#10

12 0 0
                                    


- Nie - zatrzasnęłam z hukiem drzwi, zanim cokolwiek powiedzieli. Usłyszałam przekleństwa z ust Tajnego, więc z ciekawości przyłożyłam oko do wizjera.

Wampir właśnie nastawiał swój nos, ustępując miejsca ludzkiej nastolatce. Nie widziałam Osiłka, ale nie wykluczałam, że był niedaleko. Może nawet zaczaił się gdzieś w kawalerce za moimi plecami. Dziewczyna próbowała ukryć grymas i otworzyła ze sztucznym uśmiechem usta, zapewne bym się do niej przekonała. Każdy wiedział, że głos zdradzał często mimikę.

Popełniła kolejny błąd. Nienawidziłam, kiedy ktoś próbował mną manipulować. Kto w końcu lubił? Wolałam nawet groźby niż fałszywie miłe osoby, które czegoś chcą - nigdy nie wiadomo czego. W tym wypadku wiedziałam, o co jej chodziło, ale nie zmieniło to mojego nastawienia ani trochę.

Wyczarowałam kulę ognia na wypadek, gdyby Osiłek się na mnie rzucił od tyłu, chociaż nie oderwałam się od drzwi. 

- Proszę, to naprawdę ważne - powiedziała przesłodzonym głosikiem.

- Proszę, to naprawdę ważne - przedrzeźniłam ją pod nosem, prychając na koniec. - Naprawdę to ja bym chciała was wszystkich w proch zamienić i dostać jakąś nagrodę za to. Mało razy to ja mówiłam, że nie chcę cię więcej widzieć? Prosisz się o opuszczenie na zawsze swego ciała, Trądziku.

- Możemy wejść? - kontynuowała, nieświadoma jakości mojego niezadowolenia.

Przypomniałam sobie bardzo, bardzo wiele sytuacji podobnych do tej. "Dużo szczeka, ale nie gryzie" - podsumował kiedyś Tajny, niestety trafnie. Zazwyczaj nie używałam siły, by doznać spokoju. Nie mogłam skrzywdzić wampira, nie raniąc siebie bardziej. Ale co innego krwiopijcy, a co innego wkurzające, bezbronne wobec mojej siły i mocy, istoty. Pomyślałam, że musiałam uświadomić durnemu Trądzikowi, do czego jest zdolna zirytowana wiedźma. Inaczej by mi nie dała spokoju, a nie zamierzałam pozwolić sobie wchodzić na głowę takim narcyzom.

Niewiele myśląc, otworzyłam szeroko drzwi. Działałam pod wpływem impulsu, jednak w głębi duszy wierzyłam, że tylko broniłam swego i nie zrobiłam niczego okropnego. Może krzywdzącego, bolesnego, ale nic potwornego tylko ludzkiego. Przecież to była tylko rana, która się miała zagoić po kilku dniach pod odpowiednią opieką.

- Jeśli jeszcze raz... - wycharczałam z przerwą na głęboki wdech, bo moje oczy zaczęły piec przez zmianę koloru - Jeśli jeszcze raz do mnie przyjdziesz, to przysięgam, że nie odejdziesz w tym samym, jednym kawałku. Spróbuj mnie kiedykolwiek o coś poprosić, czegokolwiek ode mnie żądać, wejdź mi kiedyś w paradę, sprowadź na mnie kłopoty, a nikt ci nie uwierzy, że kiedyś miałaś ładną buzię. Tyle zyskałaś.

Złapałam ją szybko za nadgarstek ognistą dłonią. Nie zdążyła pisnąć, kiedy jej wypaliłam na skórze znak swojej własnej pieczęci. Uniwersalnie oznaczała ona tyle, co "ostatnie ostrzeżenie" od potężnej czarownicy. Obeznani w dziedzinie wiedzieliby, że lepiej w takiej sytuacji skoczyć z klifu, niż się kłócić.

Minęła kolejna sekunda i zamknęłam się na dwa spusty. Przez cienką powierzchnię drewna dotarło do mnie jeszcze bolesne stęknięcie. Sprawdziłam, czy Osiłka nie było w jakimś pomieszczeniu. Nie znalazłam go i nic nie wskazywało na jego obecność. Uspokoiło mnie to nieco, ale odetchnęłam, dopiero kiedy zobaczyłam, że na schodach też nikt na mnie nie czekał. Ogień już dawno zniknął z mojej dłoni i tęczówek. Złość zastąpiła obawa, obawę za to spokój. 

Może i zachowałam się nieetycznie, ale przecież dawno postanowiłam nie stawiać własnego dobra ponad cudze. Szczególnie bez znaczącego powodu. Nie prezentowałam niczego ani nikogo oprócz siebie, nie musiałam więc dbać o dobre imię czy aprobatę.

Żar nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz