Odszedł prawda?
To dlatego teraz nic nie jest takie samo?
Dlatego gwiazdy nie świecą już tak samo?
Czekał na tą wyjątkową osobę.
Chciał jej oddać całego siebie.
Chciał oddać jej swoje marzenie, a konkretnie pocałunek w deszczu.
Ten jeden, unikatowy, wyjątkowy pocałunek.
Dla niego to nie było byle co.
On widział to jak oddanie swojego serca, to było bardziej wiążące niż zwykły pocałunek.
I wierzył, że ją znajdzie.
Czekał, przecież już dość długo.
Przechodziła przez park, czytając książkę.
Wciągnęła ją za bardzo by mogła przestać, zamknąć ją i od tak odłożyć.
Była o miłości.
On był wyjątkową metaforą tego uczucia.
Musieli się spotkać.
Wpadła na niego, wywracając się i upuszczając książkę, niefortunnie mniej lub bardziej, tak że wpadła prosto w jego ręce.
Zadumał się, bo to była i jego ulubiona lektura.
Wtedy na nią spojrzał, i wiedział.
A potem mieli się nie zostawiać.
Zakochała się w nim.
Pewnego dnia podarował jej swój dar dla świata.
Oddał jej swoje serce.
Pocałunek w deszczu był dokładnie taki jak sobie wyobrażał.
Dokładnie taki jakiego chciał.
Ona była idealna.
Padało, ale nie było za zimno.
Jej usta były niczym maźnięcie najdroższym materiałem.
Oj, kochał ją.
A potem, kiedy w skowronkach wracał do domu, zapomniał o całym świecie, a tak nie powinno się zdarzyć.
Wylądował 15 metrów od pasów.
Lecąc niczym kukła.
Szczęśliwy, ale kogo to wtedy obchodziło?
Było ważne, że był to jego ostatni dzień.
A ona umarła z tęsknoty.
Był piękny.
Przesłał jej dar.
Dał więcej niż ktokolwiek na świecie.
Nauczył ją kochać.
Nauczył jak piękny jest deszcz.
A potem odszedł zostawiając ją z niczym.
Poza pięknymi wspomnieniami.
A teraz ona stoi sama.
W deszczu.
I moknie czekając na swojego księcia, z jego portretem w ręku.