Oszacował swoje szanse szybko. Yoonji potrzebowała pomocy, a nie zanosiło się na to, by Namjoon był w stanie jej udzielić. Z drugiej strony... Jeongguk wziął Jimina jako zakładnika i jeśli nikt nie miał zamiaru zareagować, uciekłby bez problemu i zabrał chłopaka ze sobą.
Zakładając, że zabił Hoseoka tylko dlatego, że myślał, że to on był tamtej nocy z Chanyeolem i być może widział jego twarz... szybko skojarzyłby fakty, gdyby znalazł w kieszeni Jimina zdjęcia. A już teraz był ledwie o krok od pozbawienia go życia.
Zachciało ci się umawiać ze sportowcami, pomyślał. Trzeba było siedzieć cicho, wpierdalać ten ryż i się nie interesować.
Wiedział, że to nie takie proste. Niebezpieczeństwo nie minęłoby tak po prostu, tylko dlatego, że nie zaangażowałby się w sprawę. Ale... może wtedy żadne z jego przyjaciół nie znalazłoby się w centrum wydarzeń. Teraz – było już za późno. Siedzieli w tym po uszy i była to jego wina.
Jeśli miał jedną szansę, by naprawić swój błąd, musiał ją wykorzystać.
Może mało wierzył w tym momencie w Namjoona, ale wierzył w Yoonji. Też znacznie bardziej niż w Jeongguka. Nie był pewny, czy wierzy sam w siebie, ale nic więcej mu już nie pozostało.
– Wiesz, że to się wcale nie musi tak kończyć – powiedział, siląc się na spokojny ton. Musiał zbliżyć się i jakoś wyswobodzić Jimina, ale nie mógł działać pochopnie. Jeongguk był od niego znacznie silniejszy i miał lepszy refleks, w końcu nie bez powodu tak ceniono go w drużynie. Przed chwilą sam ogłuszył Namjoona, pchnął Yoonji do basenu, mimo że ta zawsze doskonale się broniła, i na dodatek pochwycił Jimina. Tak, w starciu siły Taehyung nie miał tu szans.
Musiał działać z rozmysłem.
– Jak? Jak nie musi się kończyć? – warknął Jeongguk. – Nie musiałoby, gdyby nie zachciało się wam nagle tu przychodzić. Gdyby...
– To już zaszło za daleko. Spójrz wokół siebie. – Pokręcił głową. – Ile jeszcze osób musi zginąć, żebyś przejrzał na oczy?
– Po prostu pozwól mi dokończyć to, co zacząłem! To jeszcze... to jeszcze da się naprawić!
Serce Taehyunga łamało się na setki małych kawałków. Nic nie dało się już naprawić. Nic. Było za późno na naprawianie czegokolwiek. Mogli tylko ratować to, co jeszcze pozostało nietknięte. O ile i na to mieli jakąś szansę.
– Jeongguk, przejrzyj na oczy. To, co robisz teraz... to szaleństwo. Daj sobie pomóc.
– Dlaczego musiałeś się w to mieszać? Przez rok było już tak spokojnie! Nikt nie musiał... nikt nie musiał wiedzieć.
– Jeongguk, czy ty siebie słyszysz? Czy ty naprawdę siebie słyszysz?
– Przecież ciebie bym nie skrzywdził. Tae, ty jesteś... inny.
Serce waliło Taehyungowi w piersi.
– Tak jak nie skrzywdziłeś Yugyeoma?
To był błąd. To był wielki błąd. Wściekłość momentalnie wezbrała w chłopaku, mieszając się z rozpaczą, a jego dłonie mocniej zacisnęły się na Jiminie.
– To był wypadek! To nie... to nie tak miało być. Nie chciałem tego.
– Gguk, ten chłopak nie żyje.
Oczy Jeongguka rozszerzyły się.
– Zależało mi na nim. Ale jemu nie wystarczało już ukrywanie się i chciał czegoś więcej, a ja... ja byłem taki wściekły, że tak szybko znalazł kogoś innego, kto mógł mu to dać. To wszystko... to jedno wielkie nieporozumienie.
YOU ARE READING
crescendo | bts au
Fanfictionlato 1986. dwójka nastolatków na sekretnej randce. i czający się w cieniu morderca. taehyung czekał wieki, aż gguk go zauważy. teraz... obaj zostają wciągnięci w sam środek koszmaru. koszmaru, który - najwyraźniej - trwa od lat. ___________ jest to...