Poranne słońce zalewa całą dolinę, która rozciąga się przed oczami kobiety stojącej na jednej z wież zamku w Wanaheimie. Lekki wiatr rozwiewa jej jasne włosy, ale ona kompletnie się tym nie przejmuje, wpatrując się w jeden punkt na kamienistym placyku, jakby chcąc dostrzec to, co niezauważalne.
Właściwie chce zobaczyć coś, co do tej pory widziała tylko w swoich wizjach, stoi w końcu dokładnie w miejscu, w którym jej brat trzymał na rękach jej syna. A to nie może być przypadek.
– To musi być przyszłość Loki – szepcze cicho Clea.
– Co musi być przyszłością? – pyta ją bóg kłamstw, pojawiając się obok niej niespodziewanie, ale blondynce nawet nie drży powieka.
– Nasz syn – odpowiada bez zastanowienia Clea, a Loki staje przed nią, chcąc przerwać jej zahipnotyzowanie jednym kamieniem przed nimi. Właściwie najchętniej by nią teraz potrząsnął, ale to niestety jest niemożliwe. – Miałam tę wizję w kółko i w kółko i niemal każdej nocy, widziałam w niej mojego brata, który dokładnie w tym miejscu trzyma mojego syna na rękach. – Clea przechodzi na środek wieży i spogląda na Lokiego.
– Skąd pewność, że jest mój?
– Gdybym mogła, uderzyłabym Cię teraz w twarz – odpowiada ciepło blondynka. – Nie było Cię tam, ale pamiętam, że czułam się niezwykle przekonana o Twoim szybkim powrocie. Wiem, że chodziło o Ciebie, bo Cię kochałam, czułam to, tę tęsknotę.
– Chcesz mi powiedzieć, że nosisz moje dziecko?
– Nie, nie teraz, ale kiedyś będę.
Loki milknie na dłuższą chwilę, analizując to, co Clea mu właśnie powiedziała i dopiero po chwili podchodzi do niej i uśmiecha się lekko.
– To byłoby dobre, nie mogliby ignorować tego dziecka, w końcu byłoby naszym dziedzicem, musiałoby mieć swoje miejsce w kolejce do tronu.
– Wiem, wiem o tym – odpowiada czarodziejka i się uśmiecha. – Widziałam, też jak Asgard czci Cię jak bohatera Loki, nie umiem tego ułożyć w czasie, ale widziałam to... wszystko rozbija się o okoliczności.
– Podoba mi się, jak rozegrałaś kwestię wścibskiej Sif – mówi Loki, uśmiechając się wrednie. – Romans to idealna wymówka dla tej biednej zakochanej bez wzajemności idiotki.
– Wiem – przyznaje z dumą Clea. – Wiem też, że dzięki temu mam od niej spokój. Od kilku tygodni nie mrugnie nawet okiem, na moje wymykanie się z uczt i rozmowy z dowódcami. Zwyczajnie myśli, że spędzam czas na umizgach, gdy robię coś znacznie przyjemniejszego...
– Tak, chodzisz z dumą po pałacu. Z koroną na głowie, z herbem na piersi...
– I? – pyta, wspinając się na palce, jakby chciała go pocałować, mimo że oboje wiedzą, że tak naprawdę wcale go tu nie ma.
– I oni widzą w Tobie królową. A ja widzę moją królową.
Loki chciałby ją dotknąć, brakuje mu jej wizyt i tęskni za uczuciem, że czarodziejka należy tylko do niego i wcale nie chce się nią dzielić. Nawet jak teraz nie jest to spowodowane przez nią, czuje złość, że wyjechała, gdy powinna tkwić przy nim. A nawet dalszą rozmowę prowadzoną w ten sposób przerywa im pojawienie się posłańca.
Czarodziejka z niechęcią podąża za nim do zamku, gdzie je śniadanie z Sif , a później udają się na kolejne spotkania z politykami, którzy postanowili pojawić się w zamku i spotkać się z Cleą. Nim jednak choćby pierwsza narada dojdzie do skutku, do sali wpada goniec, wręczając list Frejrowi.
– Co się dzieje? – pyta Clea, a on od razu podaje kartkę Sif.
– Musimy wracać do Asgardu. To wiadomość od królowej, coś się dzieje i Thor wyruszył na ziemię po swoją Midgardkę – tłumaczy jej wojowniczka. – Poza tym więzienie pęka w szwach od jeńców po wojnie po potyczce w Svartalfheimie.
CZYTASZ
wicked witchcraft • Marvel
FanficNiektóre siły rządzące wszechświatem nigdy nie powinny się spotkać. Clea wiedziała o tym od urodzenia i nawet jeśli pakt zawarty przez jej rodziców chronił ją do tej pory, wiedziała, że złamanie go może doprowadzić do katastrofalnych skutków. Dlateg...