VII

342 19 8
                                    

(Dziś długi rozdział, tak mi fabularnie wypadło. Może to nawet dobrze biorąc pod uwagę czasowe przerwy pomiędzy nimi)

Podszedł do szopy. Czwórka rycerzy stała przed wejściem, naprzeciwko siebie, po dwóch po każdej stronie. Stali nieruchomo, z rękoma wzdłuż ciała. Byli w pełnych, lśniących srebrem zbrojach płytowych, z trójktątnymi tarczami na przedramionach i mieczami przy pasie, a do tego w prostokątnych hełmach z otworami tylko na oczy i kilkoma malutkimi poziomymi szczelinami na wysokości ust. Na tarczach widniała biel po lewej i czerwień z połowicznym orłem po prawej. Z krawędzi zwisały i fruwały kołysane wiatrem krótkie pasma kosztownego sukna. Rycerze wyglądali nie jak ludzie, a nieruchome posągi często przyozdabiające królewskie dwory. Sprawiali wrażenie jakby byli na uroczystej paradzie, czekając aż do starej szopy z gnijących desek wejdzie pomiędzy nimi królewska para, a ciągnąca się trzy metry za panną młodą suknia przemknie z gracją po znajdującej się przed wejściem kałuży.

— Jestem Geralt z Rivii. Wczoraj w nocy zabiłem bestię, którą miano tu dostarczyć. Chciałbym zobaczyć ciało – rzekł, gdy jego zbliżenie się nie wywołało najmniejszej reakcji.

Jeden z rycerzy przechylił głowę powoli, popatrzył na niego ledwo widocznymi spod hełmu oczyma, po czym wrócił do pierwotnej pozycji.

— Nie będziecie mieli nic przeciwko, jeśli tam wejdę? – spytał, a ten sam rycerz znów tylko obrócił na chwilę ku niemu głowę.

— Nie odpowiedzą – rzekła wychodząca z ciemności szopy postać i stanęła tuż przed kałużą. Piąty rycerz ubrany był identycznienie jak jego kompani, nie miał jednak hełmu. Miał za to długie, gęste ciemnożółte włosy, opaloną, hardą twarz o żelaznych oczach i przeszywający, niezłomny i nieugięty ton. Z całą pewnością był po czterdziestce, ale aparycja, hardość spojrzenia i siła woli w dbaniu o zdrowie sprawiały że wyglądał znacznie młodziej. – Złożyli śluby milczenia. To przyszła osobista gwardia króla Talgaru. Najzdolniejsi z setek rycerzy, poddani ostatniemu testowi. Trzy lata nie mogą odezwać się ani słowem, nikt nie może zobaczyć ich twarzy, nie mogą jeść nic wykwintnego - tylko pokorne posiłki z chleba, wody i od czasu do czasu wieprzowiny, tak by nie zmarnieć. O alkoholu i kobietach nie wspominam nawet, to zbyt oczywiste. Całość nie w ciepłym domu w poczuciu bezpieczeństwa, a w trakcie czynnej, ciężkiej służby.

— Trzy lata? – spytał Geralt obrzucając posągi wzrokiem. – Dawniej słyszałem o pięciu.

— Istotnie – głos jego bił taką powagą, taką siłą a postawa sugerowała taką niezłomność, że Geralt mimowolnie poczuł chęć wykonania jego rozkazu i ruszenia z nim na wojnę o cokolwiek. A zwykle nie palił się do wojen o najwznioślejsze nawet idee, a nawet do takich nie palił się przede wszystkim. – Do niedawna taki był powszechny zwyczaj. Sęk w tym że długo trzeba wojować i wieloma cnotami się wykazać, by móc dostąpić zaszczytu spróbowania swych sił w ślubach. Efekt był taki że do królewskiej straży trafiali istotnie najzdolniejsi, bez najmniejszej skazy rycerze, ale dość szybko opadali oni z sił i musieli odchodzić na wojskowy spoczynek. Zredukowaliśmy tedy liczbę lat z pięciu do trzech, słusznie chyba mniemając, że jeśli ktoś wytrzyma trzy lata bez pokazania twarzy,  wypowiedzenia ani słówka, bez baraniny w sosie myśliwskim, piwa i wpychania się do wilgotnych psit, to wytrzymałby i pięć – rzekł, po czym dodał z powagą i dumą przewyższajacą najśmielsze oczekiwania i samą siebie. – Jestem Vastys Thules Rohl aem Tardivhal, syn Thulesa Rohla Tardivhala, syna Rohla Tardivhala, z dziada pradziada rycerz w najwyższej służbie królów Talgaru. Obecnie, jak mogłeś zauważyć, przygotowuję najlepszych z najlepszych do najtrudniejszego ale i najchwalebniejszego z zadań jakie moze przypaść rycerzowi - walki u boku samego króla, obecnie miłosciwie nam panującego Titvalda III.*

Wiedźmin: Racja Bytu (Geralt&Jaskier) [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz