Stwór za nic nie mógł się zdecydować. To sunął niepewnie wprzód, to odpełzał z powrotem zręcznie manewrując pomiędzy krzakami, nie zahaczając żadnej gałązki.
Wie, że tu jestem, wie że ktoś tu jest - myślał wiedźmin.
Siedział na drzewie, przykucnięty na jednym z grubszych dębowych konarów. Kikimora robotnica, żyjąca generalnie w podziemiach, nie zwykła patrzeć w niebo, a i wzrok miała dostosowany do życia w jamach, więc nie mogła go dojrzeć. Wyczuć też była w stanie tylko uderzenia o ziemię, bo tak była raczej przygłucha. Coś jednak mówiło jej że podchodzić nie należy. To przeczucie walczyło z przypominającym o sobie od dawna głodem, potęgowanym hałaśliwym piskaniem nieopierzonych błotniaków stawowych. Trzeci raz już matka przylatywała z czymś smakowitym w dziobie i podczas lądowania na brzegu ulokowanego w ściółce gniazda trzepotała kusząco białymi skrzydłami z czarnymi piórami na krańcach. Jak tylko pazury chwyciły gałązek, ze środka wybuchał wrzask. Rodzeństwo przestawało mieć znaczenie i liczyło się tylko by samemu jak najwyżej wyciągnąć dziób i pisnąć jak najgłośniej, dając znak komu najbardziej należy się przyniesiony robak.
Dla kikimory jest to znak że czas uderzyć. Tłusty ptak jest całkowicie skupiony na drących młode gardła pisklakach. Od gniazda, skrytego w bezładnej stercie gałęzi i liści dzieliły ją dwa susy. Za mało by ptak zdążył zareagować. A jednak już trzeci raz coś ją powstrzymywało, wychodziła na chudych kończynach zza krzaków, stukając cichutko szpiczastymi szponami o glebę, po czym cofała się ostrożnie, a ptak odlatywał, wzywany z powrotem przez wciąż nienajedzone pisklęta.
Wiedźmin zaklął w myślach gdy scenariusz powtórzył się po raz czwarty. Długo czekał aż bestia wreszcie się zjawiła, teraz krył się na gałęzi, za pniem, i za nic nie mógł zaatakować dopóki bestia nie okrąży drzewa.
Z dołu smyrgnęła w górę wiewiórka. Pognała po pniu, za pień biorąc także siedzącego od paru godzin nieruchomo wiedźmina. Z jego buta ruszyła w górę po spodniach, kurtce i zatrzymała się na ramieniu. Dynamicznie rzucała łebkiem, w którym tkwił sztywno kasztan, wypatrując chyba tego właściwego drzewa. Wiedźmin oburzcił ją wzrokiem nie ruszając głową. Odbite światło lekko drasnęło go w oczy.
Dzięki gryzoniu, dzięki - pomyślał i powolutku wsunął rękawicę pokrytą odbijającymi blask ćwiekami bardziej za pień. Blask świecący z góry, od jakiegoś czasu powstrzymujący kikimorę od ataku znikł, a wiewiórka, pomógłszy, zamachała kitą i ruszyła w swoją drogę.
Tłusty błotnik wrócił tymczasem z robakiem w dziobie, zasiadł wśród leżących pod dębem gałęzi, a pisk rozpoczął się na nowo.
A skoro znikł blask z góry, górę nad wciąż obecną niepewnością wziął głód. Kikimora wysunęła się, zaparła tylnymi nogami i skoczyła wściekle wprzód, wbijając ostre nogi w ziemię. Błotnik zaskrzeczał, rozłożył skrzydła ale już wiedział że jest bez szans. Podskoczył odbijając się od gałęzi, chcąc jeszcze może uciec przed pokracznie wydłużoną paszczą, gdy z góry spadła smukła sylwetka i wbiła się srebrnym ostrzem w grzbiet bestii, przybijając ją do ziemi.
Kikimora zaryczała, uniosła głowę po czym walnęła nią o glebę, wywracając przy okazji gniazdo z którego wysypało się pięć piskaków. Podniosły dziki wrzask, wzlatująca metr nad nimi matka odpowiedziała głośniej i tłukła powietrze podmuchami skrzydeł, które trafiały i wznosiły spływające po karku Geralta białe włosy.*
— Tu proszę pokwitować...tu, niżej – wskazał palcem urzędnik w okularach o nader grubych szkłach. Spojrzał na kartę, przeczytał pobieżnie po czym przybił stempel lub dwa. Następnie odwrócił się od biurka przed którym stał sztywno Geralt. Poszperał coś w szafkach i wyjął szkatułkę. Wydobył z niej skąpą garść owalnych monet i przesypał je do poszarpanego mieszka.
CZYTASZ
Wiedźmin: Racja Bytu (Geralt&Jaskier) [Zakończone]
FanfictionGeralt i Jaskier ścigani przez grupę bandytów trafiają do zapomnianej wioski dręczonej przez powracającą bez końca bestię. Strach i bezradność ciskają ludzi w odmienne odłamy religijne, a te z kolei ciskają ich przeciwko sobie. Wkrótce nie bestia, a...