Chenle siedział w salonie przeglądając internet i powoli zasypiał. Przebudziło go dopiero pukanie do drzwi. Owinął się kocem i niechętnie wstał z kanapy, leniwie człapiąc do drzwi. Gdy tylko je otworzył, Kun bez słowa wszedł do mieszkania i skierował się do łazienki. Chenle tylko odprowadził go wzrokiem i spojrzał na czarnowłosego chłopaka, którego rozpoznał.
– Zajmij się nim dobrze – Chenle kiwnął głową i podziękował Tenowi.
Drzwi od łazienki były uchylone, więc Chenle powoli wszedł do środka. Kun siedział na brzegu wanny ze spuszczoną głową i trzymał w ręku zakrwawioną chusteczkę. Chenle podszedł do Kuna i uniósł jego twarz, pozwalając, żeby koc swobodnie osunął się na ziemię.
– Boże, Kun, co ci się stało – szepnął blondyn, widząc ranę na łuku brwiowym brata. Kucnął przy szafce obok wanny i wyciągnął z niej kilka wacików, środek dezynfekujący i plaster, po czym wrócił do bruneta.
– To może trochę zaboleć – uprzedził i przycisnął namoczony wacik do rany. Kun syknął, czując nieprzyjemne szczypanie.
– Raczej nie będzie trzeba zszywać – odkleił folijkę z plastra i przykleił go – Idź do pokoju, zaraz tam przyjdę, tylko posprzątam – Kun posłusznie wykonał polecenie, a Chenle uprzątnął mały bałagan jaki się tam zrobił.
Wszedł do pokoju i od razu położył się na łóżku. Odchylił koc i pozwolił brunetowi przytulić się do niego, po czym zamknął go w szczelnym uścisku. Kun nie trzymał łez i po raz kolejny tego dnia wybuchnął płaczem. Chenle zaczął głaskać go po plecach, co chwilę szeptając słowa otuchy.
– Chcesz mi powiedzieć o tym co się stało? – zapytał spokojnym głosem, patrząc w oczy brata. Kun kiwnął głową i dodał:
– Później.
– Dobrze – powiedział, posyłając starszemu ciepły uśmiech i dał mu całusa w czoło.
Tej nocy Chenle nie zmrużył oka. Wiedział od dłuższego czasu, że jest coś nie tak, ale nie chciał się narzucać- w końcu on też miał swoje tajemnice, o których Kun nie wiedział. Przez kilka godzin bił się z myślami czy powinien powiedzieć bratu o swoim problemie, myśląc, że przez to Kun się otworzy. Z drugiej strony nie chciał dokładać mu zmartwień. Postanowił w końcu, że zdradzi mu swój sekret po tym jak on pierwszy to zrobi.
***
– Że co kurwa!? – wykrzyczał Chenle, wstając z łóżka – Czy my mówimy o tym samym Sichengu?
Kun pokiwał głową. Blondyn chodził w tę i z powrotem po pokoju, nie mogąc uwierzyć w to, co się dowiedział o swoim kuzynie. Do tej pory myślał, że jest w porządku i go lubił, ale to się zmieniło. Miał ochotę go rozszarpać.
– Ta idiotka Tzuyu też brała w tym udział?
– Tak, ale w głównej mierze to Sicheng się nade mną pastwił – odpowiedział brunet, pociągając nosem. Chenle wyszedł do przedpokoju i zaczął się ubierać. Nie zamierzał tego tak zostawić.
– Tzuyu ma szczęście, że jej tu nie ma – zawołał z korytarza blondyn. Zanim wyszedł z domu, podszedł do Kuna i przytulił go.
– Gdzie ty idziesz? – zapytał Kun, odsuwając Chenle od siebie – Nie rób nic głupiego, proszę cię.
– Chcę tylko powiedzieć Sichengowi co o nim myślę – posłał Kunowi uśmiech i wybiegł z domu.
***
Wiedział bardzo dobrze gdzie go spotka. Szedł tam szybkim krokiem, nie zwracając najmniejszej uwagi na ludzi wokół niego. Czasem na kogoś wpadł i słyszał wyzwiska w jego stronę, ale ignorował to. Widząc Sichenga, śmiejącego się w najlepsze ze swoimi kolegami, jeszcze bardziej przyspieszył kroku. Sicheng gdy zauważył Chenle, chciał wstać i przywitać się z nim, ale powstrzymało go uderzenie w twarz, które przewróciło go z ławki.
– Zabiję cię – warknął Chenle, stojąc nad Sichengiem, który złapał się za obolały nos. Potarł go i poczuł coś lepkiego. Spojrzał na swoją dłoń i uśmiechnął się z lekkim grymasem.
– Niezły cios. – Dwóch chłopaków pomogło mu stanąć na nogi – Ale za co to było?
– Ty się mnie jeszcze pytasz za co? – prychnął Chenle – Za te wszystkie lata, w których niszczyłeś Kunowi życie – zamachnął się jeszcze raz, tym razem trafiając w brzuch – A to za wczoraj.
Wokół czwórki chłopaków zaczął zbierać się tłum gapiów z całego parku.
– Wiesz co młody, lubiłem cię – zaczął Sicheng, nawołując trójkę kolegów, którzy posłusznie stanęli obok niego. – Ale skoro tak bardzo bronisz tego frajera to sam się o to prosisz. Yangyang, Yuta, Xiaojun, jest wasz – kiwnął głową i cofnął się, a trójka wspomnianych otoczyła blondyna.
***
Kun nie próbował zatrzymać Chenle, wiedział, że i tak nic nie wskóra. Poza tym myślał, że nic się takiego nie stanie, przecież się lubią.
Położył się z powrotem na łóżku i sięgnął po telefon. Na ekranie miał powiadomienia o wiadomości od Tena. Wpisał hasło i zaczął je odczytywać.
Ten
Hej! Mam nadzieję, że jak to czytasz to czujesz się choć trochę lepiej. Nie martw się rachunkiem, wróciłem do Marshmallo i zapłaciłem. Miłej nocy~Ten
Pani Dao pytała się o ciebie dzisiaj. Powiedziałem jej, że czujesz się lepiej, żeby jej nie martwić i mam nadzieję, że tak faktycznie jest. Napisz jak wstaniesz~Na twarzy Kuna pojawił się mały uśmiech i odpisał chłopakowi, żeby go dłużej nie martwić:
Hej Ten! Jeszcze raz bardzo przepraszam za wczoraj… No i za to, że musiałeś zapłacić za mnie (znowu). Nawet nie pomyślałem o tym, żeby tam wrócić czy dać ci pieniądze. Głupio wyszło, ale oddam ci je!!
Czuję się troszkę lepiej bo powiedziałem Chenle to samo co tobie, chociaż z drugiej strony czuję się głupio. To ja jestem starszy i to w moje ramię powinien się wypłakiwać, a nie na odwrótJejku, przepraszam, znowu się żale. Tak czy siak, dziękuję za troskę i za miło spędzoną część wieczoru!
Zablokował telefon i owinął się kocem. Myślał o wydarzeniach minionych godzin. Było mi trochę głupio przez to, że się rozkleił przy defacto obcym chłopaku, ale wtedy po jak i w trakcie incydentu z Sichengiem, czuł się bezpiecznie przy nim. Już samo to, że się za nim wstawił wywarło na nim duże wrażenie, co dopiero wtedy gdy przytulił go i pozwolił się wypłakać.
Z rozmyślań wyrwał go dzwonek telefonu. Odebrał go, nie patrząc na to kto dzwoni.
– Halo?
– Szybko biegnij do parku, Chenle ma kłopoty – odezwał się nieznajomy głos w słuchawce, ale Kun nie zwrócił na to uwagi, bo natychmiast zerwał się z łóżka i wybiegł z mieszkania.
***
Yuta i Xiaojun przytrzymywali ręce blondyna bo obu stronach, a Yangyang okładał go pięściami po brzuchu. Sam oberwał kilka razy dość mocno, bo Chenle starał się celować kopnięcia w najczulsze miejsca.
Tłum wokół nich utworzył dość szeroki okrąg i co chwilę nowi gapie z całego parku dołączali tam, słysząc o tej sensacji. Wieść ta dotarła też do Tena i jego przyjaciół, którzy również udali się w tamtym kierunku.
– Czy ten blondyn to nie przypadkiem brat Kuna? – zapytał Johnny, wskazując na Chenle. Chittaphon przyspieszył kroku i stanął na palcach, żeby przyjrzeć się sytuacji.
– Kurwa – zaklął, wyciągając telefon i podał go Donghyuckowi – Dzwoń do Kuna, tam jest Chenle, jego brat i ten popierdolony kuzyn. Powiedz mu, żeby tutaj jak najszybciej przyszedł, po tym dzwoń na policję – Hyuck kiwnął głową, a Ten razem z Johnnym ruszyli przez tłum.
– Chyba nie zamierzacie się z nimi bić? – powiedział nerwowo Jungwoo, łapiąc Yukhei'a za rękaw bluzy.
– A co mamy zrobić, zostawić go tam? – powiedział z wyrzutem Yukhei i dołączył to dwójki przyjaciół, zostawiając Donghyucka z Woo w tyle.
-
kocham robić taki polsat, wybaczcie.
CZYTASZ
Bubblegum Boy || kunten || (zawieszone)
FanficKiedy Chittaphon próbuje uratować Kuna, ale ten odtrąca jego pomoc. • • • • tw: choroby psychiczne pairing: kunten pobocznie: markhyuck, luwoo