1. On the other side of hell

414 58 11
                                    

Rozdział dedykuję Martynce, bez której bym nawet nie wiedziała, co tu napisać❤️
~Ola
__________

*Shawn*

Moje kochanie.

Leży bez ruchu. Ma zamknięte oczy. Maszyna oddycha za nią.

Jednak czuję, że jest tu ze mną.

Trzymam ją za rękę. Delikatnie głaszczę. Patrzę, jak śpi.

- Zawsze będę przy tobie, skarbie. Naprawdę myślałaś, że zdradziłbym cię z kimkolwiek? Jesteś dla mnie najważniejsza, nigdy nie było i nie będzie innej. To ciebie kocham najbardziej na świecie - z moich oczu zaczęły pojedynczo wylatywać łzy.

Nie chciałem tego. Powinienem był zachować siłę, aby pokazać jej, żeby nie przestawała walczyć.

Wyciągnąłem z kieszeni pudełko z pierścionkiem. Otworzyłem je.

- Widzisz? Gdyby nie to... Rozmawialibyśmy już o naszym ślubie - gdy tylko wyobraziłem ją sobie przeszczęśliwą w długiej, białej sukni, zaniemówiłem.

To wszystko tak mnie przerastało.

- Uwierz mi, zrobiłbym wszystko, żeby było tak, jak wcześniej, żebyśmy...

Usłyszałem dźwięk szybko otwieranych za mną drzwi. Do pokoju wpadli rodzice i siostra Madelaine.

- Co ty tu jeszcze robisz?! - warknął jej ojciec. - Idź stąd, zanim jeszcze wszystko pogorszysz! - wypędził mnie na korytarz.

On ma rację. Spieprzyłem to, co tylko mogłem. To, że moja ukochana leży w śpiączce, jest tylko i wyłącznie moją winą.

Powinienem był się jeszcze bardziej starać wydostać z tamtego pomieszczenia, powinienem był walczyć jeszcze mocniej.

- Shawn? - Brian złapał mnie za ramiona. - Zawiozę cię do domu. Musisz się ogarnąć i przede wszystkim pójść spać.

- Nie zostawię jej, nigdzie się stąd nie ruszam - odpowiedziałem wyraźnie.

*Brian*

Nigdy wcześniej nie widziałem go w takim stanie. Mocno podkrążone od płaczu i braku snu oczy,  zaczerwienione, spuchnięte usta, pomięte ubrania, rozczochrane włosy... Było bardzo źle. Znacznie gorzej, niż myślałem, że będzie.

- Chodź - złapałem go za rękę.

- Przecież powiedziałem! Nie słyszałeś?! Nigdzie się stąd nie ruszam! - wybuchnął, przy czym wyrwał się z mojego uścisku.

- Mendes do cholery jasnej przykro mi to mówić, ale twoja obecność tutaj nic nie zmieni! Zabieram cię natychmiast do domu i nawet nie próbuj tego dalej kwestionować - podszedłem do niego i złapałem go od tyłu.

Początkowo próbował się wydostać, wykrzykiwał najróżniejsze rzeczy, ale po pewnym czasie na szczęście postanowił odpuścić.

Wyprowadziłem go na dwór tylnym wyjściem, ponieważ z przodu roiło się od niewyobrażalnej ilości paparazzi. W samochodzie czekał na nas Jake, który gdy tylko do niego weszliśmy, odjechał w odpowiednim kierunku.

„by accident" | S.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz