Rozdział 3

570 58 2
                                    

26.05.2019r.

Elisabeth spędziła mnóstwo czasu ucząc się żyć bez swojego implantu zanim go otrzymała. I były to dni bardzo nieprzyjemne, gdy rodzice nie brzmieli w żaden sposób, ani brat, ani przesuwane po ziemi ciężkie meble, klaksony samochodów... Gdy przed kilkoma laty wszczepiono jej implant cały świat stał się lepszy, bardziej wyjątkowy, pełen szelestów, szumów, trzasków, huków, głosów...

Pójście do szkoły brata oznaczało powrót do świata ciszy.

Elisabeth siedziała w swoim pokoju, mając przed sobą dwie rzeczy. List i dziennik. I nie wiedziała co przerażało ją bardziej. Teoretycznie list nie był groźny, ale pochodził przecież ze świata, w którym mogła stracić wszystkie dźwięki. A dziennik... Podobno mógł jej odpowiedzieć na pytania, pomóc...

Chciała w nim coś napisać. Ale brat mówił, że Salazar Slytherin nienawidził takich osób jak ona.

-Profesor Potter przyciąga dziwne wydarzenia i rzeczy, ale nigdy nie naraziłby ucznia na niebezpieczeństwo - powiedział Charles, stając obok. - Spróbuj. Może naprawdę Slytherin się na coś przyda tym razem.

Chyba sam nie był pewien.

Westchnęła.

- Przyciągnij sobie taboret - powiedziała, wskazując małe krzesełko stojące w rogu pokoju. Gdy wykonywał tę prośbę, powoli wyciągnęła książeczkę z futerału.

Dziennik jak dziennik.  Tylko w oprawce skórzanej, przyjemnej w dotyku.

Otworzyła go. Wszystkie strony były gładkie i czyste.

- Od czego mam zacząć?

- Nie wiem... Nigdy nie pisałem z dziennikiem... Przedstaw się? - zaproponował.

Westchnęła, podnosząc ulubiony długopis z różowym wkładem.

"Nazywam się Lisia Mannor, profesor Potter (ze szkoły Hogwart) dał mi ten pamiętnik wczoraj, gdy przyniósł dla mnie gruby list w zapieczętowanej kopercie".

- Ale się rozpisałaś - Charles parsknął rozbawiony. Szybko jednak przestało mu być do śmiechu... Litery wsiąkły w papier i zniknęły.

"Miło mi panienkę poznać. Jeśli dobrze rozumiem, Lisia jest zdrobnieniem od Elisabeth?"

"Zgadza sie."

"Nazywam się Salazar Slytherin. Nazywałem... Za życia. Moją misją jest pomóc ci z twoją głuchotą w magicznym świecie".

- Bezpośredni jest - mruknęła, unosząc brew.

- Cóż... nie żyje z tysiąc lat. Co go obchodzą maniery? - podsunął.

"Jak chcesz mi pomóc? W ogóle... Dlaczego?"

Różowe znaki znów się rozpłynęły. Czysta kartka. Nie mogła uwierzyć, że pierwsza strona dziennika wciąż jest nieskazitelna.

"Dlaczego...? To długa historia."

"Mam dużo czasu."

Nic.

Westchnęła.

- Myślisz, że więcej już nic nie odpowie?

- Nie wiem... Nie spotkałem nigdy książki, która gada słowami innych ludzi. Jakby należały do niej. Może musi... Podładować jakieś baterie czy coś?

"Potrzebuję trochę czasu. Aby uporządkować moje wspomnienia. Wróćmy do tego dnia jutrzejszego, dobrze, panienko Mannor?"

"Skoro tak chcesz."

Nieoczekiwana PomocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz