Cześć, kochani! W tym miesiącu przygotowałam dla Was zbiór filmów – tak się złożyło, że na liście jest tylko jeden serial – w mniejszym bądź większym stopniu dotyczących społeczności LGBT. Zrezygnowałam z kilku najgłośniejszych pozycji, takich, jak chociażby, „Call me by your name", w zamian serwując Wam odrobinę mniej owianych sławą historii, jednocześnie uwzględniając kilku pionierów w dziedzinie gatunku. Liczę, że znajdziecie tu coś dla siebie.1. „Filadelfia" – Jonathan Demme, 1993r.
Jest to jeden z pierwszych filmów w historii kina, który poruszył tematykę AIDS, przełamując stereotypowe żarty dotyczące homoseksualizmu – ten fakt czyni już „Filadelfię" godną poświęcenia uwagi, ale mogę zapewnić, że nie tylko potrzeby ideowe są zaspokajane podczas seansu. Dzieło opowiada historię Andrewa Beccketa, wybitnego prawnika, który jest gejem, ukrywającym swoją orientację przed współpracownikami. Kiedy jego pracodawcy dowiadują się, iż choruje na AIDS, zwalniają go pod pretekstem niedopatrzenia obowiązków. Główny bohater wie jednak, co jest prawdziwym powodem zwolnienia, dlatego też decyduje się na wytoczenie im procesu.
Reżyser uderza w nietolerancję w każdej postaci, między innymi poprzez obranie za miejsce akcji Filadelfii – kolebki konstytucji, która przecież powinna stać na straży tak nagminnie łamanych praw obywateli. Cudowna muzyka i wybitna gra aktorska – na czele z Tomem Hanksem, odgrywcą głównej roli, za którą, notabene, dostał Oscara – sprawiają, że „Filadelfia" staje się dziełem naprawdę godnym polecenia. Sama relacja Andrewa z jego chłopakiem, odgrywanym przez Antonio Banderasa, również doprowadza do łez.
2. „Carol" – Todd Haynes, 2015r.„Carol" opowiada historię miłości zakazanej, która połączyła dwie kobiety – Theresę, która jest pracownicą sklepu, oraz Carol, kobietę żyjącą w nieszczęśliwym związku małżeńskim. Niemal dwie godziny seansu stanowią wręcz mistyczne przeżycie, skupiające się na emocjach głównych bohaterek, ukazujące łączącą je namiętność w sposób delikatny i słodki, a jednocześnie pełen pożądania. Najbardziej ujmują mnie tu cudowne kadry i sposób, w jaki patrzą na siebie główne aktorki: z miejsca czuć między nimi chemię, pokrewieństwo dusz. To ten typ filmu, o którym ciężko jest mówić, dopóki się go nie obejrzy, zarówno pod względem fabularnym, jak i emocjonalnym. Dodam więc tylko, że w głównych rolach występują wspaniałe Cate Blanchett i Rooney Mara, które jak zwykle stanęły na wysokości zadania.
CZYTASZ
POGODA: czerwiec 2019
Non-FictionCzerwiec to czas kolorów, słońca i dumy z tego, kim jesteśmy. W tym miesiącu coraz częściej na twarzach możemy dostrzec zrelaksowane uśmiechy - odbicie obiecujących planów wakacyjnych. Na naszych głowach pojawiają się kapelusze, a w dłoniach paraso...