30.05.2019r.
Kończy mi się czas, oj kończy //Sakuja
Rozdział 6
Przez całe swoje życie, Lisia nigdy, ani razu, nie płynęła łódką. Siedząc wśród innych pierwszaków, zaciskała drżące dłonie na drewnianym boku i nie była pewna, czy podziwiać mroczną toń wody czy majestatyczny, rozświetlony zamek z każdą chwilą rosnący coraz bardziej.
Hogwart był cudnym miejscem. Niesamowitym. Miała wrażenie, że gdy zerka w jego stronę, widzi zamek z bajki.
Tym bardziej ją przerażał.
Kilka razy dziewczyny, które również siedziały w łódce, odzywały się do niej, ale nawet nie próbowała zrozumieć, co mówią.
Udawała, że jest zbyt zapatrzona na wodę i odbicie budowli w jej ciemnej toni.To Profesor Potter, uśmiechnięty pogodnie, lekko zamaszystym gestem zaprosił ich grupę z jakiegoś rodzaju halu czy przedsionka do wielkiej sali. Wyglądał bardzo uspokajająco jak na mężczyznę ubranego w szmaragdową lekką szatę i czarne, idealnie wypastowane - aż lśniące - buty. Jego okulary w ciemnych oprawkach podkreślały kształt twarzy. I pasowały do psotnego uśmiechu.
- Moi drodzy - zaczął lekkim, ciepłym głosem. - Ponieważ wszyscy jesteśmy bardzo głodni, ogłaszam początek przydziału. Dziękuję za zgodę, profesor McGonagall - rzucił, kłaniając się lekko siedzącej przy stole dla nauczycieli damie ubranej w staromodną, ciemną suknię. Kobieta westchnęła, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. - Uwaga. Osoba, którą wyczytam, podejdzie, usiądzie na stołku i założy tą starą tiarę. Po usłyszeniu przydziału musicie usiąść przy odpowiednim stole. Kolejno; Slytherin, Huffelpuff, Ravenclaw i Gryffindor.
Wszyscy wokół pokiwali niemrawo głowami. Lisia stała cicho, zerkając w stronę niebieskiego stołu, przy którym siedział jej brat. Charles uśmiechał się pokrzepiająco.
Nie mogło być źle.
Przeniosła spojrzenie na profesora, aby wiedzieć, kiedy padnie jej imię.
- Anabeth Arc!
Drobna brunetka z wielkimi, bursztynowymi oczami podeszła nerwowo do stołka, stawiając drobne, lekkie kroki. Usiadła na stołku i pufff - tiara opadła jej aż na oczy.
- Huffelpuff!
Stół pomiędzy Slytherinem i Ravenclaw wybuchł oklaskami.
- Duffy Alistair!
Krępy szatyn w odrobinę jakby zbyt ciasnej szacie wydostał się z grupy, prawie potykając o czyjąś nogę. Miał duże ręce. Nawet tiara wydała się zbyt mała na jego dużą głowę.
- Ravenclaw!
Charles zachęcił lekko zaniepokojonych ślamazarnym wizerunkiem chłopca kolegów, aby energicznie powitali nowego.
- Ben Douglas!
Wyłączyła się. A ponieważ męcząca cisza była wyjątkowo sprzyjająca ignorowaniu otoczenia, szybko przestała zwracać uwagę na cokolwiek. Raz tylko wychwyciła moment, gdy profesor powiedział Elisabeth. Ale zanim się ruszyła dodał jakieś dziwne, nie mające z nią nic wspólnego nazwisko i na stołku zasiadła wysoka ruda dziewczynka z mnóstwem piegów na twarzy. Trafiła do Gryffindoru. Podobnie jak dwóch chłopców zaraz po niej.
Środek sali, gdzie ona i inni pierwszoroczni stali pustoszał coraz bardziej.
Ktoś ją szturchnął, więc oceniła sytuację. Profesor odczytał jakieś nazwisko na "L", z mniej więcej czterdziestu osób zostało ich na środku pięcioro.
CZYTASZ
Nieoczekiwana Pomoc
FanfictionDo roku szkolnego pozostało już niewiele czasu, gdy w rękach Harry'ego Pottera znalazł się tajemniczy dziennik, życzący sobie, aby przekazać go w ręce niejakiej Elisabeth Mannor. (pierwowzór to "Głuchy nie znaczy głupi" - historia legalnie adoptowan...