#8 "Ludziom trzeba dać drugą szansę."

60 4 3
                                    

- Przyjadę po szesnastej. - Poinformował mnie Gerald, zakładając kurtkę z logiem znanego dzikiego kota na plecach.

Odłożyłam kubek na marmurowy blat w kuchni i podeszłam do faceta, składając mu całusa na policzku.

- Zostawiłem Ci kluczyki od samochodu na stole. Do zobaczenia później.

Uniosłam dłoń, aby pożegnać go, kiedy wychodził z mieszkania i wróciłam do swojego śniadania. Brakowało mi moich obowiązków i codziennych zadań, które każdego dnia spełniałam w San Francisco. Tutaj nie miałam żadnego zajęcia i gdy tylko Gerald wychodził z domu, umierałam z nudów.

Ciepłe powietrze wpadało przez otwarte drzwi tarasowe, co zachęciło mnie do wyjścia na dwór. Rozłożyłam się na podwójnym leżaku z miską sałatki owocowej. Poprawiłam czarną koszulkę Geralda, która otulała mnie przyjemnym materiałem i zsunęłam okulary przeciwsłoneczne na nos. Lubiłam to, że dom Geralda mieścił się na uboczu miasta i całymi dniami nie musiałam słuchać żadnego hałasu. Słońce muskało moje odkryte nogi, a ja w pełni poświęciłam się audiobookowi, który docierał przez słuchawki wprost do moich uszu.

Tą sielankę przerwało mi połączenie przychodzące od mojego ojca, wzięłam telefon do ręki i odebrałam.

- Tak słucham? - Zadałam pytanie czekając na jakieś wieści od taty.

- Pan doktor powiedział, że mój stan się ustabilizował i już dziś po szóstej będę mógł wyjść. - Ojciec mówił to z wyraźnym entuzjazmem, a ja zapewniłam go, że będę jeszcze przed określoną godziną. - Okej, to do zobaczenia, kocham cię.

Odłożyłam telefon obok siebie i znów wsłuchałam się w głos lektora czytającego kolejne zdania książki. 

***

Książka skończyła się wraz z godziną siedemnastą, a ja poszłam do sypialni by przygotować się do wyjścia. Zdziwiłam się, że Geralda nie było jeszcze w domu, ale pomyślałam, że mógł zostać dłużej w pracy. Byłam gotowa już dwadzieścia minut przed czasem i pozostał mi tylko dojazd. Wzięłam z komody kluczyki, które wcześniej zostawił mi G i wyszłam z domu.

Samochodem dotarłam bardzo szybko do placówki, w której ostatnie dwa tygodnie spędzał czas mój ojciec. Przechodziłam szybko korytarzami różnych oddziałów, aby dotrzeć do pokoju, które było moim celem.

- Pani Scott. - Głos lekarza wychodzącego z oddziału na którym leżał mój ojciec wytrącił mnie z myśli. - Własnie miałem do pani zadzwonić.

- Tata poinformował mnie już kilka godzin temu i powiedział, że mam go odebrać. - Zmarszczyłam czoło, kiedy lekarz zaczął nerwowo szukać czegoś w swojej teczce.

- Jest mi bardzo przykro. - Meżczyzna wręczył mi kartkę z wynikami mojego ojca.

Do kartki była dołączona druga znacznie mniejsza. Przeczytałam jej zawartość i  przyłożyłam twarz do ust. 

Data i godzina zgonu.

- To niemożliwe. - Spojrzałam na lekarza, a on tylko spuścił wzrok. - To nie jest prawda. 

Facet w białym kitlu posłał mi jedynie puste spojrzenie i odszedł w przeciwną stronę. 

Strasznie zakręciło mi się w głowie, usiadłam na krzesłach, które stały pod ścianą i jeszcze raz spojrzałam na kartę zgonu. Łzy cisnęły mi się do oczu, a ja chowałam twarz w rękach.

Duża pustka zalała moje serce. Kolejna bliska mi osoba odeszła.

- Chloe. - Czułam ciepły dotyk na moim ramieniu i delikatne szturchnięcie. - Chloe wszystko w porządku?

I need you special loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz