Rozdział 2

961 81 6
                                    

Przylatują na JFK o prawie piątej, po opóźnieniu na pasie startowym, które Louis zdecydowanie przewidział. Pada, kiedy samolot dotyka ziemi, a Louis pozwala Harry'emu spać przy oknie, kiedy bramka zostaje wyciągana. Ma założony kaptur, jego usta są otwarte i nieprzytomnie mruga oczami, rozpoznając to, że ktoś mu się przygląda. Louis wciąż zastanawia się co znaczy bycie zakochanym, ale siedzenie w samolocie, który wylądował i wpatrywanie się w swojego śpiącego chłopaka chyba mogłoby być gdzieś na liście.

Kiedy światła kabinowe się zapalają Harry wciąż się nie porusza, Louis nachyla się, aby przebiec palcami po jego włosach i pocałować jego czoło. - Jesteśmy na miejscu - mówi, kiedy Harry cicho protestuje. - Czas jechać do domu.

Biorą taksówkę sprzed lotniska i jadą do mieszkania Louisa, Harry przekłada swoje torby przez frontowe drzwi, jakby tam należały. - Chcesz wyjść na obiad? - Pyta.

- Zamówmy tajskie - mówi Louis, nadeptując na tył butów, aby je ściągnąć. - Z krabowymi pierożkami.

Harry się uśmiech jest zakrzywiony, kiedy przechodzi, a jego oczy są psotne. Obejmuje Louisa i przyciąga go bliżej, jego twarz jest przyciśnięta do szyi szatyna. Dłonie Louisa automatycznie opadają na jego biodra, palce znajdują się pod materiałem jego bluzy.

- Co się stało? - Harry głęboko wdycha powietrze, a Louis się śmieje, sięgając swoimi dłońmi dalej, przyciskając je do jego ciepłej skóry. - Właśnie mnie wyczułeś? Jestem przekonany, że pachnę jak samolot i nieświeże powietrze.

- To tak jak ja - mówi Harry, a potem przyciska wargi do szyi Louisa. Robi to ponownie, a potem jeszcze raz, aż na skórze szatyna pojawia się gęsia skórka.

- Technicznie to oznacza, że powinniśmy wziąć prysznic - mówi Louis, kiedy wargi zamieniają się w zęby i Harry przygryza mięsień na jego szyi. - Auć, hej - mówi, odciągając się i unosząc głowę Harry'ego. - Kiedy stałeś się wampirem?

Uśmiech bruneta jest niewyraźny, kiedy przyciąga szatyna do gorącego pocałunku, który ponownie sprawia, że Louis ociera się o jego biodra, zęby Harry'ego pociągają za jego wargi. Pozwala sobie w to wsiąknąć niczym w gorącą kąpiel, słodkie usta Harry'ego i mokry język, delikatne dźwięki przyciśnięte jak sekrety. Musieli ograniczyć ostatnio czynności dla dorosłych, tak przez jakiś tydzień, kilka handjobów pod pościelą i jęki wgryzione w swoje ramiona jak dzieciaki w liceum na koloniach. Teraz, mając usta Harry'ego w pełnej krasie w pustym mieszkaniu, to zbyt dobre, by przestać.

Dłonie Louisa żyją własnym życiem, kiedy przyciąga do siebie Harry'ego, a potem wślizguje je za gumkę jego dresów, zaciskając nisko na jego tyłku. - Naprawdę, naprawdę, powinniśmy wziąć prysznic - szepcze Louis pomiędzy pocałunkami, nawet jeśli Harry ociera się o niego. Naprawdę mówi to mając jakiś respekt do higieny, więc nie oczekuje dokładnie, że Harry tak szybko się wyprostuje i odsunie.

- W porządku - mówi, ściągając przez głowę swoją bluzę i pozwalając jej opaść na podłogę. - Możemy wziąć prysznic. - Następnie ściąga swoją bluzkę, a Louis wyślizguje swoje dłonie z dresów Harry'ego, by złapać go za biodra w lekkim zmieszaniu. - Nie może nawet zdecydować, która część ciała Harry'ego jest jego ulubioną, ale krzywizna jego bioder jest prawie zawsze na szczycie listy.

- Dobrze? - Mówi powoli Louis, bardziej jako pytanie niż zgodę.

- Potem powinieneś mnie pieprzyć - mówi Harry słodko jak nigdy. - Ponieważ o to prosiłem Mikołaja na święta i jakoś się nie udało.

Usta Louisa się wykrzywiają i nie w jego interesie jest odmawianie sobie ekstrawaganckiej przyjemności bycia tym, który pieprzy Harry'ego, ale musi zapytać. - Poprosiłeś Mikołaja o to bym cię pieprzył? - Uśmiech Harry'ego opada, kiedy wpatruje się w Louisa. Bierze dwa kroki do tyłu i kładzie ręce na biodra. Louis nie może powstrzymać uśmiechu. - Czy to coś o czym powinniśmy porozmawiać czy...?

Wild Love: Never Slows Down (tłumaczenie pl)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz