Rozdział 2.

6 1 0
                                    

Dym papierosa wciągał Crimsona w niezrozumiały trans. Patrzył na niego wymyślając linie i kształty i tak mógł trwać, w ciszy i spokoju przez całe dnie. Dym przeszywający jego płuca i gardło łagodziło rozszalałe myśli. Papieros zawsze kończy się za szybko. Jego zazwyczaj błyszczące, rozszalałe złote oczy, teraz mały w sobie więcej szarości i spokoju niż kiedykolwiek indziej. Odzwierciedlały srebrzystość księżyca w pełni, który miał wzejść tej nocy. Crimson spojrzał na oszklone drzwi tarasowe, które prowadziły do małego ogródka z oczkiem wodnym. Był środek lata, ale mimo to w jego ogrodzie nie było kwiatów, jedynie nieprzycinane od lat tuje, które odgradzały go od rzeczywistości. W oczku wodnym już dawno nie było ryb. Drake nie umiał opiekować się zwierzętami, nigdy żadnego nie miał i nigdy nie chciał mieć. Jak kupił dom, stawik już tam był a w nim piękne złote i złoto-białe rybki. Nie pożyły długo. Mężczyzna nie zawracał sobie nimi głowy, one nie miały dla niego znaczenia. 

Mimo ciepła panującego na dworze, w domu wszystkie okna były pozamykane, nawet te tarasowe. Crimson siedział na kanapie i rozmyślał o tym co się dzisiaj stało, dlaczego Clover wysłał do niego kwiaty? Ale odpowiedzi nie chciały do niego przyjść za żadne skarby. Mężczyzna przypomniał sobie czasy młodości, jak razem z Clover siedzieli po szkole w bibliotece i rozprawiali godzinami o książkach, które czytał Crimson. Chłopiec nie przepadał za czytaniem książek, ale chętnie słuchał jak Drake o nich mówi. Siedział wtedy z zainteresowaniem, wpatrując się w jego niezwykłe oczy i słuchając wykładów na temat przeczytanej historii. To była niezwykła więź. Crimson przez długi czas nie ufał Clover, ale było w chłopcu coś, co przyciągało małego Drake'a do Clover'a. Można powiedzieć, że w pewien sposób młodszy kolega oswoił go z otaczającym światem, z tym jak dynamiczny on jest. Wszczepił Crimsonowi zalążek czerpania szczęścia z tego co błahe. Kto by się spodziewał tego w co ten zalążek się rozwinął. Drake nie był zwykłym krupierem, to tylko poboczna praca, która ułatwiała mu jego prawdziwe hobby. Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Głos zza drzwi był wysoki i spokojny. To jego mama. Mężczyzna wstał i wpuścił ją do środka, jednak nie był zadowolony z jej wizyty. Nie był z nią w najgorszych relacjach, była mu najbliższą osobą, ale w ostatnim czasie nie najlepiej się z nią dogadywał. Po wejściu mama zauważyła kwiaty, które stały na wysepce kuchennej. Przykuło to jej ciekawość, ponieważ wiedziała, że jej syn nie miał nikogo na oku, a poza tym to on powinien dawać  kwiaty, a nie je otrzymywać. Tak przynajmniej myślała. "Podobno  różowe goździki symbolizują wieczną pamięć o obdarowanej osobie". Te słowa zadźwięczały w uszach Crimsona przecinając ciszę panującą w mieszkaniu. Drake spojrzał na matkę oczekując na pytanie skąd się wzięły i rzeczywiście takie pytanie padło z ust jego mamy. Mężczyzna nie chciał zaczynać tematu, sam spędził kilka godzin rozmyślając o tym, bezskutecznie szukając odpowiedzi na nurtujące go pytania. "Nie twoja sprawa". Cichy, niski i zachrypnięty głos wydobył się z jego gardła. Crimson nie należał do tych gadatliwych, w pracy musiał mówić wystarczająco dużo, żeby w domu nie chcieć mówić wcale. Pytania mnożyły się w ustach matki, ale niewiele z nich otrzymało odpowiedź. "Masz kogoś? Kto to? Jest dla ciebie dobra? Znam ją?" Pytania odbijały się echem od ścian i odpowiadało im wymowne spojrzenie złoto-szarych oczu. "Mówiłem już, że to nie twoja sprawa" Crimson nie był zadowolony z serii pytań tym bardziej, że tym, który wysłał mu te kwiaty był mężczyzna, który w jego pamięci dalej był małym, chudym i bladym chłopcem o niesamowicie ciepłym uśmiechu. Zaskakiwało go, że na myśl uśmiechu Clover'a robiło mu się w pewien sposób lepiej. Kolejna rzecz wrzucona do zapomnianego worka z napisem "Crimson nie rozumie". Drake zrobił mamie zieloną herbatę, którą potem sączyła delikatnie i powoli, dokładnie jak robiła to za każdym innym razem, zupełnie jakby nic innego nie miało znaczenia. Spokój mamy Crimsona wywoływał spokój w nim samym. Mężczyzna usiadł obok matki i  zaczęli rozmawiać na błahe tematy, tak minęły dwie godziny. Mama wróciła do tematu kwiatów, ale Crimson był zbyt zmęczony myśleniem o nich, więc szybko zmienił temat i powiedział jej, że musi wyjść na ważne spotkanie co w gruncie rzeczy było kłamstwem, ale mężczyzna stwierdził, że wieczorny spacer dobrze mu zrobi. Odprowadził swoją mamę na przystanek tramwajowi i sam powędrował w stronę centrum miasta, do którego nawet nie planował dojść, przytłaczał go tłum ludzi na ulicach.

Crimson i CloverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz