4

4.4K 240 2
                                    

Przez długi czas patrzyłam na swoje ręce, zaczynając się denerwować, że tak bardzo marnowałam czas. Brakowało mi mojego dawnego, nudnego życia, gdy siedziałam w pracy osiem godzin, czasem zdarzały się jakieś nadgodziny, ale był czas, gdy nie było ich dużo. Łapaliśmy dilerów, przemytników i cieszyliśmy się, że choć w drobnym stopniu sprawiamy, że świat staje się lepszy. W końcu przeniosłam swój wzrok na drzwi, za którymi zniknęli wszyscy mężczyźni. 

Zastanawiałam się, czy to naprawdę ich cieszyło? Takie życie? Zaliczanie dziwek jako któryś nasty lub dziesty? Ale widocznie oni to lubili. Oparłam się o kanapę i westchnęłam głęboko, korzystając z czasu, gdy nikt nie zanieczyszczał tu powietrza papierosami, których zapach złagodniał, gdy wyszli. Kątem oka zerknęłam na dziewczyny, które popijały alkohole zostawione przez ich chłopaków i śmiały się jakby były kompletnie nieświadome, co w tym czasie robili mężczyźni. Trochę było mi ich żal, bo pewnie cieszyły się ze swojej obecnej sytuacji, bogactwa... nie mając pojęcia, że za kilka dni mogą zostać wymienione na inne, naiwne dziewczyny. Przejechałam dłońmi po materiale mojej sukienki, aby trochę się uspokoić, a wtedy rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Pomieszczenie na nowo zaczęło zapełniać się uradowanymi facetami. Niektórzy w drodze zapinali koszule, inni upewniali się, że nie mieli na sobie śladów szminki, tak jakby to miało jakieś znaczenie, gdy to co robili przed chwilą było takie oczywiste. Odprowadziłam wzrokiem Evana, którego granatowe oczy błyszczały żywo. Usiadł obok mnie, od razu sięgając po szklankę z whisky.

,,Czy było mu lepiej z jakąś przypadkową dziwką niż ze mną?" - Pomyślałam, ale szybko skarciłam się za tę myśl. Tu nie chodziło o to, że zaczynałam czuć do niego coś więcej niż odrazę. Po prostu... W takiej chwili... Naturalne było, że chciałam wiedzieć dlaczego mu nie wystarczałam.

Nagle moją uwagę przykuł ślad szminki, która czerwieniała się spod kołnierzyka bruneta, gdy się pochylił, aby odstawić szklankę na drewniany stolik. Natychmiast odwróciłam wzrok, a wtedy poczułam szturchnięcie w kolano, a Evan się podniósł, wraz z kilkoma innymi jego kolegami. Nie miałam pojęcia dokąd szliśmy, ani dlaczego byłam jedyną dziewczyną w ich towarzystwie, ale miałam naprawdę złe przeczucia. 

W końcu jeden z obecnych otworzył jakieś metalowe drzwi, gdzie wszyscy weszliśmy. Na krześle siedziała jakiś mężczyzna. Na jego twarzy znajdowała się krew, siniaki... Był opuchnięty i ledwie przytomny. Kiedy to tylko zobaczyłam chciałam wyjść, ale zatrzymał mnie czyjś tors. Evan spojrzał na mnie surowo, a ja przestraszona weszłam głębiej, aby nie blokować przejścia, starając się omijać tego człowieka wzrokiem. Nienawidziłam takich makabrycznych widoków... i takiej ilości krwi, której metaliczny zapach wdzierał się do moich nozdrzy.

- I co Rufus? - Nachylił się nad nim jeden ze zgromadzonych i uderzył go w twarz. - Teraz nie jesteś taki odważny? - Zaśmiał się, starając zmusić nieszczęśnika, aby musiał spojrzeć mu w twarz. 

To ci odwaga...! Bić związanego i bezbronnego. Przez moment miałam ochotę wszystkich ich obezwładnić, choć ze względu na to, że było ich więcej pewnie by mnie powstrzymali. Poza tym nie mogłam się ujawnić i działać na nerwy Evanowi, bo gdyby mnie wyrzucił... Wdrażanie nowej agentki nie miałoby kompletnie sensu. 

Napastnik uderzył go znów w twarz.

- Ej. Zostaw coś dla nas. Jak tak dalej pójdzie to straci przytomność - rzucił ktoś z zebranych. Mężczyzna poprawił marynarkę, a następnie rozpoczęły się tortury. 

Każdy z nich podchodził, naśmiewał się, bił go lub krzywdził w jakiś inny sposób. Bez przerwy odwracałam twarz i starałam się panować nad sobą, choć moje ręce mimowolnie unosiły się, gdy rozlegały się krzyki więźnia. 

Nagle usłyszałam kroki, więc niepewnie spojrzałam w kierunku drzwi. Ludzi ubywało aż w końcu w pomieszczeniu został tylko ten nieszczęśnik, ja i Evan, który, gdy tylko reszta opuściła pomieszczenie, zamknął drzwi.

- Pewnie zastanawiasz się, dlaczego cię tu zabrałem - mruknął, opierając się o drzwi i wyciągając papierosa. 

Starałam się ukryć to jak bardzo się bałam, jak bardzo ich wszystkich nienawidziłam, oraz moje współczucie, przyjmując nieco bardziej rozluźnioną pozę i założyłam ręce. Przytaknęłam, aby kontynuował. 

- Jesteś przy mnie już długo... - Zrobił przerwę, aby zaciągnąć się papierosem.  - Ale wiesz, że to posada nie na stałe - powiedział wypuszczając dym. - Czas, abyś przeszła inicjację. - Uśmiechnął się szyderczo i podszedł do metalowej szafki. 

Wyciągnął z kieszeni kluczyk, po czym otworzył ją i wyciągnął pistolet. Przeszedł mnie dreszcz, a moje serce zaczęło kołatać, jakby chciało wyrwać się z piersi. Zasłonił mi widok tego co robi, a następnie zbliżył się do mnie wyciągając w moją stronę rękę z pistoletem.  Spojrzałam na niego pytająco z przerażeniem, a on odpowiedział z nadludzkim spokojem:

- Przestrzelisz mu kolana, aby udowodnić, że jesteś po naszej stronie i nie popełniam błędu ufając ci - oznajmił, zaciągając się i wypuszczając dym prosto w moją twarz. 

Zakasłałam, czując ostre powietrze w płucach i przez moment myślałam, że zemdleję. To mogła być, albo próba, albo pułapka. Jeśli próba to musiałam ją wykonać, aby mi zaufał. A jeśli... Pułapka... Co jeśli wiedział o tym, że byłam agentką i właśnie dawał mi do ręki pistolet, z którego kogoś zabito, co swoją drogą było bardziej niż pewne, aby mnie wrobić? 

- No dalej, Kicia. - Ponaglił mnie. - Jeśli tego nie zrobisz zastrzelę was oboje - powiedział spokojnie, znów się zaciągając. 

Zamknęłam na moment oczy i wyciągnęłam drżące dłonie w jego kierunku. W kilka chwil moje ręce zaczęły ciążyć, a w uścisku znajdowała się zwykła beretta. Przełknęłam ciężko ślinę, czując jak mój żołądek się zaciska.

Podeszłam do mężczyzny, który najprawdopodobniej był już nieprzytomny od ilości bólu. Współczułam mu, ale... Miałam szczytny cel. Czy czułam się usprawiedliwiona? Ani trochę.

- Zrobisz to dziś - warknął nagle i podszedł do mnie. Biło od niego ciepło, ale czując go tak blisko siebie byłam tylko bardziej przerażona. - Wymierz. - Chwycił moje drżące dłonie, które ledwie trzymały pistolet i ułożył je na odpowiedniej wysokości, podtrzymując je przez moment. Jego dotyk wręcz palił. Nienawidziłam go i z chęcią sprzedałabym mu kulkę... Ale moim głównym argumentem oprócz tego, że zebrani mafiosi zabiliby mnie... Była wciąż ta pieprzona misja. - Strzel, Kiro - wyszeptał wprost do mojego ucha niczym jakiś szatan, siedzący na ramieniu, który kusił do zła. Przymknęłam oczy i przesunęłam trochę ręce, aby spudłować i pociągnęłam za spust, ale... Nic się nie stało. Rozległ się jedynie dźwięk zablokowanego magazynka.

- Gratuluję - rzucił w moją stronę, zabierając broń. - Zaliczyłaś inicjację - oznajmił, po czym schował broń, a ja stałam jak skamieniała, próbując uspokoić swój oddech i zrozumieć co zaszło. Evan podszedł do mężczyzny i dotknął jego szyi. - Poza tym już i tak nie żyje - stwierdził, próbując podnieść jego głowę, która bezwładnie opadała na jego piersi. Chyba rozpoznawałam twarz tego mężczyzny. - To się dzieje z tymi, którzy nas zdradzają lub stoją nam na drodze do sukcesu. - Uśmiechnął się w moją stronę, jakby mówił do mnie, a to miało być ostrzeżeniem. - Naprawdę myślałaś, że dam ci załadowaną broń? - zapytał ze śmiechem, stając przede mną. Poczułam jego ręce otaczające moją talię, na co wzdrygnęłam się. - Na dziś wystarczy ci emocji - stwierdził i wreszcie wyprowadził mnie z tego koszmarnego pokoju.

Uwieść Gangstera...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz