Cmentarz przy kaplicy świętego Patryka był bardzo stary. Niektóre nagrobki dawno zniknęły już pod dywanem mchu, inne popękały i zawaliły się, a umieszczonych na nich nazwisk nie dało się nawet odczytać.
Wheein pochowana była w nowszej części. Tu większość grobów była zadbana, na niektórych stały świeże kwiaty. Jeden z nich przykuł uwagę Tae, był tak zapełniony bukietami, że nie mógł nawet dostrzec, do kogo należy. Dużo ludzi najwyraźniej zostawiło tu wyraz swojej tęsknoty. Poczuł dziwne ukłucie w sercu.
Hoseok wydawał się znać drogę całkiem nieźle.
– Często do niej przychodzisz? – zagadnął Taehyung, trącając go ramieniem.
– Hmm... Właściwie co miesiąc. Ale jeszcze nigdy nie musiałem przyjść tu... sam.
Jego przyjaciel bał się wielu rzeczy. Chociaż w sytuacjach stresowych umiał wykazać się odwagą, przeważnie nie należał do najdzielniejszych. Jednak Taehyung wiedział dobrze, że tym razem nie chodziło o to.
Hoseok nie bał się umarlaków, duchów czy złego licha, które mogło czekać na niego gdzieś w cieniu. Nie bał się cmentarza.
Bał się własnych emocji. I samotności.
Taehyung delikatnie pomasował jego bark. Nie jesteś sam, zdawał się mówić.
Yoonji bez problemu zrozumiała zaistniałą sytuację. Pokiwała głową i powiedziała, że jakoś sobie poradzi. Taehyung przez chwilę myślał wręcz, że każe mu iść z Hoseokiem. To Hobi zebrał ich wszystkich razem i trzymał ich w kupie. Jak klej albo szew. Zawsze bardzo się o nich troszczył i raczej nie okazywał słabości.
Jeśli już to robił, sprawa musiała być poważna. Oboje o tym wiedzieli. I skoro zwrócił się z tym do niego, a nie do niej lub Namjoona... Taehyung musiałby nie mieć serca, by tę prośbę o wsparcie zignorować.
Już i tak miał wyrzuty sumienia, że wciąż go okłamuje. Boże, jak mu to ciążyło.
Grób Wheein był... ozdobny. To pierwsze słowo, które przyszło Taehyungowi do głowy. Wyróżniał się na tle pozostałych. Wręcz krzyczał, by na niego spojrzeć. Widać było też, że ktoś przykłada wiele uwagi do opieki nad nim.
Hoseok westchnął.
– Czasem są chwile, kiedy chciałbym, żeby moja rodzina nie była... taka. Wiesz, o co mi chodzi? – Kiedy Taehyung pokręcił głową, wyjaśnił: – Nie umieją się nie angażować. Wszystko, za co się zabierają, robią z taką... przesadą. Każda okazja, każde święto, nawet każdy grób. Wszystko musi być perfekcyjne. Dwieście procent normy. To... męczące.
I ty jesteś taki sam, pomyślał Tae. Hoseok też wkładał całe serce we wszystko, co robił. Rzadko spotykało się ludzi tak pełnych pasji jak on, nawet jeśli sam często tego nie dostrzegał.
Nie mieli znowu tak dużo do zrobienia. Jasny marmur dość łatwo się brudził, więc musieli umyć nagrobek i uprzątnąć dookoła niego, zmienić kwiaty w wazonie i tym podobne, ale nawet gdyby Hoseok przyszedł tu sam nie zajęłoby mu to zbyt wiele czasu. Taehyung mimowolnie zastanawiał się, czy zdążyłby jeszcze pójść doYoonji, potem.
– Naprawdę, zginęła w taki głupi sposób – wymamrotał Hoseok w pewnym momencie.
– Hmmm?
Pokręcił głową.
– Po prostu... im więcej o tym myślę, tym bardziej mnie to boli. Znałeś Wheein, przecież nikt nie miał powodu, by robić jej krzywdę. To, że trafiła akurat tam i akurat wtedy... To taki idiotyczny powód, żeby umrzeć.
YOU ARE READING
crescendo | bts au
Fanfictionlato 1986. dwójka nastolatków na sekretnej randce. i czający się w cieniu morderca. taehyung czekał wieki, aż gguk go zauważy. teraz... obaj zostają wciągnięci w sam środek koszmaru. koszmaru, który - najwyraźniej - trwa od lat. ___________ jest to...