to znowu ty...

1.4K 78 104
                                    

• Luke •

Kolejna kłótnia, a wraz z nią ewakuacja z domu. Naprawdę jest mi smutno z tego powodu, że ranię najważniejszą kobietę mojego życia, ale co ja mogę skoro ona nawet nie próbuje mnie zrozumieć. To nie tak, że nie rozmawiamy, bo rozmawiamy, czasem nawet jak starzy, dobrzy przyjaciele. Jednak coś w tym wszystkim jest, że w niektórych sprawach jesteśmy jak woda i ogień. Nieważne ile starań dołożymy, jedno uszkodzi drugie. Właśnie w takich momentach lepiej wyjść i przemyśleć samemu. Czasami odreagować tak, jak my mamy zrobić to dziś.

W ogóle nie wspomniałem, ale trochę odpuściłem tego całego Clifforda. Kilka... jednak kilkanaście dni minęło, a z każdym kolejnym moje myśli przygasały, tak więc misja odwdzięczenia się była oficjalnie zakończona. Teraz siedziałem na ławce i wypatrywałem Caluma.

— o boże! Powiedz, że masz zioło! - krzyknąłem entuzjastycznie do chłopaka, który miał je załatwić. Szedł dumnie i stąd we mnie ta radość. Wiedziałem, że załatwił. Podszedł bliżej, a z kieszeni kurtki wyciągnął woreczek, a następnie pomachał mi nim przed twarzą. — dobry chłopczyk. - pogłaskałem go aktorsko po głowie, a następnie oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

— zaraz dołączy Ashton, on miał załatwić wódkę i jakieś nowe dożylne gówna. Chcieliśmy raz spróbować, idziesz w to? - poinformował mnie, a ja nie myśląc o jakichkolwiek konsekwencjach od razu przytaknąłem głową. Tak już mam, że jak słyszę słowo "narkotyki", a do tego jeszcze "nowe" to czuje się nadzwyczaj szczęśliwy i podekscytowany. Jakbyście pytali to tak, jest to już uzależnienie.

Czas mijał szybko, może odrobinę za szybko, bo zanim się obejrzeliśmy, miasto ogarnął mrok, a uliczne latarnie rozbłysnęły udając, że ich światło rozświetla cokolwiek. No nic, zrobiło się ciemno. Calum, Ash i ja byliśmy na naszej miejscówce i do dobrej zabawy brakowało nam tylko tego co zakazane. Brzmi znajomo? Jeśli nie to zazdroszczę. Ja już nie pamiętam tych czasów.

A tak w ogóle to nie znacie Ashtona. Pozwólcie, że wam go przedstawię, a później zabawy ciąg dalszy.

Ashton jest o trzy lata starszy ode mnie i Caluma. Ma loki w kolorze ciemnego blondu, muskularną posturę i ogromne poczucie humoru. Pracuje w KFC, bo nie chciał iść na studia. Dorabia sobie grając na perkusji w jakimś małym zespoliku, o którym nikt nawet nie słyszał. Ma wtyki wszędzie. W policji, w pizzerii, u dilera, w monopolowym, nie zdziwiłbym się jakby je miał nawet u mojej matki. W każdym razie jest cudownym przyjacielem i nigdy nie zostawia nas w potrzebie.

Siedzieliśmy na tej ławce i piliśmy wódkę z jednego, wspólnego gwinta. Fuj, mam ich ślinę w ustach. Dobrze, że nie będę tego pamiętał. Calum podał mi skręta, a konkretnie jointa. Uśmiechnąłem się sam do siebie, kiedy wyczułem zapach marihuany.

— to co, chłopaki? Na trzy! - Ashton podał nam zapalniczki. — raz, dwa... - zawsze ścigaliśmy się w tym, kto pierwszy skończy. — trzy! - i nasze zawody ruszyły. Calum wziął kilka porządnych buchów, ale nic mu nie było. Siedział tam taki niewzruszony. Ash już kiwał się na boki i śmiał, a ja miałem porządny helikopter w głowie. Trzymałem się hardo ławki, żeby z niej nie zlecieć.

Cholercia, albo już mam urojenia, albo widzę Clifforda po drugiej stronie chodnika. Uznajmy, że to przywidzenie.

Po minucie wygrał Cal. Skubany jest już tak wprawiony w jaranie, że trawa na niego nie działa. Z tą myślą popiłem smak używki drugą, jebiącą na kilometr i kojącą zmysły. Sorka za wyrażenie. Buziaczki.

Jednak nie było ze mną aż tak źle jak myślałem. Postać w oddali to faktycznie był Michael. Nie wiem jak mnie znalazł, ale podszedł do nas jakby nigdy nic. Powiem szczerze, że trochę mnie sparaliżowało. Nie wiem czemu, zwykły stres spowodowany... no właśnie, nie do końca wiem czym spowodowany. Zlustrowałem go wzrokiem. Nie wyglądał na zadowolonego, ale na pewno wracał z pracy. Pod pachą trzymał teczkę i był ubrany w swój jakże idealny garnitur. Pieprzony miliarder.

Hi, uncle! • muke • /part.1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz