III

568 38 3
                                    

Siedział w milczeniu. Jego intuicja podpowiada mu, iż to wszystko nie skończy się dobrze. Godzina zleciała, a on po raz kolejny znajduje się sam.

Znów usłyszał kroki, co znaczyło, że on tu idzie. Po chwili stanął przed nim, wciąż w masce oraz z ręcznikiem przewieszonym na szyi.

Musiałem się umyć. Nie zniósłbym twej pogardy, gdybyś mnie takiego oglądał... Przyniosłem jedzenie. Zapewne byłeś głodny.

Jimin dopiero teraz dostrzegł talerzyk z wołowiną. Jedynie mięso znajdowało się na porcelanie, jednakże głód, spowodowany dwudniowym nic nie jedzeniem, sprawił, iż na sam widok zaburczało mu w brzuchu. Momentalnie zawstydził się wydanym odgłosem, przez co skulił się, na ile mu pozwoliło zawiązanie.

—...Jesteś przeuroczy, Bae.

Odstawił talerz na meblu, które było schowane w cieniu, po czym podszedł do Jimina, chcąc mu rozwiązać bandaż. Wzdrygnął się, widząc, jak zbliża się do niego.

Mężczyzna w masce powoli zaczął ściągać materiał medyczny. Delikatnie, jakby nie chciał wystraszyć Jimina nagłym ruchem. Zdjęty bandaż rzucił w głąb ciemności.

A teraz pozwól, że cię nakarmię.
—...Odwal się pieprzony psycholu.
—Ah, myślałem, że cię stać na więcej. Nie mów jak inni... To jest takie irytujące.

Ostatnie zdanie wypowiedział dość twardo. Basem, wydobywającym się z głębin jego strun głosowych, strasząc Jimina, który pożałował swych słów.

—...Po co tu jestem?... Nawet ciebie nie znam.
—Rozumiem, że po ostatniej imprezie mógł ci się urwać film, lecz nikt nie powiedział, iż mnie nie znasz.

Jimin spojrzał przerażony. To nie możliwe, aby znał tego gościa. Jest pewien, iż nigdy nie zadawał się, jak wciąż się nie zadaje, z ludźmi chorymi psychicznie.

Starał się przypomnieć noc z imprezy, na której był. Faktycznie jego koledzy z pracy zmusili go, aby udał się z nimi do klubu, w celu świętowania,nie pamięta tylko, aby ktoś taki tam również był. Ból głowy wciąż nie dawał za wygraną. Każde przypomnienie czegoś, sprawiało, iż jego głowa - w jednej chwili - mogła mu wybuchnąć.

—...Kim ty w ogóle jesteś? Czego ode mnie chcesz?
—Tyle pytań, a odpowiedzi na nie brak... Nie myśl, że ci powiem, Bae... To boli, gdy ktoś o tobie zapomniał, a na siłę przypominać nie ma sensu. Gdzie wtedy cała ta tajemniczość?

Porywacz w masce królika podszedł do drzwi, z zamiarem zapalenia światła. Momentalnie oczy Jimina zaczęły szczypać, łzawiąc jednocześnie. Po kilkukrotnej próbie przyzwyczajenia oczu do światła, w końcu spojrzał na pomieszczenie w zasięgu jego wzroku.

Wydawało się, iż była to piwnica, co zresztą jest prawdą, lecz wnętrze przypominało zwykłą sypialnię. Wciąż jednak pokój miał obskurny wygląd. Ściany jednak nie były czarne, zaś posiadały gorzki odcień brązu. Żadnych okien. Meble były po prostu stare, a jedyny materac robił pozytywne wrażenie, gdyż był prawdopodobnie nowy.

Jimin odwrócił głowę do granic możliwości, widząc, iż za nim stoi również zlew. Brudny, zakrwawiony zlew. Skrzywił się, co dostrzegł jego porywacz.

Zapomniałem posprzątać... Ale od teraz jest to twój pokój.
—C-co?! Jak to pokój?!... Masz mnie wypuścić natychmiast!
—A gdzie pójdziesz?... Twojego domu już nie ma, Bae. Chciałbyś być bezdomnym?
—...Przestań kłamać! Gorzko tego pożałujesz! Tylko stąd—...
—Tylko stąd co? Wyjdziesz? Nie wypuszczę cię, Bae...

Zbliżył się niebezpiecznie blisko, wciąż patrząc na niego z góry. Ujął jego idealnie, ostro zarysowaną szczękę, przejeżdżając swym kciukiem po dolnej wardze.

Tłumił w sobie wszystkie te tajemnice, historie z Jiminem związane, ale dalej wahał się, aby je powiedzieć.

...Nie nazywałbym się wtedy porywaczem, czyż nie?...

Mężczyzna w masce powoli kierował się do wyjścia, nucąc swą ulubioną melodię.

...Dopóki się nie uspokoisz, nie odwiąże cię. Nie chcę, abyś mi problemy stwarzał.

Wyszedł z pomieszczenia, zamykając drzwi, lecz zostawiając światło włączone.

Jimin kompletnie wystraszony, zdał sobie sprawę, iż ma do czynienia z kimś gorszym, niż myślał.

•′°·†·°′•

I'm in love with the Killer || j.jk p.jmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz