12.

294 42 12
                                    

Cisza i świadomość, że czas nie istnieje to pierwsze, co dociera do mózgu czarodziejki, gdy otwiera oczy i dopiero chwilę później widzi wszystkie kolory, których nie umie nawet opisać, używając ludzkich słów.

Jest w domu.

– Wiedziałam, że nie pozwolisz mi umrzeć – mówi, wznosząc się lekko w górę i dryfuje powoli, rozglądając się dookoła siebie. – Wtedy też mnie tu przeniosłeś, a oni uwierzyli, że jestem nieśmiertelna.

– Twój ojciec nigdy nie grzeszył intelektem, marna istota – odpowiada jej Dormammu, pojawiając się naprzeciwko niej i przybierając coś na kształt ludzkiej postaci.

– Musisz nad tym popracować, brak źrenic jest odrobinę niepokojący wuju.

– Nie mam zamiaru pokazywać się w tej podłej formie komuś poza Tobą.

– Mogłeś zostać w swojej, nie przeraża mnie ona już ani trochę – odpowiada Clea, wyciągając dłoń i dotykając jego ramienia. – Dobrze tu znów być.

– Nie mogłem ściągnąć Cię wcześniej przez tę durną obietnicę, jaką zawarła Twoja matka.

– Czyli jednak mnie potrzebujesz? – pyta dziewczyna, uśmiechając się bezczelnie i lądując na najbliższej okrągłej asteroidzie.

– Starożytna...

– Wiem, wiem, zbyt silnie broni przed Tobą ziemię – wchodzi mu w słowo czarodziejka i czeka, aż on pojawi się obok niej. – Czy pożeranie innych światów Ci się już znudziło? Dlaczego tak mocno zależy Ci na Midgardzie?

– Powiedzmy, że to kwestia ambicji – odpowiada chłodno jej wuj i spogląda na nią uważnie. – Coś się zmieniło? Nigdy nie byłaś taka bezczelna.

– Powiedzmy, że zaczęłam doceniać osoby z ambicją – przyznaje Clea i uśmiecha się szeroko. – Powinieneś być szczęśliwy, dla mojego ojca jestem martwa, więc ciężar korony już nie spoczywa na moich barkach.

– Nie jesteś martwa Clea to, że się tu schowasz, nie zmienia reguł.

Dziewczyna wzrusza ramionami, poruszając się przed siebie i nie zważając na to, czy nadal ma pod stopami grunt, czy nie, tutaj rzeczywistość miała służyć jej, miała być jej posłuszna, więc wszystko kształtowało się pod jej stopami tak, jak sama tego chciała. Nagle jednak czuje, jakby ktoś uderzył ją bardzo mocno w brzuch, gdy przypomina sobie o Lokim, jego nie miał kto uratować. Zarówno on, jak i tesserakt zagubili się gdzieś w rozległym kosmosie, a ona nie mogła nic na to poradzić.

– Znów po kimś rozpaczasz? – wzdycha zrezygnowanym głosem Dormammu. – Twoje ludzkie uczucia są dla mnie niezrozumiałe.

– Tym razem jest inaczej – odpowiada. – Tym razem to była chwila, a nie wieczność.

– Czas jest czymś, co nie jest Ci do niczego potrzebne moja droga.

Clea obraca się do niego i mruży swoje oczy, w których odbijają się rozbłyski świateł wokół nich. Była szczęśliwa, że znów jest w domu, znów jest we właściwym miejscu, które sprawiało wrażenie dużo żywszego niż to zapamiętała, co musiało być okupione zniszczeniem jakiegoś świata w niezbyt odległej przeszłości. Jednak każda myśl o czasie wydawała się dla niej niezwykle skomplikowana, jakby miała słowo na końcu języka, a nie mogła go wypowiedzieć, lub jakby nie mogła przypomnieć sobie smaku ulubionej potrawy, którą jadła tysiące razy. Odrobinę przeraża ją też postawa Dormammu, wiedziała, że jeśli czegoś od niej chce, jeśli do czegoś jej potrzebuje, wcale nie musi być dla niej miły.

– Obserwowałeś mnie – mówi w końcu, ruszając dalej przed siebie. – Wiesz o czymś, czego nie dostrzegam, dlatego mnie potrzebujesz.

– Ktoś odkrył, że są we wszechświecie rzeczy, których nie możesz kontrolować, to słabość, to wada, minus – odpowiada jej wuj, zrównując się z nią, by podążać dalej ramię w ramię. – Co prawda kostka przepadła i trochę potrwa, zanim znajdą ją na ziemi... jednak są inne kamienie.

wicked witchcraft • MarvelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz