Stał tak jakiś czas, wiedząc że po kolejnym upadku już się nie podniesie. W oczach pociemniało, gdy eliksir przestał tłumić zmęczenie ciało przypomniało mu o wysiłku jaki przeszedł. Miecz trzymany w ręcę zdawał się przybierać na wadze z każdą chwilą, ból w udach utrudniał ustanie na nogach
Dojrzał światła migające intensywnie wśród drzew. Rozmazywały się przed oczami, zamrugał, światła nie zniknęły. Sunęły szybko, zbliżały się. Wkrótce z lasku wyjechało na polanę jeden po drugim kilkudziesięciu jeźdźców. Ustawili się w półkolu i ze sporej odległości patrzyli na stojącego krzywo, z opuszczonym ku ziemi mieczem Geralta. Konie były wszelkiej maści, uzbrojenie i pancerze losowe, takie jakie kto zdołał sobie wyrwać ze wspólnego łupu. Na polane wjechał i dołączył do towarzyszy kolejny. Został z tyłu, bo targał za kołnierz biegnącego obok człowieka. Jaskier zatrzymał się z ulgą, oparł ręce na kolanach i począł dyszeć. Jeździec puścił go, bo niewygodnie było mu schylać się z siodła i ściskać go za kołnierz, zamiast tego położył mu na ramieniu miecz.
Gdy postali chwilę, jeden z jeźdźców zszedł z konia, powolnym, dumnym krokiem zbliżył się do Geralta, zatrzymał kilka metrów od niego.
Sława, jaką cieszył się będący od miesięcy na ustach wszystkich w okolicy Paszczur z Attre sprawiała, że gdyby nie utrata mnóstwa krwi, wyczerpanie walką, niknący wzrok, słabnący eliksir a wraz z nim nasilający się ból i wycieńczenie, Geralt bardzo rozczarowałby się na jego widok. W istocie był on dokładnie taki, jakim opisał mu go Jaskier: taki sam jak wszyscy. Tyle że bardziej. Miał bardziej niż inni naznaczoną bliznami twarz, bardziej bandyckie, harde, dumne spojrzenie, szersze ramiona, wyższy wzrost. Miał nieco dłuższy miecz niż towarzysze, nieco więcej gwoździ w pałce wiszącej po drugiej stronie pasa, nieco większą niż towarzysze kuszę. Miał bardziej kosztowny pancerz, bardziej dumnie prezentującego się konia i bardziej świecącą kolczugę na tymże. Bardziej niż inni miał siebie za najwspanialajszego, najsliniejszego i zasługującego na więcej niż miał. Po za tym był to najzwyklejszy w świecie zbir, taki jakich za jego plecami było kilkudziesięciu.
Tak, gdyby nie okoliczności, Geralt byłby bardzo rozczarowany. Ale okoliczności sprawiały, że nie był ani trochę.— Jestem Teyzar Wielki, zwany Paszczurem z Attre – przedstawił się ciężkim głosem, dumnie zadzierając głowę. Na tle chwiejącego się i cieknącego krwią Geralta jego nieruchoma sylwetka wyglądała bardzo majestatycznie. – A ty musisz Geralt z Rivii, wiedźmin, który uniemożliwił moim ludziom zebranie podatków, czym pozbawiłeś mnie należnej mi własności, który zabiłeś trzech moich ludzi, na czele z moim dobrym przyjacielem, Rattgorem.
Geralt nie zareagował na wygłoszone jednostajnym głosem oskarżenia, stał tylko w miejscu nie mając już nawet sił powstrzymywać cieknącej swobodnie śliny.
— A to – gdy reakcja nie nadeszła, Paszczur ceremonialnie obrócił głowę bok – to jest twój dobry przyjaciel.
Bok miecza zastukał na ramieniu Jaskra, pilnujący go zbir wyszczerzył się. Geralta zamroczyło, błysnęło przed oczyma. Nie dopływająca wszędzie krew pozbawiła go na chwilę kontroli nad ciałem, upadł na klęczki, podpierając na mieczu. Paszczur wzniósł obojętnie powieki.
— Jeśli go zabijesz... – Geralt nie miał sił by podnieść głowy, więc wymamrotał do ziemi, bardzo niewyraźnie – wszystko zacznie się od nowa.
— Co wszystko? – spytał średnio zainteresowany Paszczur, zbliżając się nieco by usłyszeć odpowiedź.
— To – ostatkiem sił uniósł rękę, krótkim gestem wskazał w stronę bestii. Drugą dłonią nie dał rady się utrzymać, palce zsunęły się z rękojeści wbitego w ziemię miecza i Geralt padł na plecy. Chwilę oddychał głęboko, potem ucichł, stopniowo luzując ucisk na brzuchu.
CZYTASZ
Wiedźmin: Racja Bytu (Geralt&Jaskier) [Zakończone]
FanficGeralt i Jaskier ścigani przez grupę bandytów trafiają do zapomnianej wioski dręczonej przez powracającą bez końca bestię. Strach i bezradność ciskają ludzi w odmienne odłamy religijne, a te z kolei ciskają ich przeciwko sobie. Wkrótce nie bestia, a...