5

191 11 3
                                    

Morderca był za mną. Zaatakował mnie  i stał za mną, a ja jak jakaś idiotka nie potrafiłam się odwrócić i poznać prawdę. Rozwiązałoby to wszystkie problemy, ale niestety tak się nie stało. W dodatku przestępca wysłał do mnie wiadomość z nieznanego numeru. Mogłabym pójść na policję i w końcu zakończyć to swoje bezmyślne śledztwo. Detektyw Konor pewnie a swoje sposoby, aby kogoś znaleźć na podstawie numeru. Może powinnam to wszystko zostawić policji od razu, a nie robić tak niebezpieczne rzeczy na własną rękę.

Z drugiej strony, gdybym nie zaczęła badać sprawy, nie odkryłabym tak wielu rzeczy. Pewnie w dalszym ciągu ufałaby swoim przyjaciołom bezgranicznie, co mogłoby się skończyć w przyszłości źle, może nawet śmiercią. Co mnie wyróżniało, że ja nie zginęłam, a Julka i Dawid tak? To było jasne. Nie miałam większego powiązania ze śmiercią Filipa i Ani.

Nie mogłam teraz wszystkiego tak po prostu zostawić. Była możliwość, że wiedziałam więcej niż policja. Może to, że dostałam wiadomość od mordercy powinnam zgłosić, ale skoro on lub ona wie, że węszę to znaczy, że ma mnie na oku, dlatego mogłoby to być ryzykowne. Na szczęście lubiłam ryzyko.

Szłam w kierunku domu, rozmyślając i analizując to wszystko w kółko i w kółko. Ja nie miałam powiązania ze śmiercią Ani i Filipa, dlatego zostałam zaatakowana za wypytywanie, ale nie zabita. Adam kochał Anię, więc tym bardziej nie miał związku z ich śmiercią. Wika również nie miała z tym związku, ale mogła mieć inny motyw związany z miłością do Dawida. Patka jedyna mogła mieć związek z ich śmiercią, co wskazuję na to, że ... o Boże. Może być kolejną ofiarą!

Gdy uświadomiłam to sobie, natychmiast zboczyłam z drogi do domu i zaczęłam podążać w stronę domu Patki. Musiałam ją ostrzec. Nie miałam zamiaru tracić ponownie kogoś bliskiego. Szłam tak szybko jak tyko mogłam, nie zważając na to, że od czasu do czasu kogoś szturcham. Widziałam już jej dom. Zaczęłam biec sile sił w nogach, modląc się, aby była cała i zdrowa. Zostało mi tylko przejście przez ulice, na którą weszłam nie rozglądając się. Zdążyłam zobaczyć tylko błysk światła i poczuć przeszywający ból.

Znalazłam się  w domku. Nie miałam bladego pojęcia skąd się tu znalazłam, ani w jaki sposób. Zaczęłam się rozglądać, ale było za ciemno, żebym potrafiła coś dostrzec. Szłam w kierunku kuchni, ponieważ dobiegało stamtąd światło. Idąc potknęłam się o coś, a raczej o kogoś leżącego na podłodze. Weszłam do kuchni i ujrzałam Julkę i Dawida, żywych. Krzątali się po pomieszczeniu, sprzątając. Nie zobaczyli mnie. Sięgnęłam po nóż, nie chciałam tego, ale nie kontrolowałam własnych ruchów. Podeszłam do Dawida i zaczęłam dźgać go z wielką wściekłością. Nie miałam pojęcia dlaczego to robię. Krew spływała mi po ręce, a Julka zaczęła krzyczeć, ale nikt jej nie słyszał, ponieważ wszyscy byli odurzeni. Potem zbliżyłam się do niej i...

- Nie! -krzyknęłam porywając się z łóżka, w którym byłam.

Byłam chyba w szpitalu. Leżałam podpięta to tych wszystkich urządzeń i przykryta białą kołdrą. Lekko otumaniona rozejrzałam się i zobaczyłam swoją mamę, Adama i Wikę. 

- Gdzie Patka?  - zapytałam zmartwiona, przypominając sobie co zamierzałam zrobić.

- Spokojnie - powiedziała mama. - Poszła do kawiarenki po kawę. Jak się czujesz?

- Dobrze, jak na kogoś kto miał wypadek . - uśmiechnęłam się.

Dowiedziałam się od lekarza, że nie stało mi się nic poważnego. Straciłam na długo przytomność, dlatego postanowili jeszcze mnie tu zatrzymać. Kiedy udało mi się wszystkich odesłać do domu, starałam się zająć umysł czymś niewymagającym większego wysiłku i oglądałam filmiki na telefonie. Niestety nie pomogło i to w zapomnieniu mojego snu. Cóż, miałam nadzieję, że tylko snu.

Co jeżeli okazałoby się to prawdziwym wspomnieniem? Co jeżeli ja to zrobiłam? Przecież istniała możliwość, że zrobiłam to nieświadomie. W normalnej rzeczywistości nie zrobiłabym tego, ale we śnie? Może to o czym myślałam było szalone, ale już nie wiedziałam co myśleć. Po długim rozmyślaniu, kiedy już straciłam nadzieję na sen, on przyszedł.

Rano, gdy pakowałam swoje ubrania, aby wreszcie wyjść ze szpitala, starłam się zapomnieć o tym wszystkim. Nie powinnam pakować się w takie rzeczy. Nie dość, że zostałam zaatakowana, to jeszcze miałam wypadek na własne życzenie. Powinnam od razu zostawić to policji. W dodatku tak dużo o tym myślałam, że miałam ten dziwny sen. Tak. Na pewno to przez to. 

Powiedziałam mamie, że nie musi po mnie przyjeżdżać. Po długich namowach, udało mi się ją przekonać, ale na prawdę było trudno. Podziękowałam jeszcze raz lekarzowi, zabrałam torbę i ruszyłam w kierunku wyjścia. Cieszyłam się, że wychodzę, ale nie chciałam wracać to rzeczywistości, gdzie dzieję się to całe zło.

Nagle zaczął dzwonić mój telefon. Trochę się natrudziłam, żeby znaleźć go, ale udało mi się praktycznie w ostatniej chwili. Na szczęście była to bliska mi osoba, a nie jakiś anonim.

- Hej. - powiedziałam.

- Hej. - nastała niezbyt krótka cisza. - To ja.

- Wiem.

Domek nad jezioremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz