej pójdzie umrzemy albo z głodu, albo z nadmiernego spożywania tłuszczu ze śmieciowego żarcia.- Thalią zawładneła dawka śmiechu. Nigdy nie pomyślała że jej brat ma tak "poważne" problemy w związku. Jednak dalej nie zamierzała oddawać mu pałeczki w kuchni.

- Nie ma mowy Cody. Sama to zrobię. - powiedziała i rzuciła okiem na datę ważności na opakowaniu. Smith chciał znów dać powód to tego by Thalia wreszcie odpuściła, ale obaj usłyszeli dzwonek do drzwi. Jenngle bells rozbrzmiało w mieszkaniu, a brunetka z niepokojem spojrzała na zegarek. Była dopiero osiemnasta, więc żaden z gości nie powinien się jeszcze pojawić. Może to któryś z sąsiadów, który poczuł zapach spalenizny? Nie, to napewno nie to. Ich sąsiedzi byli by wniebowzięci gdyby ich mieszkanie się spaliło, a oni sami już nigdy tu nie wrócili.

Cody poczłapał się do drzwi, nie fatygując się nawet by spojrzeć w wizjer. Ku jego zdziwieniu gdy tylko otworzył te wrota zamkowe pozamykane na tysiące spustów, zobaczył przed sobą uśmiechniętego Caluma.

- Poważnie dalej nie zmieniliście tego dzwonka? Mamy środek lata ludzie...- brunet wszedł do mieszkania ignorując zaskoczoną minę swojego przyjaciela. Cody zamknął drzwi i ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się jak Calum z uśmiechem na ustach zdejmuje buty.

- A gdzie reszta? Pierwszy raz jestem na czas, Wow, to dziwne uczucie- Thalia wyszła z kuchni i stanęła na przeciw Hooda. Ona też nie spodziewała się jego wizyty.

- Calum, co tu robisz?

- Jak to co? Przybyłem na imprezę bo ktoś tu ma urodziny!- wyrzucił ręce w górę i czekał. Może na oklaski, może na śmiech. Tak czyś jak wyglądał komicznie.

Most Best|5sosWhere stories live. Discover now