Przez ostatni miesiąc Artur bardzo ciężko pracował. W zasadzie nie wychodził z restauracji, byleby wyrobić z zaległościami. Jeździł z miejsca na miejsce, zatrudniał nowych ludzi i szukał księgowych, które zajęłyby się jego robotą, a ja nadrabiałam swoje obowiązki w pracy, przez co prawie w ogóle się nie widywaliśmy. Jakoś przywykłam do tego, że go nie było. Budziłam się sama i kładłam się sama, a to stawało się wyjątkowo męczące, gdy ciągle mi go brakowało. Miałam gdzieś z tyłu głowy myśl, że przecież niebawem to wszystko się skończy i będziemy mogli spędzić ze sobą więcej czasu. Dodatkowo obiecał mi wspólny wyjazd na wakacje, gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie nacieszyć się sobą. Zdziwił mnie tylko fakt, że niedługo później bardzo namawiał mnie na rezygnację z najmu mojego mieszkania. Nie wyjaśnił, dlaczego. Po prostu twierdził, że lepiej na razie zostawić je puste i wrócić do wynajmowania, gdy nadejdzie na to dobra pora. Kiedy miała nadejść? Nie wiedziałam, ale podejrzewałam, że coś jest nie tak. Zaczynał się ode mnie oddalać. Wstawał zanim ja wstałam i siedział do późna w salonie, żeby przyjść dopiero, gdy zasnę. Czasem nie mogłam spać. Leżałam w łóżku, zastanawiając się, jak mam zacząć z nim rozmawiać, a on przychodził i mnie zbywał. Chyba już wtedy zrozumiałam, o co chodziło z tym najmem. Kazał mi zerwać umowę, żebym miała dokąd wrócić, gdy mnie zostawi. Czy to właśnie o to chodziło? Chciałam zapytać, ale jak zwykle zasłonił się dużą ilością pracy. Chował nos w stertę papierów i udawał, że mnie nie widzi. Serce mi się krajało na samą myśl tego, co się z nami działo. Tak nie powinien wyglądać związek i ja bardzo dobrze zdawałam sobie z tego sprawę, dlatego zrobiłam kolejne podejście do rozmowy. Jakkolwiek bezsensowne to było, ja starałam się brnąć, byleby coś wiedzieć. Źle żyje się z niewiedzą, zwłaszcza w tak priorytetowej sprawie. Szukałam więc jakiejkolwiek chwili, żeby móc go zapytać, co konkretnie się dzieje. Wiedziałam, że mnie nie zdradzał, bo nie wykazywał żadnego zachowania, które by o tym świadczyło. Nie ukrywał telefonu, nie zachowywał się inaczej, a przynajmniej nie tak, by można go było o to podejrzewać. Instynkt podpowiadał mi, że działo się coś, z czym jeszcze nigdy nie miałam styczności, a smak czyjejś zdrady znałam zbyt dobrze, żeby jej nie wyczuć.Zeszłam schodami w dół i ubrana w wyjściowe dżinsy, przysnęłam w progu wejścia na górę, skąd doglądałam tego, co robił w kuchni. Nie chciałam go przestraszyć. Widziałam, że intensywnie o czymś myślał, dlaczego zapytałam szeptem:
— Będziesz dziś jechał na miasto?
Presto krzątał się przy lodówce. Skończył wypakowywać zakupy i chyba szykował sobie jedzenie do pracy, które wygrzbywał z pojemnika ukrytego wewnątrz. Nie odpowiedział na moje pytanie, choć na pewno je słyszał:
— Słyszysz? Będziesz jechał? — Powtórzyłam podnosząc ton.
— Będę. — Odparł, nadal grzebiąc w lodówce.
Chciałam zapytać czy mógłby mnie podrzucić, ale zrezygnowałam w pół słowa, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że całkowicie mnie ignoruje. Jakaż to byłaby katorga jechać z nim autem w pełnym milczeniu? Nie chciał ze mną rozmawiać, nie chciał prowadzić żadnej interakcji. Na nic mi było szukanie chwili sam na sam, gdy on w ogóle jej nie chciał. Nie rozumiałam, jak to wszystko mogło się zmienić z dnia na dzień. Przecież nie było możliwym odkochanie się w kilka godzin. Może mama miała rację? Przewidziała katastrofę, przed którą chciała mnie chronić, a ja kompletnie ją zignorowałam na rzecz mężczyzny, który wydawał się mną nudzić. Czułam ogromny ból, który pochłaniał moją głowę. Ciężko było mi jeść i pić. Marzyłam o tym, żeby wszystko się unormowało i nie rozpadło, gdy tak usilnie starałam się trzymać to w kupie. Moją walkę śmiało można było porównać to klejenia cegieł na ślinę. To nie miało prawa się utrzymać. To musiało w końcu runąć:
CZYTASZ
𝐓 𝐇 𝐄 𝐋 𝐀 𝐁 𝐄 𝐋
RomancePierwsza część dylogii - 𝐊𝐀𝐑𝐓𝐈𝐆𝐔𝐍 "Nie chciałam, żeby tak wyszło, ale chyba odbiłam przyjaciółce faceta, którego szczerze nienawidziłam." Sara wychodzi z założenia, że jeśli człowiek trzyma gębę na kłódkę i nie angażuje się w czyjeś sprawy...