-Przepraszam, zastałam Urszulę Głowacką? - Jadzia nieśmiało zapytała pielęgniarkę, pochylającą się nad poranioną nogą uciekiniera. Zapytana uniosła głowę, odrzuciła niesforny loczek, po czym lekko nieprzytomnym spojrzeniem popatrzyła na blondynkę, która z nerwów zaczęła bawić się mimowolnie palcami. Nie uszło to uwadze harcerki.
-Urka? A tak, jest w sali 206. Drugie piętro. - uśmiechnęła się delikatnie, by dodać jej odwagi, co zaraz zostało odwzajemnione z podwójną mocą.
Wróblewska podziękowała, po czym żwawo ruszyła na wyższe piętro. Zapukała delikatnie, zaczekała, a po chwili jej twarz o mały włos nie zderzyła się z otwartymi drzwiami.
-O, Jadzia! Przepraszam strasznie. - brunetka zmieszała się, ale tylko na chwilę. - Zaraz będę gotowa.
-Nie ma problemu, zaczekam. - dziewczyna odpowiedziała jej mrugnięciem oczu i szybkim uśmiechem.
-Więc jednak cię przekonałam? - Urka zaśmiała się szelmowsko do przyjaciółki, na co tamta odwróciła głowę. - No już, już nie pesz się tak. Będzie morowo, zobaczysz! Praca nie jest ciężka, a w wesołym towarzystwie czas mija szybko.
-To nie tak... Nadal po prostu się waham czy powinnam wchodzić z butami w wasz interes. - blondynka spuściła piwne oczy na ziemię.
-Z jakimi butami, Jadźka? Daj spokój, będzie genialnie. No już, chodźmy.
Droga do prowizorycznej "fabryki" minęła obu dziewczynom szybko i bardzo przyjemnie. Nadchodząca wiosna budziła czule drzewa i kwiaty, na których pojawiały się pierwsze listki, nieśmiało wychylając główki, niczym leśne wróżki budzące się ze snu. Przechodząc koło Łazienek Królewskich podziwiały rabaty, na których już za miesiąc miały pojawić się kwiaty. Śnieg roztapiał się, pozostawiając po sobie kałuże. Zapach nadchodzącego ciepła i urok brunetki zadziałały na Jadzię jak kojący balsam. Stanęła więc przed wejściem do mieszkania pełna dobrych przeczuć. Czar jednak prysł niczym bańka mydlana, gdy drzwi otworzyły się, a spojrzenie Jadzi napotkało błękitne jak bławatki tęczówki.
Jadzia, mimo swej wrodzonej otwartości nieco skurczyła się pod naporem tego stalowego wejrzenia. Oto stała przed nią rosła dziewczyna w kraciastej sukience, przepasana przybrudzonym już nieco od marchwi falbaniastym fartuszku. Na jej głowie piętrzyły się starannie ułożone loki, spięte wsuwkami na czubku głowy. Wyglądała na nieco poirytowaną, usta jej były ściśnięte, a brwi zmarszczone.
Z wnętrza mieszkania dochodziły rozbawione okrzyki i donośny śmiech, który niósł się po klatce schodowej budynku, co kontrastowało z obliczem kobiety stojącej na progu.
-Cześć Hanka! - przywitała się energicznie Urka. - To jest Jadzia Wróblewska, o której ci mówiłam. Przyszła pomagać nam w robocie. Jadzia, to jest moja absolutnie najlepsza zastępowa - Anna Zawadzka.
Jadzia uśmiechnęła się nieśmiało, dygając grzecznie, a wyraz twarzy Hanki niemalże natychmiast się ocieplił, zastępując poprzednią posępną minę. Młoda Wróblewska zauważyła, że ze smukłej sylwetki promieniowała wręcz jakaś dziwna, siostrzana otucha i żar.
-Bardzo mi miło. Poza tym przyda się każda para rąk. Wejdźcie, proszę - gestem ręki zaprosiła je do środka.
Obie dziewczyny przeszły do pokoju, z którego wydobywały się jakieś nieboskie odgłosy, by zaraz ujrzeć szczyt rozpasania młodzieńczego - oto trójka chłopców odstawiała scenę zażartego pojedynku szermierczego, rzucając co i raz jakąś uwagę w kierunku przeciwników. Z braku szpad za broń służyły im miotła, mop oraz... krzesło.
Nie zauważywszy z początku dwóch nowo przybyłych, młodzieńcy kontynuowali walkę, kiedy nieoczekiwanie jeden z nich upadł tuż pod nogi dziewczyn, które z cichym piskiem odskoczyły.
-Kończ waść, wstydu oszczędź! - śmiał się wniebogłosy, do czasu, gdy spojrzał w górę, gdzie napotkał odwrócony obraz wesołej Urki. - Witam, o pani! Czegóż szukasz w zosieńkowej pustelni?
-Jacuś, ty za grosz nie masz honoru! Uciekasz pod spódnicę kobiety?
-Ja bym się pod spódnicę chętnie schronił - odparł szelmowsko brunet, nie spuszczając oczu z Urszuli. Objął jej nogi w ciasnym uścisku, całując szybko łydkę zaskoczonej tą nagłą czułością Głowackiej. Wstał zwinnie, po czym jakby dopiero teraz zauważając obecność Jadzi, zapytał:
-A kimże jest ta urocza niewiasta?
Spojrzenia wszystkich zebranych zwróciły się na zarumienioną nagle blondynkę.
-Jadzia Wróblewska, bardzo mi miło - uśmiechnęła się szeroko, z rękami na plecach. Jej spojrzenie spotkało się z innym, o pięknym odcieniu polnych chabrów. Serce dziewczyny zabiło nieco szybciej. Zośka uśmiechnął się delikatnie i jakby porozumiewawczo mrugnął do niej. Ona szybko odwzajemniła te gesty.
Po chwilowym problemie z dodatkowymi miejscami rozmowa nawiązała się na nowo, dzięki czemu wszystkim pracowało się o wiele lżej. Jadzia musiała przyznać Urce rację - nikt nie traktował jej jak obcego wichrzyciela, przez co już po chwili z łatwością rozpoczęła wesołą wymianę zdań z zebranymi w pokoju towarzyszami.
Po pewnym czasie jej ruchy stały się machinalne, co pozwoliło na chwilowe odseparowanie się od otoczenia, gdy nagle poczuła piekący ból. Zaskoczona stwierdziła, że zacięła się końcem nożyka. Przypatrywała się chwilę jak rozcięcie staje się czerwone, a chwilę później kropelka krwi kapnęła na fartuszek, który pożyczyła od Hanki.
-Skaleczyłaś się? - usłyszała przed sobą. Podniosła szybko głowę, a jej spojrzenie skrzyżowało się z innym. Zośka spojrzał na nią z troską, po czym odłożył trzymane w rękach jabłko i nożyk, po czym odezwał się cicho. - Chodź. Opatrzymy to.
Jadzia wstała, uważając przy tym, by nie poplamić niczego krwią. Udała się za chłopakiem do kuchni. Blondyn sięgnął do jednej z szafek, w której jak się okazało, była apteczka.
-Podejdź tu - nakazał miękko. - Najpierw trzeba to przelać.
Wziął ją delikatnie za rękę, u której palec się zraniła, po czym podstawił ją pod zimny strumień wody. Następnie opatrzył przecięcie, przyłożył gazę, zawiązując jej końce by się nie zsunęła. Zajęty swoją pracą Tadeusz nie zauważył, że przez cały ten czas wzrok Jadzi skupiony był na jego twarzy. Po raz pierwszy mogła przyjrzeć się mu z tak bliska. Dopiero gdy uniósł wzrok znad skończonego dzieła ich spojrzenia trafiły na siebie. Dziewczyna po sekundzie zorientowała się, że blondyn przypatruje jej się z nikłym uśmieszkiem na ustach. Zawstydzona odwróciła wzrok, jednak już po chwili znowu spojrzała w jego stronę. Usta chłopaka otworzyły się delikatnie, oczy badawczo przyglądały się twarzy dziewczyny, starając się zapamiętać jak najwięcej detali. Jadzia poczuła, że jest jej wyjątkowo gorąco. Trwali by pewnie tak jeszcze trochę, gdyby nie głos Urki z pokoju.
-Jadzia, chodź, robi się ciemno, musimy wracać!
Te słowa wybudziły ich z letargu. Szybko odsunęli się od siebie, jakby robili coś niewłaściwego. Tadeusz odchrząknął, po czym powiedział cicho:
-Czy mogę cię odprowadzić?
-Oczywiście. - Spojrzała na niego, a on uśmiechnął się do niej nieśmiało.
Właśnie w tym momencie do kuchni wpadła Urszula, zniecierpliwiona brakiem odpowiedzi ze strony koleżanki.
-Kochana, co z tobą? Z życiem, z życiem, czas się nie zatrzyma!
-A szkoda - prawie niedosłyszalnie szepnęli obydwoje w tym samym czasie. Z zaskoczeniem spojrzeli po sobie, po czym z iście angielskimi uśmiechami wyszli z kuchni, zadowoleni z obrotu spraw.
CZYTASZ
"Zośka"
FanfictionJadzia nie przeniosła się w czasie, nie przyjaźniła się z nimi od dzieciństwa, ani nie była harcerką, a tę trójkę capów poznała w najdziwniejszych, i zarazem najnormalniejszych okolicznościach pod Słońcem. Notatka: Nie macie pojęcia, jakie skrępowan...