IX

219 17 14
                                    

— No i co piesku? Zapomnieli o tobie – rzekł wieczorem Geralt, gdy wrócił do spalonej chatki.

Piesek, czy raczej, wielkie psisko z cieknącą z gęby śliną, podniósł głowę, zaszczekał groźnie po czym wybiegł z budy i skoczył na Geralta, powstrzymany w pół drogi przez łańcuch.

— Dalej bronisz swojego terenu? – spytał Geralt ogarniając wzrokiem zgliszcza, uprzątnięte pobieżnie. – A może jesteś po prostu paskudnym sukinsynem zabijającym wszystko co podejdzie? Pytam poważnie, jesteś dobrym psem?

Pies nie odpowiedział, szczekał cały czas, jak każdy pies chroniący swojego terenu. Ślina ciekła, rozmazywały się pod skaczącymi szaleńczo łapami liczne kupy.

— Miałem taką nadzieję – stwierdził Geralt i wyjął z trzymanej pod pachą grubej husty zająca. Pies zaszczekał głośniej, ciężko powiedzieć czy na jego widok, czy tak po prostu.

— Daruj, futrzaku – zwrócił się do zająca wiedźmin, po czym chwycił rękoma nogę szarpiącego się, przerażonego szczekaniem szaraka i zwichnął ją tuż przy ciele. Uszak zapiszczał dziwnie i wygiął się, machając resztą kończyn w rozpaczliwiej próbie wyrwania się z uścisku.

Uścisk ustąpił sam. Poganiany strachem i szczekaniem zając począł uciekać, wywalając się nieustannie i gramoląc w błocie. Zajęty do reszty szczekaniem pies nie zauważył nawet przechodzącego obok Geralta, który, podeszłszy do budy, sprawdziwszy czy miecz jest na miejscu i czy kurtka nie krępuje ruchów, kopnął łańcuch, złamawszy deskę w której tkwił jego koniec.
Pies pognał wlokąc łańcuch za sobą i bardzo szybko dopadł uszatka który i tak zdążył uciec imponująco daleko. Kły wbiły się w korpus, zaczęło się szarpanie, wywijanie łbem w którym tkwił zwierzak, a wszystko w asyście szczękającego i podskakującego chaotycznie łańcucha.

Geralt czekał nieruchomo, wyłączywszy się na te dźwięki, a wsłuchując się w pozostałe. Czekał chwilę, powolnymi ruchami głowy ogarniając ginącą w mroku okolicę, ręką będąc gotowym w każdej chwili sięgnąć po miecz. Czekał na podmuch zimna, uginające się od niego drzewa i krzaki, szron zalewający okolicę i wyłaniającą się z tego wszystkiego krok po kroku bestię.

Pies uspokoił się wreszcie i zajął się spokojnym jedzeniem. Znów zrobiło się cicho, jak przed przybyciem Geralta, który postał jeszcze chwilę, po czym zawrócił do wioski.

*

Nim zbliżył się do oświetlonej i otoczonej palisadą karczmy zrobiło się całkiem ciemno. Na tyle że ledwo dojrzał kryjącą się za drzewem postać. Udał, że nie dojrzał, a gdy postać wyskoczyła zza niego, odwinął się, uniknął pchnięcia nożem, złapał i wykręcił rękę napastnika, po czym odepchnął go w krzaki.

Rzucony w mirt mężczyzna podniósł się, rozmasował obolały nadgarstek, spojrzał na wiedźmina, cofnął niepewnie. Geralt rozpoznał w nim tego samego pijaka który pierwszej nocy jego pobytu w Eipudaz leżał przed karczmą zlany w trupa i którego bestia oszczędziła.

— Kto cię nasłał? – krzyknął mu, a pijak odwrócił się i pognał w ciemność, potykając się niezdarnie.

*

Jaskier zamachał mu gdy tylko wszedł do karczmy, gestem zapraszając do stołu, tym razem w głównej sali. Przepychał się przez zapchaną do reszty izbę, wzrokiem łowiąc spojrzenie Vastysa Thulesa Rohla aem Tardivhala, który wraz z pozostałymi rycerzami siedział z Jaskrem przy stole. Na kolanach poety siedział zaś Filipek, gryząć coś łapczywie.

Wiedźmin: Racja Bytu (Geralt&Jaskier) [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz