Chapter 3

19.9K 1.4K 317
                                    

Po dzisiejszym dniu w pracy możnaby powiedzieć, że jestem... szczęśliwa? Tak, to może zabrzmieć dziwnie, ale tak. Szczęśliwa. 

CALUM OD MIESIĄCA PRZYCHODZIŁ NA MOJE ZMIANY, LECZ DZIŚ SOBIE DAROWAŁ. NIE PRZYSZEDŁ MNIE MĘCZYĆ.

Wracałam do domu praktycznie, że w podskokach. Dziś go nie było, a przez następne dwa dni mam wolne. Żyć, nie umierać. 

Wesoła weszłam do domu i od razu postanowiłam zrobić sobie kolację. Postanowiłam, że będą to tylko kanapki. Lubię kanapki. I lubię dni w których nie ma Calum'a, który ostatnio stwierdził, że lamy są seksowne, ale ja jestem bardziej. Na prawdę nie rozumiem tego człowieka. 

Ale nie przyszedł dzisiaj truć mi życia swoimi zboczonymi myślami, (tymi, w których najczęściej ja i on bierzemy główne role, bo jakby inaczej), swoimi śmiałymi gestami i odzwykami, na które już nie znajdę dobrego słowa. Po prostu nie. 

Muszę się nacieszyć. 

***

Moją kolacje przerwał dzwonek do drzwi. Odstawiłam jeszcze nie tknietą kanapkę z powrotem na talerz i poszłam odworzyć.

Od razu, gdy to zrobiłam zatkałam sobie usta ręką. 

O CHOLERA.

Przed mną właśnie stał Calum. Normalnie zamknęłabym drzwi i myślałabym nad tym skąd ma mój adres, ale nie. Bo przed mną właśnie stał posiniaczony, ukrwawiony i wyglądający jak 7 nieszczęść, Calum. A to już co innego.

Trzymał się z boku za brzuch i ledwo stał na nogach.

- Jezu Chryste... - wyszeptałam i szybko podeszłam do chłopaka, pomagając mu wejść do środka. Nie wierzę, że to robię. Tylko, że on jest w stanie opłakanym i ja po prostu muszę mu pomóc. To, że go nie lubię nie znaczy że dam mu sie wykrwawić na śmierć. Chcę mu pomóc. 

- Cześć Raven, słoneczko. Ładnie mieszkasz... - powiedział, gdy pomogłam  mu położyć się na kanapie. Za chwilę znowu mocniej ścisnął swój brzuch, krzywiąc się. 

Szybko pobiegłam po apteczkę. Wróciłam i usiadłam na kanapie, twarzą na przeciwko chłopaka, który teraz również siedział.

- Boże, Hood co ci się stało? - zapytałam i na początku chciałam zająć sie ranami na twarzy, ale nie miałam za bardzo do tego dostępu. Chłopak to zauważył.

- Klęknij na mnie, trzymając nogi po bokach moich ud. Będzie ci wygodniej... - powiedział i wykrzywił twarz w bólu. Nie patrząc na nic, zrobiłam to i szybko odkaziłam ranę na jego brwi, naklejając tam plaster. Opatrzyłam również nos i chciałam zabierać się za jego również poszkodowaną wargę, lecz chłopak jęknął głośno z bólu. Zwróciłam uwagę na jego brzuch, za który teraz mocno się trzymał. 

- Zdejmij koszulkę, muszę to widzieć - powiedziałam, na co jego usta wygięły się i w bólu i w małym zadziornym uśmiechu.

- Oh kochanie, to nie jest dobra chwila na takie rzeczy, pobawić możemy sie póżniej, tylko przejdziemy na łóżko, bo tam będzie nam wygodniej... - powiedział z tym uśmiechem, nadal krzywiąc się z bólu. 

- Jasna cholera, Hood. To nie czas na te twoje głupie żarty słowne. Proszę cię, rób co mówię. - na to on tylko przytaknął głową i szybko zdjął koszulkę, rzucając ją na ziemię. Faktem było to, że jego tors, był po prostu cudowny i kurde, bardzo pociągający, ale nie to teraz było ważne. Wciągnęłam szybko powietrze, gdy zobaczyłam głęboką ranę na dole, po boku jego brzucha. 

Od razu zaczęłam ją odkażać dziękując Bogu, że przestała krwawić. Po odkażeniu i posmarowaniu rany kremem (niestety nic innego nie posiadałam na takie wypadki) owinęłam brzuch chłopaka bandarzem. Widać było, że odczuł ulgę. Została mi tylko jego przecięta warga. 

R U Mine? »» Calum HoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz