Byliśmy swoimi przeciwnościami.
Ty zawsze byłaś uśmiechnięta, rozświetlałaś mi każdy zły moment.
Ja miałem ich zbyt wiele.
Kiedy Cię nie było, zbyt wiele myśli mnie przygniatało.
Burze i ciemne chmury nieustannie zakrywały mi jakiekolwiek pozytywne myślenie.
Ale kiedy byłaś, och kochanie.
Nie trzeba mi było niczego więcej.
Twoje ciepłe dłonie.
Wiecznie ciekawe, niesamowicie jasne, pochłaniające oczy.
Twoje ciemne włosy, które zawsze wpadały Ci na twarz.
Blada skóra, okraszona jak zwykle różowymi policzkami.
Kochałem Cię w każdym możliwym znaczeniu tych słów.
Byłaś moim słońcem.
Nikomu nie chciałem Cię oddać, a najlepsze było to…
Że nie chciałaś odejść.
Nie wiem co widziałaś w kimś takim jak ja.
Nie wiem co widzisz do dzisiaj.
Ale, skarbie jestem Ci wdzięczny.
Kiedy patrzę na Ciebie leżącą w mojej pościeli, nie mogę wyobrazić sobie nigdzie indziej.
Też tak masz, piękna?
Tęsknie za tobą, kiedy nie ma Cię 5 minut.
Ale ty o tym wiesz i dzwonisz już po 2 minutach od wyjścia.
Wiesz, że zabiłaś każdego mojego demona?
Jesteś moim uzależnieniem.
Moją alfą i omegą.
Moją odskocznią.
Moim niebem.
Miejscem do którego chcę się wbiec i już nigdy nie wychodzić.
Jesteś moim rajem.
Największym skarbem.
Ale mimo to wszystko jesteś też aniołem.
Sama masz swoje niebo.
Pamiętam jak raz widziałem kiedy płakałaś.
Wziąłem wtedy gitarę i zagrałem Ci jedyną piosenkę jaką znałem.
Twoją ulubioną.
I mimo, że było źle, pierwszy raz to nie ty uratowałaś mnie.
Wiem dlaczego masz mnie za swojego.
Może i wiem dlaczego mnie kochasz.
W małym stopniu to rozumiem.
Bo wiesz.
Dla ciebie stanąłbym na głowie.
Byle byś była szczęśliwa.
Zrobiłbym dla Ciebie wszystko.
I zrobię.
Kocham Cię.
To nie kłamstwo.
Mimo że jestem młody to nie puste słowa.
Może i nie jestem przykładnym chłopakiem ani kochankiem, ale wiesz…
Jestem twój.
Zawsze dla wielu wydaje się zbyt długie.
Zawsze wydaje się być nieokreśloną wiecznością.
Zawsze jest nieskończonością dłuższą niż inne.
I, kochanie chcę dać ci moją.