Hej!
To ostatni jak na razie „throwback", więc postanowiłam Was w nim trochę porozpieszczać. Będąc z Wami w stu procentach szczera, to historia opisana w tym rozdziale miała się zupełnie inaczej potoczyć😅, ale po dłuższym namyśleniu, stwierdziłam, że chyba ta wersja jest mimo wszystko lepsza od tej, co zaplanowałam wcześniej.
TIP: radziłabym się nie przyzwyczajać do typu wydarzeń, które są opisane na dole.
Dodatkowo macie w tej części bonusowe 1500 słów (czyli o 3/4 więcej tego, co wstawiam zazwyczaj).
Przypominam o #ffbyaccident na Twitterze!
Więcej informacji na końcu.
Miłego czytania!
_________Ubrana w prześliczne ciuchy Sylvie weszłam do części głównej areny. Rozejrzałam się dookoła, po czym udałam się na poszukiwanie swojego miejsca.
- Wow, już ci dał swoją kartę? - odezwała się dosyć głośno Audrey, gdy tylko zauważyła mnie zmierzającą w jej stronę.
- Ile mam ci powtarzać, że masz na ten temat zamknąć mordę, jak nie jesteśmy same. Chodź - zabrałam ją za sobą pod najbliższą ścianę, przy której nie było żadnych osób, aby spokojnie opowiedzieć jej o wszystkim, co mi się w czasie naszej chwilowej rozłąki przydarzyło.
Praktycznie ciągle wydawała z siebie jakieś coś typu fangirlowe dźwięki (a przynajmniej ja w ten sposób je odbierałam). Naprawdę odnosiłam wtedy wrażenie, że to ona zdecydowanie bardziej, niż ja, była tym wszystkim podekscytowana, mimo tego, iż nawet nie brała udziału w żadnym z tych przeżytych przeze mnie tego dnia wydarzeń. To było całkiem zabawne na to patrzeć szczerze mówiąc, chociaż jednak z punktu widzenia innych, ja zapewne również tak się zachowuję, gdy tylko przychodzi do tematów związanych z moim fandomowym życiem.
Teraz już w stu procentach rozumiem ludzi, którzy mi mówią, że bywam irytująca.
- No chyba se żartujesz, MÓWIŁAM CI, ŻE MAM RACJĘ - powiedziała, gdy tylko skończyłam opowiadać.
- Ale co, co, czekaj, co? - zapytałam zdezorientowana.
- Oj wy moje gołąbeczki... - westchnęła, po czym udała się z powrotem na nasze miejsca, ruszając rękoma tak, aby przypominały ruch ptasich skrzydełek.
Koncert minął mi bardzo szybko. Zanim się obejrzałam, Shawn wykonywał już końcowe „In My Blood", a wszyscy dookoła skakali i darli się w niebogłosy, co było niesamowite.
- Dziękuję Nowy Jork! - usłyszałam, po czym zauważyłam, jak Mendes zbiegł ze sceny.
O dziwo nie wywalając się.
W końcu na arenie rozbrzmiewał tylko cicho puszczony przypadkowy utwór, więc ludzie powoli zaczęli przechodzić do wyjścia.
- Masz - przekazałam jedną z naklejek Audrey, gdy wokół nas nie było już praktycznie nikogo.
- Yhh no dobra, ale idę tam tylko po zdjęcie z twoim kochasiem, a potem spadam, bo mam na rano do pracy.
- Okej - postanowiłam nie zwracać jej już uwagi na to, jak nazwała Mendesa, bo szczerze mówiąc, nie miałam już na to siły.
Udałyśmy się w kierunku wskazanym mi wcześniej przez Connora, czyli do korytarza, do którego wejście znajdowało się po lewej stronie sceny. Dokładnie tam, gdzie Shawn przeszedł po zakończeniu koncertu.
Pokazałyśmy stojącym przed nim ochroniarzom nasze naklejki, na co oni kiwnęli głowami i przepuścili nas dalej mówiąc, w którą stronę najlepiej będzie, abyśmy poszły.
Po jakimś czasie znalazłyśmy się w tym samym dużym pokoju, w którym byłam już przy mojej pierwszej wizycie na backstage.
- Madelaine!
CZYTASZ
„by accident" | S.M.
FanfictionPrzypadek to w życiu częsta rzecz, trzeba się z tym pogodzić. To fakt, może sprawić, że będzie lepiej, ale... potrafi również zniszczyć wszystko to, co mamy. Jak będzie tym razem? Oto historia Shawna i Madelaine, w której nigdy nie brakuje emocji. ...