Obława, tylko tak można było nazwać to, co się właśnie działo w opuszczonym budynku w środku lasu. Grupa policjantów prowadzona przez Możejkę i Nocula wpadła do środka, natychmiast zaczynając przeszukiwać przyboczne pomieszczenia. Słychać było tylko echo ich butów. Dwójka mężczyzn wbiegła do jednego pokoju, który był naprzeciw nich, z wysoko podniesioną bronią, czując lekkie déjà vu, przypominając sobie ostatnią akcje ratunkową księdza.
Zacisnął zęby i odgonił natychmiast ten obraz. Przecież to nie pora na to! Wraz z Mietkiem natychmiast zatrzymali się w pół kroku w przerażeniu, patrząc na leżącego na środku pomieszczenia Mateusza. Już chcieli do niego podejść, gdy obok ramienia aspiranta przeleciała kula, która trafiła w drzwi za mężczyzną. Wymierzyli pistolety wprost na uśmiechającego się szaleńczo Adriana, który wciąż mierzył w nich ze swojej broni, powoli podchodząc do leżącego mężczyzny.
- Odsuń się od niego, Wróblewski! - wykrzyknął Nocul, robiąc krok w przód, tak jakby był gotowy rzucić się na bruneta tu i teraz - jest nas dwóch na jednego, nie zmuszaj nas do użycia siły!
Adriana roześmiał się szaleńczo i spojrzał z politowaniem na policjantów - na serio myślałem, że zajmie wam to dłużej, ale w chuj wam się to nie udało. Ha! Z tego tu - kopnął leżącego Mateusza, pokazując im o kogo chodzi - nic już nie uzyskacie. Ta nic nie znacząca, marna kupa mięsa już nie nadaje się na nic, jedyne co można dla niej zrobić, to zastrzelić jak psa - powiedział z wyższością, celując między oczy blondyna, który jedynie patrzył beznamiętnym wzrokiem.
Zanim jednak zdołał wymierzyć śmiercionośny strzał, w jego ramię trafiła kula, która pochodziła z broni siwowłosego inspektora. Brunet jednak, nie zważając na ból spowodowany postrzeleniem, wymierzył ponownie w ofiarę, gdy nagle został odrzucony do tyłu przez Nocula, który wykorzystując nieuwagę Adriana, natychmiast podbiegł do niego, powalając go na ziemię w momencie, gdy ten chciał oddać strzał. Niestety mu się to udało, jednak kula zamiast trafić wprost w czoło blondyna, zmieniła trajektorię lotu i trafiła wprost w bok rannego mężczyzny. Ten nawet nie reagując na nowy ból, leżał tam, gdzie został porzucony i wpatrywał się w szamoczących się mężczyzn.
Nocul, po skuciu mężczyzny, ogłuszył go, by wyładować swoją złość i wywlókł bezwładne ciało Wróblewskiego na dwór i natychmiast wrócił do szefa, zostawiając resztę swoim kolegom. Natomiast Orest, który został w pomieszczeniu, nie patrząc na poczynania aspiranta, podszedł szybko do leżącego Mateusza, delikatnie biorąc go w ramiona, przechylając lekko głowę w jego stronę. W jego sercu pojawił się rozrywający ból, gdy patrzył w puste niebieskie oczy przyjaciela. Położył swoją dłoń na policzku duchownego, w głębi serca wierząc, że nagle zdarzy się kolejny cud i Mateusz się ocknie, ale tak się nie stało, ani teraz, ani kiedy wrócił Nocul. Spojrzał na przyjaciela, patrząc na załamaną twarz Mietka, która teraz była odzwierciedleniem jego twarzy.
- Wyłącz tę cholerną kamerę i wynośmy się stąd - powiedział cicho i przykrył swą kurtką blondyna, którego po chwili podniósł. Głowa Mateusza opadła do tyłu, ale duchowny nawet się tym nie przejął, nie będąc nawet świadomym tego, że nareszcie jego męki się skończyły i został uratowany.
Mężczyźni wyszli z pomieszczenia, idąc natychmiast do radiowozu. Orest niósł delikatnie Mateusza, nie chcąc sprawiać mu bólu, niestety budynek, w którym uwięziony był duchowny, stał pośrodku bagien, gdzie cudem udało im się wjechać, a i tak połowę trasy od samochodów musieli przejść, dlatego karetka, która byłaby teraz wybawieniem, nie była w stanie przyjechać. Tereny te były podmokłe, dodatkowo niedawno padał deszcz; to wszystko sprawiało, że nikt z nich nie miał pewności, czy ambulans zdołałby zawrócić i uwolnić się z bagien. Dlatego postanowili sami przywieźć Mateusza do szpitala, ponieważ na całym leśnym terenie otaczającym budynek nie było żadnego wolnego miejsca, na którym mógłby wylądować helikopter. Mogli jednak ze sobą zabrać Andrzeja lub Wojtka, ale ci wiedząc, co zostało zrobione rannemu mężczyźnie, mogli przygotować wszystko, co potrzebowali i zmobilizować personel, dlatego żaden z nich nie mógł pojechać z nimi.
Po przejściu dzielących ich metrów od radiowozów Mietek pomógł ułożyć rannego księdza na tylnych siedzeniach, gdzie zaraz usiadł Możejko, układając głowę przyjaciela na swoich kolanach. Łysawy mężczyzna wyjął z bagażnika koc, którym okrył duchownego, a następnie zasiadł na miejscu kierowcy, odpalając radiowóz. Obydwoje wiedzieli, że ich ludzie poradzą sobie doskonale, a sama Ewa była na tyle ogarnięta, że w razie czego wyda odpowiednie rozkazy. Jadąc teraz z zawrotną prędkością z włączonymi syrenami, mknęli wprost do szpitala.
Siwowłosy, nie zdając sobie z tego sprawy, zaczął przeczesywać włosy blondyna, nie będąc w stanie spojrzeć w dół, nie chcąc widzieć ponownie tych pustych oczu, ale mimo starań jego wzrok powędrował na przyjaciela, a jego serce ponownie nieprzyjemnie się ścisnęło. Przed oczami ukazał mu się obraz tego zawsze roześmianego, pomocnego i miłego mężczyzny, który teraz był już tylko jego cieniem. Zacisnął zęby i odgonił to natychmiast, ponieważ było to zbyt bolesne, zbyt bolesne było porównywanie tamtego Mateusza, przed torturami do tego obecnie, do tego złamanego na wszystkie sposoby człowieka, który wielu pomagając, sam stał się ofiarą.
- Zaraz będziemy w szpitalu - powiedział szybko Mietek, skręcając w uliczkę, która prowadziła do szpitala. W chwili, gdy zaparkowali, do ich samochodu podbiegł Andrzej wraz z kilkoma pielęgniarkami, którzy natychmiast przenieśli na nosze księdza, by następnie zniknąć w budynku, zabierając rannego wprost na salę operacyjną. Mietek podszedł do wciąż siedzącego przyjaciela, który wyglądał, jakby był w szoku - wszystko będzie dobrze - mówił, chociaż sam ledwo mógł w to uwierzyć, jego wzrok powędrował na budynek - Mateusz... - Możejko doskonale słyszał, jak wymawiając imię ich przyjaciela, głos mu lekko się załamał - Mateusz z tego wyjdzie, jak zawsze. Na pewno – dokończył, kładąc trzęsącą się rękę na ramieniu szefa.
Orest chciał w to wierzyć. Ale czy był jeszcze w stanie, pamiętając te puste niebieskie oczy? Czy był w stanie uwierzyć w to, że Mateusz w pewnej chwili po prostu się nie podda? Nikt z nich nie mógł być tego pewien, ale musieli w niego wierzyć, bo jeśli oni nie będą, to duchowny bez oparcia w kimkolwiek po prostu odejdzie, a na to żaden z nich nie chciał dopuścić.
***
Whoa!Mateusz nareszcie uratowany, yeah! Chociaż to nie koniec przygód naszego Miśka z Adrianem, co to to nie... Zobaczymy go jeszcze w jednym rozdziale, rozdziale finałowym! Ale do niego jeszcze daleko 😉😋
Napiszcie jak się wam podoba rozdzialik. Ja lecę dalej.
Bayo!

CZYTASZ
(Zawieszone) Zawsze pamiętaj o najbliższych twemu sercu / Ojciec Mateusz
Historia CortaPewnego dnia ksiądz Mateusz Żmigrodzki zostaje porwany, a cała komenda staje na głowie by go odnaleźć. Czy im się to uda? Czy odnajdą w porę swojego przyjaciela, zanim dojdzie do najgorszego? Tego dowiecie się czytając dalej. Zapraszam! 😉