Zaczynał się grudzień a ze mną było coraz gorzej. Od mojej rozmowy z Lily minął jakiś miesiąc, nie gadaliśmy od tamtego czasu. Właściwie to z nikim nie rozmawiałem od wtedy, nie licząc krótkich wymian zdań z nauczycielami lub uczniami mojego roku. Lily musiała wygadać się rodzicom o tym że pokłóciłem się ze Scorpiusem, bo mama pisała do mnie chyba co tydzień. Sporadycznie odpisywałem jej krótkimi zdaniami.
Tak, wszytko u mnie w porządku. Nie, nie musicie się o mnie martwić.
Powoli zamykałem się w swoim świecie, ale odpowiadało mi to. Dużo myślałem, chodziłem na spacery, mało jadłem. Często przyłapywałem się na rozpominaniu naszych dawnych chwil ze Scorpem, szybko odganiałem te myśli. Mój świat nie może przecież opierać się na jednym chłopaku. Zdarzało mi się w takich sytuacjach wybuchnąć śmiechem z poziomu tego absurdu. No bo, w istocie mój świat opierał się kiedyś na tym chłopaku, wstawaliśmy o tej samej godzinie, razem jedliśmy śniadania, razem robiliśmy lekcje, razem spędzaliśmy czas wolny. A kiedy on zniknął, jakoś nie potrafiłem się pozbierać. Ludzie chyba postrzegali mnie jako dziwaka, kiedy tak ni z tąd ni z owąd odchylałem głowę do tyłu i zanosiłem się śmiechem a potem, wciąż z uśmiechem pod nosem mruczałem do siebie bezsensowne wypowiedzi. Wtedy ludzie naprawdę dziwnie na mnie patrzyli.
Albus dziwak - Tak o mnie mówili. Samotnik, pustelnik. Określenie żywy trup zrozumiałem kiedy pewnego dnia spojrzałem w lustro. - Twarz miałem poszarzarą Przydługie włosy, rozwichszone i nieuczesane. Wory pod oczami, spękane usta. Ubrania wisiały na mnie jak worki, a kiedy podciągnąłem koszulkę wyraźnie mogłem zobaczyć moje żebra.
Muszę więcej jeść - Pomyślałem, i tak właśnie zrobiłem. Na śniadaniu nałożyłem sobie ogromną porcję naleśników, gofrów i muffinków. Zawsze uwielbiałem słodycze. Było wszystko w porządku, nawet poczułem się jakbym powrócił do żywych co było dziwne, bo wcześniej wcale nie czułem się jakbym był martwy. Naprawdę, czułem się świetnie. Do czasu. Nadeszła druga lekcja, transmutacja. Zawsze się dziwiłem jak McGonagall jeszcze chce się prowadzić te lekcje, przecież ma chyba ze sto lat. Na początku było okej, gorliwie słuchałem Pani Profesor, bo chciałem trochę nadrobić męczące mnie zaległości. Schłuchałem sobie spokojnie, kiedy moje samopoczucie zaczęło spadać. Zaczęło mi się kręcić w głowie, przewracać w brzuchu. Z trudem stłumiłem nudności i próbowałem słuchać dalej, nawet nie wiem kiedy odpłynąłem.
- Potter, mówię do ciebie. - Dyrektorka stała nade mną wyraźnie oczekując.
- Zapytałam, jak zamienić sowę w lornetkę teatralną, Panie Potter. - Mimo że nie znałem odpowiedzi, naprawdę chciałem odpowiedzieć, niestety w tym momencie poczułem wymioty podchodzące mi do gardła.
-Ja... Przepraszam bardzo, nie czuję się najlepiej. - Puściłem się biegiem z sali.
- Potter, wracaj tutaj! Nie myśl sobie że uwierzę w takie wymówki! - Kobieta ruszyła za mną. Znalazła mnie rzygającego w męskiej toalecie. Przeczekała aż skończę i zapytała, o wiele łagodniejszym tonem:
- Wszystko w porządku, Potter? Nie jesteś chory? - Skrzywiłem się kiedy przyłożyła mi zimną dłoń do czoła.
- Nie, ja... Ja chyba się czymś zatrułem, Pani Profesor.
- Na pewno? Blado wyglądasz. Idź do skrzydła szpitalnego, odprowadzić Cię?
- Nie, dziękuję, dam radę sam.
- Dobrze, przyślę później jakiegoś ucznia żeby przyniósł Twoje rzeczy. - Przemyłem gardło wodą i wyszedłem z łazienki za dyrektorką i słabym krokiem skierowałem się w stronę skrzydła szpitalnego.
_____________________________________________________________________________
- Dziecko drogie, co Ci stało!? - Pani Pomfrey przeskanowała mnie wzrokiem.
- Zwymiotowałem podczas lekcji.
- Tak po prostu? Nagle?
- No.. Tak, rano czułem się całkiem dobrze.
- W takim razie, musimy Cię zbadać. Siadaj tutaj. - wskazała ręką łóżko i poszła przyciągnąć parawan, mrucząc pod nosem coś w stylu "Chuchro" i "Wrak człowieka".
- No, na co czekasz? Ściągaj koszulkę. - Niechętnie wykonałem polecenie.
- Chłopcze! Przecież ty chyba nic nie jadłeś od tygodnia!
- Prawdę mówiąc, nie. Zjadłem dzisiaj gigantyczne śniadanie.
- No a wczoraj?
- To chyba było.. Jabłko na śniadanie?
- No to ja się nie dziwię że tak wyglądasz. Wymiotowałeś bo zdążyłeś już odzwyczaić twój organizm od takich dawek jedzenia, jaką dostarczyłeś sobie dziś rano. Jesteś osłabiony i niedożywiony, zostaniesz tutaj na noc lub dwie. - Zeskoczyłem z łóżka i chciałem już zaprotestować, ale zakręciło mi się w głowie, i upadłbym gdybym nie podtrzymał się łóżka. Pani Pomfrey zmrużyła oczy.
- Wybierz sobie miejsce a ja przygotuję Ci eliksiry. - Wybrałem łóżko daleko od wejścia, w miarę prywatnym miejscu, jak na salę szpitalną. Niestety było daleko od okna, ale coś za coś. Pielęgniarka podała mi eliksiry i zacząłem się zastanawiać co mam teraz robić.
- Widzę że już zaczynasz się nudzić, idź spać.
- Tak po prostu spać? Przecież jest środek dnia.
-Tak, a ty jesteś wymęczony, idź spać.
- No ale... - Lecz Czarownica już oddaliła się w stronę swojego gabinetu. Stwierdziłem że skoro i tak nie mam nic innego do roboty, posłucham pani Pomfrey. I kiedy tylko przyłożyłem głowę do poduszki, zapadłem w obięcia morfeusza.
CZYTASZ
Malfoy Zawsze Przynosi Kłopoty I Scorbus
FanfictionAlbus i Scorpius zaczynają swój piąty rok w Hogwarcie, teraz wszystko ma się zmienić... Wydarzenia które tu następują nie mają żadnego związku z "Przeklętym dzieckiem" Jest to ff o tematyce boy x boy, nie lubisz, nie czytaj! Okładka niedługo z...