14. Komenda

450 17 0
                                    

Miesiąc minął Mateuszowi bardzo szybko. Doktor Trojczyk naprawił swój błąd, przepisując księdzu leki nasenne, które ten z wdzięcznością przyjął dzięki, czemu koszmary ustąpiły. Blondyn coraz częściej zaczynał rozmowy lub wychodził na spacery z babcią, lub Natalią, co swoją drogą bardzo cieszyło jego przyjaciół, ponieważ oznaczało to, że ten zaczyna wychodzić na prostą. Ignorowali całkowicie jego wzdrygania, drżenie czy nawet spinanie się, ponieważ wiedzieli, że choćby nie wiadomo jak się starali to nie będą w stanie z tego go wyleczyć.

Dzisiaj jednak Orest wraz z Mietkiem postanowili zabrać księdza na komendę, by ten przyzwyczajał się powoli do większej ilości osób. Doktor Trojczyk także stwierdził, że to dobry pomysł, ponieważ, kiedy blondyn już opanuje swój strach przed dużą ilością osób, będzie w końcu mógł robić to, co kochał, a na tym najbardziej im zależało. By Mateusz w końcu wrócił do życia, przed porwaniem.

Teraz czekając na jednego z mężczyzn, którzy zaoferowali, że po niego przyjadą, Mateusz próbował przypomnieć sobie, co stało się z jego rowerem. Szukał go po plebanii, ale nigdzie go nie znalazł. Pamiętał, że zanim go porwano, jechał z powrotem na plebanie, ale później nie mógł nic już sobie przypomnieć, aż do momentu pobudki w zimnej hali.

- Proszę księdza? - Orest, który znalazł chwilkę, by wyskoczyć po blondyna, położył rękę na ramieniu mężczyzny, tym samym wyrywając go z zamyślenia — wszystko dobrze? - zapytał, widząc jego lekko zmarszczone brwi.

- Tak, tak wszystko dobrze — odpowiedział natychmiast, wstając, uśmiechnął się lekko do siwowłosego policjanta — po prostu zastanawiam się, gdzie podział się mój rower — kontynuował zgodnie z prawdą. Możejko podrapał się z tyłu głowy, wyglądając na lekko winnego.

- Jest u mnie — powiedział powoli i spojrzał w oczy księdza, który w tej chwili wyglądał na zaskoczonego. Możejko nawet mu się nie dziwił, w sumie parę lat temu nawet by nie rozmawiał po przyjacielsku z blondynem, a co dopiero przechował jego rower — całkowicie zapomniałem go księdzu oddać. Poślę kogoś po niego i każe dostarczyć go na plebanie.

- Spokojnie panie inspektorze, nie musi się Pan tak spieszyć — blondyn zaśmiał się lekko, idąc wraz z policjantem w stronę radiowozu. Ulżyło mu, że rower nie został zniszczony, a jedynie został przechowany i zapomniano go oddać. Mateusz rozumiał to. Najpierw porwanie, później śpiączka, a na końcu jego powrót na plebanie, gdzie o wyjściu do ludzi przez długi czas nie było mowy. To, że inspektor zapomniał o rowerze, było normalną rzeczą.

- Chłopaki już nie mogą się doczekać, aż ksiądz przyjedzie — siwowłosy gładko zmienił temat, przy okazji otwierając drzwi samochodu dla księdza, tym samym wprawiając go w lekkie zakłopotanie. Kiedy ten wsiadł szybko, okrążył pojazd i wsiadł na miejscu kierowcy, odpalając auto — Mietek od samego rana chodzi uradowany, a reszta cały czas spoglądają na zegarki — dokończył, puszczając oczko blondynowi, ten uśmiechnął się lekko, ciesząc się, że ktoś reaguje tak na jego odwiedziny.

Od porwania nie za bardzo inni policjanci go odwiedzali, prawdopodobnie poinformowani o jego stanie psychicznym. Nie dziwił się. Ledwo co mógł bez wzdrygania lub paniki być w jednym pokoju z przyjaciółmi, a co dopiero z resztą ludzi spoza grona najbliższych.

Mateusz oparł głowę o szybę, czując się zmęczonym. Nie wiedział czemu, ale postanowił na razie niepokoić doktora Trojczyka, w końcu ten ma ważniejsze sprawy, a on da sobie radę. Nawet się nie spostrzegł, a już zmorzył go sen.

Możejko, spostrzegając, że jego pasażer zasnął, ściszył, grające radio i postanowił zwolnić, by ten mógł choć trochę się zdrzemnąć. Obrał o wiele dłuższą trasę na komendę, przy okazji informując SMS-em Mietka o zaistniałej sytuacji. Teraz wystarczyło jechać ostrożnie by nie obudzić księdza. Taki cel właśnie postawił sobie inspektor, co jakiś czas spoglądając na Mateusza.

~*~

Kiedy w końcu podjechał na komendę i zgasił samochód, odwrócił się w stronę nadal śpiącego księdza i delikatnie położył swoją rękę na jego ramieniu, potrząsając nim lekko by go zbudzić.

- Proszę księdza, pobudka — mówił spokojnie, nie chcąc go przestraszyć. Kiedy to nie podziałało, postanowił spróbować jeszcze raz, ale troszeczkę głośniej — Mateuszu już dojechaliśmy — ponowił nawoływanie, które tym razem podziałało. Blondyn otworzył swoje niebieskie oczy i parę razy zamrugał, by rozwiać mgiełkę snu. Podniósł głowę i zaczął się rozglądać, nie poznając miejsca, przez nadal zaspany umysł. Powoli zaczynał panikować, ale w porę dostrzegł siedzącego Oresta, dzięki temu się uspokajając — Mam nadzieję, że ksiądz się wyspał. Jesteśmy na miejscu i tam zrobię księdzu kawę, to szybciej się ksiądz rozbudzi.

- Dziękuję — powiedział, przecierając oczy. Zmęczenie, które mu towarzyszyło od rana, na moment ustąpiło. Wysiadając z samochodu, starał się rozmasować zesztywniały kark, ruszając razem z inspektorem do środka komendy, witając po drodze paru policjantów.

Gdy tylko weszli do głównej części komendy, powitały go głośne oklaski. Nie mógł powstrzymać drżenia, ale ręka inspektora, który w tym momencie patrzył niezadowolony na swoich podwładnych, skutecznie dodała mu otuchy. Spojrzał na zarumienione twarze mundurowych, prawdopodobnie zapomnieli o jego stanie i przeczesał wciąż drżącą dłonią swoje włosy.

- Czy ja wyraźnie nie mówiłem wam, że mieliście go przywitać bez takich niespodzianek? - głos inspektora był spokojny, ale można było wyczuć w nim złość. Ci tylko mruknęli pod nosem ciche przeprosiny — gdzie Mietek? - zapytał siwowłosy, nie mogąc dostrzec swojego przyjaciela.

- Dostał zgłoszenie, zabrał paru chłopaków i wyszedł — Gibalski pośpieszył z wyjaśnieniami, nie chcąc, by złość szefa przelała się na Nocula. Już I tak wszyscy na komendzie byli świadomi, że kiedy tylko ksiądz Mateusz wróci na plebanie dostaną niezłą burę, za ich dzisiejsze zachowanie na widok blondyna.

- Dobra, kiedy tylko Mietek wróci, powiedzcie, że ma przyjść do gabinetu. Będziemy tam czekać — widział zawiedzione miny swoich ludzi, którzy chcieli porozmawiać z księdzem, ale ten potrzebował kawy, by się rozbudzić, a co najważniejsze, by się uspokoić.

Możejko był zły na swoich ludzi, poprawka. Był wściekły, ale nie pokazywał tego, by bardziej nie stresować księdza. Dokładnie ustalili jakich zachowań mieli unikać i oczywiście, wszystko szlag trafił. Siwowłosy, gdy tylko zobaczył, że blondyn zaczął drżeć i powoli się wycofywać, pomyślał, że zaraz kogoś zamorduje. Jedynie stan blondyna, ostudził jego mordercze zapędy, ale postanowił rozliczyć się z nimi później.

Teraz poprowadził nadal sztywnego księdza do swojego gabinetu, zamykając za sobą drzwi i przy okazji posyłając wściekłe spojrzenie swoim podwładnym. Westchnął, uspokajając się i odwrócił się w stronę szafki, na której miał wszystko, co potrzebował w tej chwili do za parzenia kawy. Kątem oka spojrzał na podpierającego się o dłonie księdza, chciał walnąć głową w ścianę za głupotę jego ludzi. Czy oni chociaż raz nie mogli się powstrzymać? Czy naprawdę musieli robić takie przedstawienie? Przecież dopiero co Mateusz wyszedł do większej ilości osób, a już go przestraszyli! Gdyby Mietek był nadal na komendzie, może udałoby się tego uniknąć, ale stało się i teraz musi poczekać, aż blondyn sam postanowi zacząć rozmowę.

Czajnik, który chwilę wcześniej włączył, oznajmił krótkim kliknięciem i bulgotaniem o swojej gotowości. Orest zalał wcześniej przygotowaną kawę i odstawił urządzenie na swoje miejsce. Zabierając kubek z parującą kawą, zgarnął cukierniczkę i postawił przed blondynem. Ten spojrzał zaskoczony na siadającego Możejkę, który postawił swój kubek na biurku naprzeciwko kubka Mateusza.

- Obiecałem księdzu kawę, więc oto ona — siwowłosy uśmiechnął się lekko, nie przejmując się jego zdziwieniem. Prawdopodobnie zapomniał o tym, przez sytuację sprzed chwili.

- Dziękuję — powiedział ponownie niebieskooki i złapał drżącymi jeszcze lekko dłońmi o ciepły kubek. Zapatrzył się na parujący płyn,  odpływając do swoich myśli.

Możejko podsunął cukiernicze, po czym spojrzał za oddzielającą jego biuro od reszty komendy szybę. Widział winne spojrzenia jego ludzi, którzy co jakiś czas spoglądali na Mateusza. Chciał wyjść z gabinetu i powiedzieć im, że kiedy tylko Mateusz się uspokoi i postanowi do nich wyjść, to do tego momentu będą musieli czekać. Niestety nie mógł tego zrobić, ze względu na stan blondyna. Nie mógł go zostawić, ponieważ duchowny nie powinien być zostawiany sam sobie w takim stanie, a szczególnie na obcym dla niego terenie.

Kilka minut upłynęło w ciszy, a dwójka siedzących mężczyzn powoli piło stygnącą kawę. W tym momencie do drzwi zapukał Nocul, który właśnie wrócił na komendę. Nie wiedział za bardzo, dlaczego połowa jego kolegów z pracy jest taka markotna. Przecież jeszcze dzisiaj rano tak się cieszyli! Gdy tylko dostał pozwolenie na wejście od szefa, zauważył bladego blondyna siedzącego naprzeciwko Możejki. Jedno spojrzenie na Oresta upewniło Nocula o tym, że coś poszło nie po jego myśli i to właśnie policjanci doprowadzili księdza do takiego stanu.

- Dzień dobry, proszę księdza — przywitał się z nadal milczącym Mateuszem, ten mrugnął parę razy, wracając do rzeczywistości i spojrzał na przyjaciela.

- Dzień dobry, panie Mietku — uśmiechnął się blado w stronę łysawego mężczyzny, który właśnie zajmował jedno z krzeseł w pomieszczeniu — Jak minął panu dzień? - zapytał i spojrzał zdezorientowany na Oresta, który w tym momencie westchnął z ulgi. Blondyn nie za bardzo zdawał sobie sprawę, dlaczego, ale postanowił nie pytać.

- A jakoś uszło. Kilka włamań i fałszywy alarm w sklepie jubilerskim, dzień jak co dzień w Sandomierzu proszę księdza! - Nocul zaśmiał się, a jego śmiech wzmocnił się jeszcze bardziej, gdy zauważył, jak Możejko załamuje ręce. Mateusz natomiast pokręcił z niedowierzaniem głową, dopijając kawy.

- A no właśnie! Mietek ktoś musi pojechać po rower od księdza. Jest nadal u mnie — Możejko, przypominając sobie o rowerze Mateusza, spojrzał kątem oka na duchownego, który przez chwilę skrzywił się w bólu. To bardziej zaniepokoiło siwowłosego, ale postanowił na razie o nic nie pytać, dopóki Mietek nie wyjdzie. Nie chciał bardziej zamartwiać przyjaciela, przypominając sobie, jak wyglądał podczas trzymiesięcznej śpiączki blondyna.

- Zaraz któryś z chłopaków skoczy po rower spokojnie, zaraz wrócę — łysawy mężczyzna wyszedł szybko z gabinetu, poszukując ochotnika, w tym momencie inspektor spojrzał w oczy blondyna, w których zauważył dobrze skrywany cień bólu.

- Co się dzieje? - nie zamierzał owijać w bawełnę, dlatego teraz przyglądał się zaskoczonemu księdzu — widziałem, że ksiądz się skrzywił. Naprawdę, proszę mi powiedzieć, nie zamierzam patrzeć na księdza cierpienie z założonymi rękami — powiedział po chwili, nadal nie odrywając spojrzenia od tych niebieskich tęczówek.

- To nic panie inspektorze — blondyn westchnął przeciągle, zdając sobie sprawę, że ktoś to w końcu zauważył. Spojrzał na chwilę za siebie, widząc, że Mietek dalej rozmawia z policjantami, czekając na kawę z automatu, odwrócił się po chwili w stronę siwowłosego, zdając sobie sprawę, że ten nadal się w niego wpatruje. Odchrząknął — od samego ranka boli mnie głowa, to tyle przejdzie — zapewniał Możejkę, ten rozsiadł się w swoim fotelu i zapatrzył się chwilę za szybę, na swoich podwładnych.

- Tylko ból głowy, tak? - upewniał się, a kiedy otrzymał potwierdzające skinięcie, przytaknął szybko — ale obieca mi ksiądz, że jeśli tylko poczuje się gorzej od razu, zadzwoni do doktora Trojczyka? On na pewno znajdzie czas, przecież on chce tak jak my dla księdza, jak najlepiej.

- Wiem panie inspektorze, wiem — Mateusz przeczesał swoje krótkie blond włosy, które jeszcze w szpitalu jedna z pielęgniarek, która znała się na fryzjerstwie, musiała obciąć, jeszcze, kiedy znajdował się w śpiączce. Doskonale pamiętał, że podczas pobytu w niewoli, miał o wiele dłuższe niż teraz. Potrząsnął szybko głową, by odgonić myśli ôd tych niepożądanych i powiedział to, na co tak czekał Możejko — obiecuję.

Orest z zadowolonym uśmiechem wstał z zajmowanego miejsca i wyjął z szafki szachy, które Mietek i Mateusz tak uwielbiali grać. W tym momencie do gabinetu wrócił Nocul, a widząc jego ulubioną grę, którą grał zawsze z księdzem, od razu zatarł ręce, uprzednio odstawiając kawę na biurko.

- Czyli szykuje się partyjka — powiedział zadowolony i przysunął sobie krzesło do biurka, a Mateusz wraz z Orestem zaśmiali się z jego dziecinnego zachowania — to, kto pierwszy zaczyna? - spojrzał na Mateusza, a później na szefa czekając na werdykt.

- Może najpierw ty z księdzem, ja popatrzę — Możejko przesunął szachownicę w stronę Nocula, który od razu zaczął ją rozkładać. Gdy Mateusz wybrał kolor swoich pionków, rozpoczęła się gra.

Siwowłosy z zaciętą miną przyglądał się grze swoich dwóch przyjaciół, czekając na swą kolej. Słyszał doskonale, że Mateusz jest niesamowity w grze w szachy, ale nie przypuszczał, że aż tak! Teraz już wiedział, dlaczego Mietek tak bardzo się poprawił w tej grze, ale inspektor nawet się nie dziwił. Jemu samemu poprawiłyby się umiejętności, przy takim nauczycielu. Kiedy tylko przyszła kolej na niego, po przegranej Nocula stwierdził, że wygranie z księdzem nie jest taką prostą sprawą i już po jakimś czasie on również przegrał. Następną rundę, którą Możejko rozgrywał z Noculem, była o wiele łatwiejsza niż, gra z duchownym.

Gdy tylko zakończyli ostatecznie grę w szachy, a Mateusz postanowił pójść do reszty policjantów, Orest wraz z Mietkiem oglądali Mateusza z gabinetu siwowłosego, rozmawiając cicho między sobą. Dopiero kilka godzin później, Możejko zauważył, że ksiądz zaczyna powoli słaniać się na nogach ze zmęczenia i ostatecznie, postanowił zabrać go na plebanię. Gdzie duchowny w końcu mógłby odpocząć.

Prowadząc zmęczonego księdza do samochodu, cały czas go podtrzymywał, zdając sobie sprawę, że dzisiaj wykorzystali cały limit blondyna i całkowicie go wymęczyli. Pomagając mu wejść do samochodu, widział, że powieki księdza zaczynają opadać, gdy tylko został posadzony. Odpalając auto z ciężkim sercem, nie pozwalał Mateuszowi zasnąć przez całą drogę, dopiero gdy po jakimś czasie znaleźli się na plebanii, zawołał palącego Pluskwę, by ten pomógł mu w za prowadzeniu księdza do jego pokoju.

- Co mu jest? - Waldek, idąc wraz z inspektorem i podtrzymując Mateusza, od razu zauważył, jak ten ledwo stoi na nogach i tylko dzięki nim udało mu się jeszcze stać. Będąc już w pokoju blondyna, posadzili go delikatnie na materacu i przebrali w piżamę, wiedząc, że Mateusz ledwo mógł to zarejestrować.

- Moi ludzie przeholowali i wyczerpali jego limit — odpowiedział, Możejko, kładąc Mateusza, ale zatrzymał się, gdy Waldek pokazał mu tabletki — co ty mu dajesz?

- Andrzej mu to przepisał. Tabletki nasenne, dzięki nim nie ma koszmarów — wyjaśnił i wkładając małą pigułkę do ust, przystawił półsiedzącemu blondynowi szklankę wody, którą ten po chwili opróżnił. Siwowłosy ułożył nadal podtrzymywanego Mateusza na poduszkę i okrył kołdrą. Wychodząc z pokoju Możejko, chwycił ramię rudowłosego, zatrzymując go.

- Nie wiedziałem, że ma koszmary — przyznał szczerze, a Waldek przygryzł wargę. Spojrzał krótko na zamknięte drzwi i wrócił spojrzeniem na inspektora.

- Sami byśmy nie wiedzieli, gdyby nie to, że nas obudził jego krzyk — powiedział I oparł się o biurko Mateusza — nawet nie masz pojęcia, jak się przestraszyliśmy, w pewnym momencie śpisz, a w drugim słyszysz przerażony krzyk przyjaciela. Myśleliśmy, że ktoś go zaatakował, albo włamał — wyjaśnił i podkręcił bezradnie głową — nie wiem, co mu się śniło, ale doktor Trojczyk, który na drugi dzień go odwiedził, wydawał się widzieć, go już w taki stanie nie raz, prawdopodobnie w szpitalu też miał koszmary, aż do momentu tych tabletek. Teraz bierze je przed snem i to pomaga.

- Może kiedyś powie, na razie niech odpoczywa — Możejko przetarł swoją twarz i podkręcił głową — wpadnę może jutro, ale nic nie obiecuje. Teraz muszę już wracać na komendę. Trzymaj się Waldek — powiedział i wyszedł z plebanii. Kierując się w stronę komendy, myślał o tym, czego się dowiedział. Miał wielką nadzieję, że tabletka pomoże i dzisiaj ksiądz nie będzie miał żadnych koszmarów, przez głupotę policjantów. Teraz jedyne co musiał zrobić to sobie z nimi poważnie porozmawiać.


~*~
Ello.

Jak tam życie? Bo mi ciepło w moim pokoju i nawet rozdziału pisać mi się nie chciało, ale jednak się udało.

Rozdzialik dłuższy, ale przynajmniej jest!

Szczerze? Piszę to o prawie trzeciej w nocy, oczy mi się zamykają, palce mi się plączą, a za oknem zimno... Yay.

Dobra, spadam bo padam.

Bay!

(Zawieszone) Zawsze pamiętaj o najbliższych twemu sercu / Ojciec MateuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz