Harry przez dwa tygodnie już mieszkania u krewnych, dał rade wysłać tylko trzy sowy z listami, do momentu, aż Wuj Vernon go przyłapał. Każdy list jaki Harry dostawał, Vernon skutecznie się go pozbył. Również przez ten czas Harry, dostał tylko trzy porządne posili, które po chwili zwrócił, bo jego żołądek już nie bym przyzwyczajony do dużej ilości jedzenia na raz. Dzisiaj Harry był sam w domu, ale musiał posprzątać cały dom przed przyjściem ciotki Marge. W ten dzień wyjątkowo nie przyleciała sowa, Harry ciągle wypatrywał jej przez okno z nadzieją, że jednak przyleci i będzie mógł przeczytać, co Severus do niego napisał. Harry pod nieobecność krewnych wziął sobie twaróg, zdążył go zjeść przed przyjściem całej rodzinki, podbiegł na korytarz spuszczając głowę
- Wszystko posprzątane dzieciaku? - warknął Vernon.
Harry skinął głową.
Vernon wszedł do salonu i zaczął się rozglądać, Dudley wchodząc za ojcem, uderzył barkiem Harry'ego. Harry cicho jękną, łapiąc się za swoje kościste ramie.
- Niedługo przyjdzie ciotka Marge, masz zabrać od niej płaszcz, jak będzie mieć oczywiście i pomóc w wniesieniu torebki, potem ewentualnie jak coś zostanie z kolacji, dostaniesz resztki. - powiedział Vernon rozsiadając się na kanapie, włączając telewizor. Dudley usiadł na krześle, a jego grube dupko wylewało się na boki.
- Dobrze Wujku. - powiedział cicho Harry.
- A jak tam z listami, przyszły jakieś dzisiaj? nie waż się mnie okłamać, bo wiesz, że szybko się z tobą rozprawie. - podbródki Vernona się trzęsły, nie patrzył na Harry'ego, jak do niego mówił.
Harry wzdrygnął się na głos Vernona, wyrwany z zamyślenia.
- Nie wuju, dzisiaj żaden list nie przyszedł i żadnej sowy również nie wiedziałem. - Harry udał, że powiedział to z wielką satysfakcją, a tak naprawdę czuł się źle.
- Bardzo dobrze, pewnie już o tobie zapomnieli - odwrócił się w stronę Harry'ego - kto by chciał o tobie pamietać?
Harry nic nie odpowiedział, spuścił głowę, żeby Wuj nie widział napływających łez do jego oczu.
Nie minęło półgodziny, a rozległ się dzwonek do drzwi. Vernon zerwał się z kanapy, żeby otworzyć drzwi, ale w tym samym momencie zauważył Harry'ego i z powrotem opadł na kanapę.
- Otwórz drzwi ciotce Marge, wstrętny gówniarzu. Jeszcze zapomniałem ci powiedzieć, nie chce cie widzieć w salonie, żebyś mi kolacji nie obrzydzi, stój tam gdzie zawsze... na korytarzu. - powiedział Vernon. Harry poszedł do drzwi szurając nogami i je otworzył.
- Myślałam, że drzwi mi otworzy mój kochany Dudziaczek, a tymczasem otworzyłeś je ty. - Ciotka Marge powiedziała z obrzydzeniem i przepchnęła się przez drzwi razem ze swoim śmierdzącym psem.
- Mogę ciotce pomoc z zaniesieniem torebki... - powiedział Harry, wyciągając rękę.
- Żebyś jeszcze ukradł moje pieniądze? nigdy w życiu. - wypluła słowa i poszła z podniesioną głową do salonu, w którym rozniosły się okrzyki radości.
Harry zamknął drzwi i powoli poszedł w stronę salonu, ale do niego nie wszedł.
- Gdyby mi podrzucili takiego dzieciaka, od razu bym go oddała - powiedziała Marge, patrząc na Harry'ego. Petunia spojrzała na chłopca piorunującym wzrokiem.
Harry po kolacji musiał sprzątnąć ze stołu wszystkie talerze i szklanki, oczywiście nie mógł liczyć na resztki, bo wszystkie dostał pies. Gdy zaczął myć naczynia, kolejny raz Marge nawiązała temat Harry'ego.
CZYTASZ
Chłopiec, który przeżył.
Fanfiction„Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan...