Obudziłam się i przetarłam wymęczoną twarz.
Na zegarku dochodziła ledwo siódma, a słońce przedzierające się przez ciemno-szare rolety, z niechlujnie przysłoniętym widokiem na osiedle, wyraźnie dawało do zrozumienia, że ten dzień będzie zdecydowanie cieplejszy niż te, które miałam już za sobą. To była przynajmniej jedna dobra wiadomość z groma innych, mniej fajnych wiadomości, które czekały na mnie tamtego dnia. Nie narzekałam na tę aurę. Lubiłam deszcz, ale czerwiec powinien być miesiącem, który ogrzewał zamiast ciągle chłodzić. Po deszczu przychodziła zimnota, a po zimnocie znowu deszcz... Całe miasto okryte było ponurą peleryną, po której ciągle ściekała zimna woda. Ponura szarość dawała mi się jednak we znaki i z każdym dniem przeszkadzała mi coraz bardziej, zwłaszcza, gdy droga do pracy stawała się mokrą udręką, przypłacaną nierzadko mokrą skarpetą.Podniosłam się ledwo, niemal na siłę. Nocna wizytacja Presto dała mi się we znaki dosyć dobitnie, ale tego się przecież spodziewałam. Oczy miałam podkrążone, cała byłam ospała, a głowa nie potrafiła przyjąć do siebie tego, że najwyższy czas porządnie się rozbudzić. Dobrze, że istniało coś takiego jak kawa. K A W A to było słowo klucz, które mogło otworzyć mi drzwi do normalnego funkcjonowania. Wystarczyło kilka łyków, żebym stanęła na nogi i przynajmniej częściowo zaczęła orientować się w terenie. Tylko jak się do niej dostać, gdy mi tak bardzo nie chciało się wstać? Pokrętnie przeszłam krótkim korytarzem do kuchni i nasypałam odrobinę ciemno-brązowego proszku do kubka. Modliłam się przy tym, żeby woda w czajniku zagotowała się szybciej. Modlitwa najpewniej zadziałała z odwrotnym skutkiem do zamierzonego, bo już chwilę później w moich drzwiach stała mama. Nie to, że jej tam nie chciałam. Absolutnie. Po prostu wiedziałam, że poranek to nie jest najlepszy moment na jej mądrości. Niewyspana, zdecydowanie szybciej nabierałam w siebie złości, a z mamą o to było akurat nie trudno. Trudniej natomiast było tę złość w sobie powstrzymać. Nie miałam pojęcia, co było ze mną nie tak:
— Widziałam jak ten… — Skrzywiła się, okazując mu pogardę — mężczyzna na ciebie patrzył. On jej nie kocha, co nie? — zapytała spokojnie, stając obok mnie.
— To znaczy? Co masz na myśli?
— Jest coś między wami? Macie romans?
No i machina ruszyła. Czułam w moczu, że tak będzie. Wiedziałam, że jeśli mama pojawiła się u mnie o tak wczesnej porze, to absolutnie nie bez powodu. Gdy usłyszałam co powiedziała, omal się nie zagotowałam, ale ona taka już była. Wyłapała coś, co nie miało dla nas absolutnie żadnego znaczenia i drążyła to potem godzinami, czekając na odpowiedź taką, jaką chciała usłyszeć. W ogóle nie rozumiałam, dlaczego tak uważała i co ubzdurała sobie w głowie. Nie rozumiałam przede wszystkim, dlaczego tak to odebrała, gdy przecież my wcale nie mieliśmy się ku sobie. Ani ja, ani Presto nie okazywaliśmy żadnych uczuć względem siebie, a nawet przeciwnie, chyba nie chcieliśmy wykazywać jakichkolwiek uczuć, nawet tych najmniej istotnych:
— Możesz mi powiedzieć, przecież wolę najgorszą prawdę niż najlepsze kłamstwo... — dodała z nutką ciepła, która miała zapewnić mnie, że w razie czego nie będzie się na mnie darła. Ot, byłam “uspokojona„.
— Przestań. Proszę, przestań. — oznajmiłam, próbując jakoś się wewnętrznie ogarnąć. — Spojrzeliśmy na siebie dwa razy, a ty wyskakujesz z teoriami miłosnymi. Musisz z rana zawracać mi tym głowę?
— Wiesz, że to widać, i to bardzo? To jak wam się błyszczą oczy, kiedy na siebie patrzycie?
— Mamo, mi się oczy błyszczą przez cały czas, bo mi siatkówka światło dzienne odbija. Uspokój się. On mnie nawet nie lubi, a rozmawia ze mną tylko ze względu na Aśkę. — dodałam. — Musiałaś źle to wszystko zinterpretować.
CZYTASZ
𝐓 𝐇 𝐄 𝐋 𝐀 𝐁 𝐄 𝐋
RomancePierwsza część dylogii - 𝐊𝐀𝐑𝐓𝐈𝐆𝐔𝐍 "Nie chciałam, żeby tak wyszło, ale chyba odbiłam przyjaciółce faceta, którego szczerze nienawidziłam." Sara wychodzi z założenia, że jeśli człowiek trzyma gębę na kłódkę i nie angażuje się w czyjeś sprawy...