Rozdział VIII

2.3K 166 72
                                    

- Szybko wynośmy się stąd! Karen wyświetl plan budynku i  oznacz jak  najkrótszą drogę do wyjścia.

Po chwili mogłem już w pełni zobaczyć plan, na którym przewijała się czerwona linia. Gdy ruszyłem, ludzie szli za mną. Cały czas skanowałem korytarze i pokoje w obawie, że gdzieś może czaić się wróg. Chciałem bezpiecznie wyprowadzić cywilów z tego wieżowca. Nie mogłem pozwolić, żeby któremuś z nich stała się krzywda.

Cały czas po cichu w dół po schodach. Windę musiałem odrazu wykluczyć, gdyż mogłabyć zbyt głośna. Z góry nadal można usłyszeć krzyki spowodowane cierpieniem i strzałami  z broni palnej.

Jak już dochodziliśmy do wyjścia, zaatakowało nas kilkoro agentów z Hydry. Bezproblemowo dałem sobie z nimi radę. Wyszliśmy, na zewnątrz roiło się od służb mundurowych, strażaków oraz pogotowia. Udało mi się. Ludzie byli bezpieczni. Miałem już zamiar spowrotem wejść do środka, ale przeszkodził mi ostry ból. W moim brzuchu znajdowała się kula. Wszyscy zaczęli krzyczeć. Gdy spojrzałem w kierunku sąsiedniego budynku, zauważyłem na dachu snajpera. Wojsko szybko się nim zajęło. Poczułem się słabo. Z mojej rany coraz bardziej sączyła się krew. Lekarze podchodzili do mnie i pomagali mi iść do karetki. Nie miałem sił. Padłem, mimo to medycy nadal mnie nieśli. Posadzili mnie i rozerwali niewielki kawałek stroju.

Położyłem się na czymś zimnym. Wszędzie wokół mnie chodzili ludzie. Przestawałem kontaktować, a przed oczami pojawiały mi się mroczki. Po sekundzie poczułem piekący ból. Momentalnie wstałem, strasząc przy tym innych. Spanikowałem. Spoglądałem na ranę, wokół niej była ogromna czerwona plama, która coraz bardziej się powiększała.

- Spider-Manie, wszystko w porządku. Pomożemy ci! - rzekł jeden z lekarzy.

Znowu mnie posadzili. Zacząłem się wyrywać, ale niezbyt mi to wychodziło.

- Daj sobie pomóc! Wykrwawisz się! - warknął jeszcze inny.

Szarpnąłem jeszcze raz i udało mi się wydostać z objęć. Wyleciałem szybko w górę i z trudem poruszałem się między budynkami. Dotarłem do domu cioci May. Wszedłem do swojego pokoju przez okno i popędziłem do kuchni po apteczkę. Nie zważałem na to, czy May będzie wiedziała kim tak naprawdę jestem, ale nigdzie jej nie było. Zajrzałem do górnej szafki i wyjąłem dość sporych rozmiarów apteczki. Poszedłem do łazienki kładąc wszystko na pralce.

Zdjąłem do połowy mój kostium, tak, aby w pełni odsłaniał tors. Na ramieniu miałem małą ranę po kuli, która po nim przejechała. Wokół niej była sucha już krew, ale należałoby ją zszyć, gdyż była dość głeboka. Na brzuchu widniała duża dziura, z której cały czas spływała czerwona.

Dokładnie przemyłem ranę.
W apteczce nie było żadnych znieczuleń ani niczego, czym mógłbyn wyjąć kulę. Założyłem niebieskie, gumowe rękawiczki i włożyłem 2 palce do środka. Jęczałem cały czas z bólu. Prawie dotykałem tej kuli, ale musiałbym włozyć palce głębiej, co by spowodowało potworniejsze cierpienie.

Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Zdębiałem przez chwilę nasłuchując. Przecież jej nie było...

- Peter...? Co ty tam robisz? Mam tam wejść? - zadała ciąg pytań, przez który nie wiedziałem w jaki sposób jej odpowiedzieć.

- Ciociu, proszę. Idź stąd. - powiedziałem błagalnie. Posłuchała. Zrobiło mi się naprawdę głupio.

Musiałem do dokończyć. Ból narastał. Nie mogłem wytrzymać i wydałęm zduszony krzyk. Udało się. Wycągnąłem kulkę i włożyłem do umywalki. Jakin cudem jeszcze żyje? Przecież moja krew jest dosłownie wszędzie. Zdjąłem rękawiczki i wrzuciłem do małego kosza przy muszli klozetowej. Z apteczki wyciągnąłem jakiś środek odkarzający i  popsikałem ranę na brzuchu. Wziąłen w dłonie zakrzywioną igłę i przeciągnąłem przez nią specjalną nić. Powoli i precyzyjnie przebijałem skórę.
Nagle drzwi otworzyły się z impetem.

- Peter, mam do... - niedokończyła, była przerażona. Spoglądała to na mnie, strój oraz krew na podłodze. Odrazu wyszła. Boże, w co ja się wpakowałem? Zostałbym z tymi lekarzami, ale naraziłbym się na odkrycie mojej tożsamości. Nie mogłem na to pozwolić.

Zamknąłem się od środka i kontynuowałem. Gdy skończyłem szyć obie rany, szybko je przemyłem i jeszcze raz popsikałem. Nałożyłem na nie dwie warstwy gazy i obwinąłem dokładnie elastycznym bandażem.

Zdjąłem z siebie cały strój pozostawiając w równie bardzo zakrwawionych bokserkach i zabrałem ze sobą. Wyszedłem z łazienki i trafiłem na ciotkę siedzącą na kanapie. Płakała, a pod jej oczami były wyraźne czarne smugi tuszu do rzęs. Po moich policzkach mimowolnie również pojawiły się łzy, których nie mogłem powstrzymać.

Poszedłem do swojego pokoju w celu przebrania się.

Krótki ale troche straszny/smutny z lekkim poczuciem humoru. Następna część bedzie dłuższa.

Let me love you ×STARKER×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz