Jestem dzisiaj strasznie zestresowana. Nie mogę normalnie funkcjonować, bo od rana coś mi się dzieje. Na początku prawie zaspałam do ,,pracy", podczas szykowania się zepsułam suszarkę, potłukłam dwie szklanki i wywróciłam się chyba z milion razy. Ciągle muszę zajmować sobie czymś ręce, by nie zacząć obgryzać paznokci. Po prostu chcę już przeżyć ten dzień i iść spać.
Każdego roku jest to samo, stres, przemęczenie i smutek. Bo dziś jest rocznica śmierci mojej mamy, którą kochałam nad życie.
Chciałabym, by była tu ze mną. Pamiętam, że jak byłam mała i miałam złe dni, które najczęściej kończyły się płaczem, ona zawsze powtarzała: ,,Gdy usychasz, czekaj na deszcz". Do dziś nie mam pojęcia co to znaczy. Może to chodzi o to, że coś muszę znaleźć? Nawet jeśli, to co ma być tym moim deszczem? Moja mama zawsze miała ukryte drugie dno. Kochała głębokie przemyślenia i ukryte znaczenia. Taka po prostu była. Nadal mi jej brakuje, lecz pogodziłam się z jej śmiecią, bo wiem, że tam jest jej lepiej.
Ale mimo tego nadal w dniu 14 maja jestem strasznie roztrzepana, pogrążona w myślach i smutna.
Wychodzę z naszego małego służbowego pokoju z dokumentami w ręku i prawie od razu rozsypują się one na podłogę, przez drżenie moich rąk. Szybko zaczynam je zbierać, dopiero po jakimś czasie zauważając, że ktoś mi pomaga. Spoglądam w górę i widzę spokojną twarz Calum'a. Mruczę ciche ,,dziękuję" i wracam za moją małą recepcję. Po drodze prawie upadam, ale udaje mi się odzyskać równowagę.
Wyjmuję listę i zapisuję ołówkiem z komputera nazwiska tych, którzy tu dziś byli. Moje ręce drżą niemiłosiernie, a ja powstrzymuję się od płaczu na każde wspomnienie o mojej zmarłej matce.
Po chwili ołówek pod wpływem mojego ucisku łamie się na pół, a ja przygryzam wargę, po chwili ją wypuszczając. Niech ten dzień się skończy.
A pan Calum Hood przygląda się moim poczynaniom, stojąc koło mnie, po drugiej stronie recepcji, opierając się o ladę.
- Wszystko dobrze? - Pyta i patrzy na mnie, a ja nie mogę nic odczytać z jego wzroku. Marszczy brwi i patrzy jak wymieniam ołówek na nowy. Nie wiem co mu odpowiedzieć.
- Tak - oczywiście kłamię. Trudno mi jest mówić o rodzinie. On patrzy na mnie i chyba nie jest przekonany co do mojej odpowiedzi.
- Dlaczego kłamiesz? - Pyta, a ja obrzucam go gniewnym spojrzeniem. Ten dzień jest okropny, chcę go poprostu skończyć, a on mi w tym nie pomaga. A, że jestem zdenerwowana, nie będzie dobre dla niego spędzanie czasu ze mną.
- A dlaczego mam ci mówić prawdę? - Odpyskuję i kontynuuję swoją pracę. Nie chcę być taką zimną suką, ale to przez ten dzień. Nienawidzę 14 maja.
Chłopak kolejny raz marszczy brwi i poprawia grzywkę ruchem ręki. Nie odzywa się do mnie przez następne 15 minut. Ale wszystko co piękne, nie trwa wiecznie.
- Raven, co się dzieje? Dlaczego... - Nie daję mu dokończyć tylko wstaję gwałtownie z krzesła i nachylam się do niego, tak by spojrzeć mu w oczy. Nasze twarze są teraz strasznie blisko, ale nie obchodzi mnie to. On zaskoczony wstrzymuje na chwilę powietrze i patrzy na mnie znów tym swoim nieodgadnionym wzrokiem.
- Słuchaj, Hood. Nie wiem czy zauważyłeś, ale dzisiaj mój humor jest wyjątkowo do dupy, więc nie mam ochoty na rozmawianie z kimkolwiek. Nie mam pojęcia dlaczego nadal tu jesteś, kiedy doskonale widzisz, że ten dzień nie jest dla mnie dniem dobrym i bardzo prosiłabym cię o to, byś dziś dał mi dziś spokój. - Powiedziałam, dotykając go palcem wskazującym w klatkę piersiową. Kiedy nic nie mówił, kontynuowałam.
- Chyba, że chcesz do pokoju jedną z tych dziwek, za przeproszeniem, to już daję ci klucze, nie ma problemu. Po prostu byś tylko się tu przy mnie nie szlajał, bo ugryzę. Mówię poważnie. - dokańczam, wpychając mu w rękę klucze do jednego z pokoi i pokazując na szatnię kobiet lekkich obyczajów.
On jest zszokowany i dopiero po chwili delikatnie odkłada klucze na ladę. Patrzy na mnie, a ja tylko mam nadzieję, że sobie pójdzie. Niech poprostu odpuści.
- Powiedziałem ci kiedyś, że nie chcę tamtych panienek z kilogramami tapety na ryju. Doskonale wiesz, czego pragnę... - mówi cichszym głosem, prawie warcząc. Dziś nic sobie z tego nie robię. Jedyny plus dzisiejszego dnia - mam w głębokim poważaniu Hood'a i mój strach również jest tam z nim.
- To przepraszam bardzo, panie Hood, ale ja nie jestem dziwką. Teraz może pan odmaszerować, bo naprawdę nie mam ochoty z nikim rozmawiać - syczę, a on przekręca lekko głowę w bok. Patrzy tak na mnie przez chwilę.
- Ktoś cię skrzywdził? - Pyta, a ja tracę już nadzieję, że on kiedykolwiek opuści ten budynek. Mierzę go dziwnym spojrzeniem. Co go to do jasnej cholery obchodzi?
- Nie twoja sprawa, cholera, zostaw mnie samą. Co cię to w ogóle obchodzi... - Mówię i kolejny raz wracam do roboty. Niedługo koniec, niedługo wrócę do domu.
Podpisuję kila dokumentów, a chłopak znowu się odzywa.
- Przecież widzę, że coś się się dzieje, Black - mówi, a ja już mam wszystkiego dość. W jego głosie słychać tak jakby ostrzeżenie? Złość, zirytowanie? Nie mam pojęcia. Właśnie, bo to Calum. Gościu jest chyba najbardziej tajemniczą osobą jaką znam. No nie, żebym znała tak dużo ludzi, ale na pewno nikt nie jest tak tajemniczy jak chłopak, który teraz pochyla się nad ladą, zaciskając mocno szczękę.
- Dobrze, no to zobaczyłeś, teraz możesz iść. Bardzo mi przykro panie Hood, że mam pana teraz głęboko w głębokim poważaniu, niech pan przyjdzie kiedy indziej, byle nie dziś. - syczę, a on tylko uśmiecha zadziornie. Co znowu?
- No chciałbym byś miała mnie głęboko, ale to gdzie indziej kochanie... - Jestem pewna, że z tego wszystkiego co właśnie powiedziałam, on zapamiętał tylko to.
- Jeżeli nadal masz zamiar sprawiać, że ten dzień będzie jeszcze gorszy, to wyjdź. Proszę, Hood, idź już ode mnie. - Powiedziałam błagalnie, patrząc na niego z bólem.
- Muszę wiedzieć co się stało. - Prawie, że wyszeptał. Patrzył teraz na mnie tymi swoimi mocno czekoladowymi oczami i pewnie myśli, że coś ze mnie wyciągnie. Błąd.
- Ale dlaczego? Co cię to obchodzi? Nawet nie jesteśmy przyjaciółmi. Mało co o mnie wiesz, a ciebie akurat obchodzi to, dlaczego dziś jest dzień, w którym mam ochotę po prostu zamknąć się w domu i płakać, aż moje oczy stracą swoją barwę. - Powiedziałam szybko i wiedziałam, że jeżeli chłopak za chwilę stąd nie wyjdzie, ja rozpłaczę się na jego oczach. Nie chcę tego.
- Masz rację. Zbyt mało o tobie wiem. Ale mimo tego chciałbym wiedzieć co się stało. - Stwierdził i kolejny raz zaczął na mnie patrzeć tym swoim nieodgadnionym wzrokiem. Jezu, nie.
- Hood... Proszę cię, jeden jedyny raz jak dotąd, zostaw mnie dzisiaj w spokoju, dobrze? Proszę, zostaw mnie dziś w spokoju.
- Dobrze. Do zobaczenia, Raven - odpowiedział szybko. Potem wyszedł, a ja mogłam wkońcu odetchnąć samotnością. Ale dlaczego tak szybko zmienił zdanie, co do męczenia mnie?
***
Calum POV
Od razu po wyjściu z budynku wybrałem numer do przyjaciela.
Mało o niej wiem, tak? Więc czas to zmienić.
Chłopak odebrał po dwóch sygnałach. I to właśnie w nim jest najlepsze. Nie muszę długo czekać.
- Ashton? Raven Black. Chcę mieć całe jej życie małym druczkiem na kartkach, wszystko co tylko jest. Jak najszybciej. - Powiedziałem i właśnie wtedy dotarłem do mojego, tym razem, auta. Wsiadłem z kierownicę i uruchomiłem silnik, jeszcze nie odjeżdżając.
- Za pół godziny będę u ciebie z materiałem. Po co ci to? - Odpowiedział szybko. Irwin jest najlepszy w te klocki. Komputery i to całe detektywistyczne gówno to jego specialność. Dlatego właśnie to do niego dzwonię. Poza tym, jest moim przyjacielem, mogę na nim polegać.
- Nieważne. Raven Black. Zapamiętaj. Masz mi znaleźć wszystko. Dosłownie wszystko, co tylko dotyczy jej życia i jej rodziny. Muszę wiedzieć WSZYSTKO...
***
Cześć ludzie. I jak rozdział? Dziękuję za wszystkie komentarze i votes :)
Ily x
![](https://img.wattpad.com/cover/19792488-288-k999129.jpg)
CZYTASZ
R U Mine? »» Calum Hood
FanficOna jest recepcjonistką w domu dla prostytutek. Codziennie przychodzi tam wiele mężczyzn. Mimo tego, że nie mogą jej dotknąć, to i tak nienawidzi tam przebywać. Musi tam pracować ze względu na swojego zmarłego ojca, który miał tam długi, o których d...