styczeń 1941r., Warszawa

755 53 24
                                    

Na zegarze widniała godzina szósta. Cały dom pogrążony był w ciszy - wszyscy domownicy spali. No, prawie wszyscy...

W łazience przed lustrem z zaciśniętymi ustami i determinacją w oczach patrzyła w swoje własne odbicie, nieruchomo. W prawej dłoni trzymała srebrne, długie, lecz nieco stępiałe nożyczki; lewą natomiast opierała się o umywalkę. Wzięła głęboki, świszczący wdech, zadrżała z zimna. Przytaknęła sama sobie, po czym chwyciła pierwszy kosmyk rozpuszczonych włosów, jeszcze raz, tylko dla pewności przeczesała go czarnym grzebykiem po czym wprawnym ruchem ścięła je; aż o połowę. Po wypuszczeniu go z drżącej ręki zauważyła, że osiągnęła upragnioną długość krótkiego boba, sięgającego niewiele za ucho.

- Jak już się coś zaczęło, to trzeba skończyć - pomyślała. Kolejne pasma cięła z większą precyzją, powolutku, nie spiesząc się.
Po skończonej "egzekucji" wrzuciła wszystkie włosy do kosza, gdzie przepadły, w odmętach nieistnienia.

Półtorej godziny później pozostali mieszkańcy kamienicy zaczęli powoli wstawać ze swoich łóżek. Brzęk naczyń w kuchni poinformował ich, że Jadzia już jest na nogach.

Pierwszy wstał Edek. Ubrany w czystą, choć zdecydowanie nie śnieżnobiałą koszulę, brązowe spodnie, butelkowo zieloną kamizelkę i z ułożonymi na żel włosami zajrzał ciekawie do kuchni. Jego oczy rozszerzyły się wyraźnie.

- O, masz nową fryzurę - zauważył, jednak w jego głosie Jadzia nie usłyszała nawet cienia dezaprobaty.

- A, tak - dziewczyna dopiero teraz sobie uświadomiła, że tego typu opinie będzie musiała usłyszeć jeszcze wiele, wiele razy w ciągu najbliższych kilku tygodni. - Jest bardziej... praktyczna. Chyba już powinnam dawno to zrobić.

- Ładnie ci - pochwalił Edek, uśmiechając się szczerze, na co Jadzia odparła skinieniem głowy, lekko onieśmielona nagłym komplementem. Z roztargnienia założyła kosmyk włosów za ucho, choć tam przez cały czas się znajdował - Pomóc ci, Jadzia?

- Możesz rozstawić talerze i zalać herbatę, będę wdzięczna.

- Już się robi!

***

- Jadzia, jak ty wyglądasz! - zdumiony okrzyk Urki poniósł się echem po klatce schodowej kamienicy. Blondynka uśmiechnęła się z przekąsem, wywracając oczami. Na jej policzki wpłynął jaskrawy rumieniec.

- No, teraz to cała kamienica o tym wie.

Brunetka wzruszyła na to ramionami i wymamrotała:
- Chłopcy będą się za tobą oglądać, nie ma co.

- Nie na tym mi zależało! - Zaśmiała się serdecznie Jadzia, po czym przyjrzała się koleżance. - To wyjawisz mi w końcu gdzie się wybieramy?

- Tak, ale na miejscu.

Dziewczyny musiały przyznać, że był to wyjątkowo brzydki, pochmurny dzień. Dujawica szarpała za ubranie, wpuszczając zimno nawet pod kilka warstw ubrania. Temperatura na termometrze wskazywała okolice minus kilku stopni, a woda, nawet w mieszkaniach, zamarzała.

- Już prawie jesteśmy - powiedziała dosyć głośno Urka, mrużąc oczy przed wiatrem i czyniąc usilne starania, by wicher nie porwał jej musztardowego szalika. Jadzia przytaknęła, opatulając się szczelniej kołnierzem brunatnego płaszcza.

Weszły.

***

- Jadziu, Jadziu prosimy...! - coraz więcej głosów zachęcało młodą Wróblewską.
Trzeba przyznać, że Jadzia nie tego się spodziewała. Gdy usłyszała hasło "poranek chopinowski" myślała, że ktoś ze znajomych Urki będzie dawał koncert. Tymczasem zrobił się z tego istny konkurs talentów - każdy po kolei miał wystąpić i zaprezentować jakiś utwór.

"Zośka"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz