Ogólny Początek

561 51 34
                                    

Alexander niepewnie stanął przed drzwiami. Jacy będą jego współlokatorzy? Czy znajdzie tu przyjaciół? Różne pytania kłębiły mu się w głowie. Odetchnął głęboko i nacisnął klamkę.
W środku panował, jednym słowem, SYF. Na podłodze leżały opakowania po czipsach, batonach i cukierkach, firanka była do połowy urwana, a krzesła znajdowały się w poziomie.
Na górze jednego z piętrowych łóżek siedziało dwóch chłopaków. Rzucali oni pustymi butelkami w trzeciego, który zasłaniał się jednym ze wspomnianych już krzeseł.

- Oddawaj mój telefon, Mulligan! - krzyknął jeden, o jaśniejszej karnacji od swojego towarzysza.

Hamilton patrzył na tę scenę z otwartymi szeroko oczami. On ma TU mieszkać?

- Em... Cześć? - bardziej zapytał niż powiedział.

Walka na chwilę ustała. Chłopaki spojrzeli się na niego, a jako pierwszy odezwał się ten z krzesłem.

- Cześć! Jestem Hercules, a to idioci.

- Sam jesteś idiota! - kolejna plastikowa butelka uderzyła Herculesa z głowę. Ten jednak nadal szeroko się uśmiechał, ale wycedził przez zaciśnięte zęby:

- Przypominam ci, Laurens, że jesteśmy na czwartym piętrze, a okno otwiera się na całą szerokość.

Alexander starał się uśmiechnąć, ale po chwili zrezygnował i wszedł na środek pokoju, starając się nie wdepnąć w na pół zjedzoną paczkę żelków.

- To... gdzie mogę spać?

W odpowiedzi Herc wskazał mu łóżko pod tym, na którym siedziała reszta.

- A teraz, panowie, sprzątamy, bo będzie prze*ebane - zarządził wesołym głosem.

Hamilton zaczął pomagać pozostałej trójce w sprzątaniu wiedząc, że to będzie ciężki okres w jego życiu.

***

Tym czasem w kilku innych pokojach na tym piętrze działo się naprawdę dużo.
W pierwszym, najbliżej schodów i windy, rozpoczynał się właśnie prawdziwy armagedon.
Charles Lee, nazywany przez wszystkich Generałem, jak na złość jego wielkiej strachliwości, rozrzucał dookoła konfetti, stojąc na parapecie. George, który kazał mówić do siebie per "Królu" instalował pod kołdrą Samuela Seabury'ego, który poszedł do toalety, pułapki na myszy. Aaron Burr, najrozsądniejszy z całej kompanii siedział pod ścianą z twarzą schowaną w dłoniach. W głowie powtarzał sobie tylko "Dlaczego, ku*wa dlaczego?". Zawsze groził współlokatorom, że przeniesie się gdzieś indziej, lecz groźby nigdy nie wchodziły w czyn. Miał po prostu sentyment do tych oszołomów.

- Ej, Burr, chodź mi pomóc! - krzyknął George. - Będziesz patrzył, czy Seabury nie...

- Co ja? - zapytał Samuel, który akurat wrócił z łazienki. Ogarnął wzrokiem cały pokój, aż wreszcie dostrzegł Charlesa. - E, Generał, skąd masz konfetti?

- To jest samoróbka - oznajmił Lee.

- Jaka samojebka? - zdziwił się Aaron, unosząc głowę. Widocznie nie usłyszał zbyt dobrze.

Reszta zaczęła się śmiać. Rzadko kiedy Burr mówił coś zabawnego, jednak gdy robił to nieświadomie, było jeszcze fajniej.

***

W pokoju obok było o wiele spokojniej. Cztery dziewczyny - Angelica, Eliza i Peggy Shuyler oraz Maria Reynolds - rozmawiały o tym, o czym rozmawiać lubiły. O chłopakach.

- A widziałyście tego nowego? - zapytała Eliza, która lubiła obserwować, co się dzieje.

- Ja widziałam. Nie jest nawet taki zły, ale... - Peggy nagle zamilkła i oblała się rumieńcem.

- Eliza, słyszałaś? Nasz mała siostrzyczka się zakochała! Gadaj, w kim, a ja naślę na niego jakiś gang - oznajmiła Angelica. - Ze specjalnymi pozdrowieniami od ciebie.

- Gang? Chyba Świeżaków - wtrąciła Maria i wszystkie się zaśmiały. Owszem, czasami denerwowała, ale zwykle można było z nią normalnie pożartować.

W tym momencie coś uderzyło w ścianę od drugiej strony.

- Pewnie znowu grają Generałem w baseballa - westchnęła Peggy, przypominając sobie wydarzenia z ostatniej imprezy. - Lubię go, ale zachowuje się trochę jak mała, strachliwa dziewczynka.

- A może - Maria uśmiechnęła się dziwnie - Król z Samem zapomnieli, gdzie kończy się łóżko.

Wszystkie parsknęły śmiechem. Dobrze pamiętały, jak na tej samej imprezie, co wtedy, gdy Charles służył za piłkę, grano w butelkę. Dwójka ta pocałowała się, gdy George niefortunnie wykręcił Seabury'ego. Od tamtej pory wszyscy uważają, że coś między nimi jest, zwłaszcza, iż nie wykazywali wtedy zbyt dużego oporu. Albo więc mają się ku sobie, albo, co było mniej prawdopodobne, była to wina tej podejrzanej wódki, którą przyniósł Herc.

***

Apartament na przeciwko miał częściowo dźwiękoszczelne drzwi. Na szczęście.

- Jefferson, czy ja mam cię zamordować?! Zastrzelić?! Wbić nóż w plecy i przekręcić?! - darł się najstarszy ze wszystkich lokatorów czwartego piętra George Washington. Zwykle cierpliwy i wyrozumiały człowiek teraz stracił i cierpliwość, i wyrozumiałość.

Thomas Jefferson lekko odchrząknął. Lekko się uśmiechnął, lecz w głowie miał tylko: "JAMES, ZOSTAWIAM CI W SPADKU MOJĄ TACZKĘ!!!".

- Ależ o co ci chodzi, drogi kolego? - zapytał.

- O co mi chodzi? Arrrrgh! - krzyknął Washington i podetknął mu pod nos jakąś szmatkę. - Jaki to kolor?

- Różowy.

- A co to jest?

- Szmata do podłogi?

- Moja bluza, kretynie! Była biała! Jest różowa! Wrzuciłeś te swoje szmaty do pralki razem z białym! - krzyknął George.

Matko, awantura stulecia, pomyślał Thomas. Przecież w różowym było by mu ładniej...
Madison stał z Boku, nie bardzo wiedząc, co robić. Wiele by dał, żeby zamieszkać z Burrem, który jedyny dźwięk, jaki wydaje, to oddychanie.

- Odkupisz mi tę bluzę - rzekł już spokojniej Washington, rzucając bluzą w Jeffersona. - A to sobie weź . Będzie idealnie pasowała do twoich loków, takich, jakie ma pani sprzedająca w kiosku.

- Ale od moich włosów się odwal, Pralka!

- PRZESTAŃ NAZYWAĆ MNIE PRALKA! - wrzasnął Washington i podszedł do Thomasa, zapewne z zamiarem uderzenia go.

Tym razem jednak do akcji wkroczył James. Szybko podbiegł i popchnął George'a na łóżko, gdzie siedział Jefferson. W taki sposób Washington leżał na nim, a Madison szybko cyknął fotkę. Będzie ich tym szantażował.

- Złaź... - stęknął Thomas, w końcu George swoje ważył.

Washington podniósł się z rządzą mordu w oczach, po chwili jednak zaczął się śmiać. Zaraz za nim James, a później Jefferson, a każdy zapomniał o bluzie z lumpeksu.

Wprowadzenie za nami! Nie wiem, czy podoba się Wam taki pomysł, więc zapraszam do komentowania!

Akademik z całą ekipą // Hamilton Modern AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz