Przysiadł na ławce, żeby złapać oddech i przy okazji napić się wody. Oparł się i odchylił głowę mrużąc oczy. Zrobił kilka głębszych wdechów, rozkoszując się ciepłem, które rozlewało się po jego ciele. Uwielbiał słoneczne poranki. Wtedy miał większą motywację by wyjść z domu pobiegać.
Codziennie starał się robić kilkanaście kółek wokół dość dużego parku. Chociaż park ten jest dość mocno oddalony od mieszkania Kuna, on i tak wolał przychodzić właśnie tam. Obok parku znajdowało się liceum plastyczne jak i sportowe, więc przez niemal cały czas roiło się tam od uczniów. Przychodzili tam podczas przerw jak i w dni wolne, przez co panowała tam niepowtarzalna atmosfera. Kun lubił czasem patrzeć na grupki przyjaciół, którzy wspólnie coś tworzą, grają czy po prostu rozmawiają i się śmieją.
Wywoływało to u niego uśmiech.
Jednak spośród wszystkich uczniów, zainteresowała go jedna, szczególna grupa. Zawsze wybierali to samo miejsce, które było najbardziej oddalone od reszty.
Nie wiedział nawet dlaczego akurat oni go tak intrygowali.Może dlatego, że w ich rozmowach przewijały się co najmniej trzy języki.
Może dlatego, że co chwilę się przepychali i mazali farbą po nosach.
Może dlatego, że to co potrafili razem stworzyć coś niesamowitego.
Może dlatego, że po prostu wyglądali razem na szczęśliwych.
A może to wszystko przyczyniło się do tego.
Otworzył powoli oczy i rozejrzał się po parku. Nie było jeszcze zbyt wielu ludzi, w końcu była niedziela i dosyć wczesna godzina.
Spojrzał na telefon. Miał jeszcze sporo czasu do wyznaczonej pory pierwszego posiłku, więc pomyślał, że z pewnością zdąży zrobić kilka okrążeń więcej.
Przed tym jak wstał z ławki, wysłał wiadomość do Chenle:Wyszedłem pobiegać.
Zostawiłem ci na biurku trochę pieniędzy, gdybyś zgłodniał,
bo w domu nie ma zbytnio niczego do jedzenia,
dopiero będę robić zakupy.
I chcę widzieć moją bluzę z powrotem w MOJEJ szafie, głupku.Będąc w sklepie, wpadł na kogoś, na kogo z pewnością wpaść nie chciał.
– Kun! Stary, dawno się nie widzieliśmy – Chłopak objął Kuna ramieniem, mierzwiąc jego włosy.
– Cześć, Sicheng – powiedział cicho, odsuwając się od blondyna. Już miał go wyminąć, ale Sicheng złapał go za rękę.
– Gdzie ci tak spieszno? Chodź, pogadajmy chwilę – upierał się, ściskając mocniej rękę Qiana. Wiedział, że chłopak będzie bał mu się stawiać.
– Sicheng, ja naprawdę się spieszę, młody został sam w domu – powiedział cicho, krzywiąc się z bólu.
– No co ty, chociaż chwili dla kuzyna nie znajdziesz? Chenle nie ma już pięciu lat, poradzi sobie – Sicheng uśmiechnął się z satysfakcją, widząc reakcję (a raczej jej brak) niższego.
Kun spuścił głowę, czując jak łzy napływają mu do oczu. Nie chciał, żeby on je widział. Od razu zacząłby go z tego powodu wyszydzać, jakby to co robił w przeszłości mu nie wystarczało.Na szczęście Kuna, jakaś dziewczyna zawołała Sichenga, przez co odwrócił się w jej stronę, luzując uścisk, pozwalając chłopakowi się wymknąć. Szybko wyminął blondyna i wybiegł ze sklepu. Zatrzymał się dopiero gdy zabrakło mu oddechu. Przyległ plecami do ściany budynku i oddychał ciężko. Odchylił głowę, zaciskając oczy. Czuł jak kręci mu się w głowie, a nogi zrobiły się jak z waty. Zauważył go przechodzień, który doprowadził go do ławki. Posiedział z nim chwilę, pytając czy na pewno nie wezwać pogotowia. Kun odmówił, zapewniając, że zaraz poczuje się lepiej. Podziękował i nieznajomy oddalił się.
Zawsze reagował tak na chociażby sam widok Sichenga, czy ich kuzynki. Od zawsze wykorzystywali to, że byli starsi i silniejsi od małego Kuna. Dokuczali mu i wyszydzali na każdym kroku. Przez to, że mieszkali na tej samej ulicy, zmienili jego dzieciństwo w piekło.
Gdy dorośli, nie dużo się zmieniło. Różnica jest tylko taka, że ich docinki już nie są typowo dziecięce.
Kun tylko raz powiedział komukolwiek o tym. Tą osobą była jego ciotka- matka Sichenga.
Jedyne co Qian pamiętał po tym spotkaniu to piekący policzek.Przed wejściem do mieszkania, dokładnie przejrzał się w ekranie telefonu. Poprawił włosy, otarł łzy i stał jeszcze chwilę przed drzwiami by upewnić się, że nie napłyną kolejne.
– Jestem! – zawołał. Ściągnął buty i rzucił mały plecak w kąt, chcąc jak najszybciej wziąć prysznic.
Chenle wyłonił się z salonu, wypatrując czegoś.– Nie byłeś w sklepie? – zapytał jakby zawiedziony. Kun nie patrząc na brata wszedł do swojego pokoju.
– Chciałem najpierw się przebrać – skłamał. Chenle nie wiedział o tym co Sicheng rozpętał w przeszłości i nie chciał żeby się dowiedział. Chenle lubił Sichenga.
Młodszy westchnął.
– A ja umieram z głodu – powiedział, opierając się o framugę drzwi.
– Przecież zostawiłem ci pieniądze, nie czytałeś mojego smsa?
– Czytałem, ale nie chciało mi się nigdzie iść, więc czekałem aż ty coś przyniesiesz… Ale w sumie to dobrze, ty nigdy nie kupujesz niczego dobrego – Chenle uśmiechnął się złośliwie, na co Kun pokiwał głową, wyciągając świeże ubrania z szafy, po czym podszedł do Chenle i dał mu kuksańca w nos.
– Leń – wyminął go i wszedł do łazienki.
– To ja pójdę po to jedzenie, chcesz coś? – zapytał Chenle, stając przy drzwiach, chociaż spodziewał się odpowiedzi.
– Nie, dzięki – odparł.
– Jak chcesz – westchnął i po chwili rozległ się trzask drzwi.
Na twarz Kuna wkradł się uśmiech. Chenle pomimo tego, że był często dosadnie nieznośny, potrafił podnieść każdego na duchu swoją obecnością. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, choćby nie wiadomo co się działo, humor i tak mu dopisywał. Kun tak bardzo się cieszył, że go miał.
Z mokrymi włosami i stanął przed lustrem. Przejechał palcami po swoim policzku i zsunął je aż do obojczyków. Jego twarz była jedną z najbardziej znienawidzonych części ciała. Była zbyt okrągła, zbyt gruba.
Po chwili wyciągnął wagę spod szafki i na niej stanął.
Kolejny raz w ciągu tego dnia się uśmiechnął.
Waga spadła prawie o pół kilograma.Ubrał się i od razu po wyjściu z łazienki poszedł po swój telefon, żeby odnotować ten spadek.
Wyciągnął z plecaka komórkę i gumy do żucia, które wsunął w kieszeń spodni.Na ekranie wyświetlił mu się komunikat, przypominający o posiłku.
Skierował się do kuchni. Wiedział, że pewnie zbyt wiele tam nie znajdzie, ale pomyślał, że może to i lepiej.
Był w posiadaniu tylko kilku owoców i kilku wafli ryżowych.
Zdecydował, że na razie zje dwa średnie jabłka, po czym odnotował w aplikacji zarówno zmianę w wadze jak i kalorie, które sobie dostarczył.
Wahał się czy powinien trochę poćwiczyć, w obawie, że poranny bieg nie był wystarczający, ale postanowił jednak zrezygnować z ćwiczeń i udał się do swojego pokoju, żeby powtórzyć przerabiany materiał na jutrzejsze zajęcia.
Kun studiował sinologię. Bardzo lubił ten kierunek, nauka szła mu łatwo i była samą przyjemnością. Również godziny spędzane na uczelni nie były złe. Wychodził z domu rano, wracał po południu, czasem nawet wcześniej, a czasem później (co się rzadko zdarzało). Uczelnia była trochę oddalona od jego mieszkania, co było bardzo mu pasowało, bo zawsze chodził tam pieszo i mógł spalić dodatkowe kalorie.Resztę dnia spędził z Chenle, który po powrocie nie dał mu się dłużej uczyć.
Droczyli się ze sobą, grali w gry i rozmawiali.
Kiedy zaczęło się ściemniać, Kun odprowadził Chenle na przystanek autobusowy i czekał tam aż do momentu, gdy przyjechał autobus.Przez całą drogę powrotną do mieszkania, aż do położenia się w łóżku, uśmiech nie schodził z twarz Qiana.
Był zadowolony, że w ciągu całego dnia zjadł tylko jeden posiłek.
CZYTASZ
Bubblegum Boy || kunten || (zawieszone)
FanfictionKiedy Chittaphon próbuje uratować Kuna, ale ten odtrąca jego pomoc. • • • • tw: choroby psychiczne pairing: kunten pobocznie: markhyuck, luwoo