#2

73 4 0
                                    

- Mów, czego chcesz, żebym mogła ci odmówić i żebyś sobie wreszcie poszedł - rozkazałam, łapiąc piersiówkę leżącą na kanapie i biorąc małego łyka taniej whisky.

- Wymażesz jednej dziewczynie pamięć - powiedział poważnie.

- Jesteś wampirem, sam to zrób - przewróciłam oczami. Nie ma to, jak się włamać komuś do domu tylko po to, by właściciel zrobił coś, co można zrobić samemu w minutę.

- Nie mogę - oświadczył.

Znowu przekręciłam oczami, wlewając w siebie jeszcze więcej alkoholu. Domyśliłam się, że dziewczyna, o której mowa, brała te rzadkie ziółka, których nazw nie pamiętam. Sama je zażywałam, bo uodparniały one na uroki krwiopijców i dodatkowo zmieniały smak krwi na tak gorzki, by żaden krwiopijca jej w siebie nie wmusił. Jak do tej pory działało. Do dzisiaj nie umiem jednak wymówić prawdziwej nazwy tego cudu, więc jak większość mówiłam na to "lek na wampiryzm".

- Weźcie ją na odwyk - poradziłam oczywistość.

- Nie mam na to czasu - syknął.

- A ja ochoty - odpyskowałam.

Szybko mnie przycisnął do kanapy, aż mi się trochę procentów na koszulkę wylało. Postawiłam piersiówkę bezpiecznie na podłodze i posłałam Tajnemu znudzone spojrzenie. To nie był w końcu pierwszy raz. Przycisnął swoje długie paluchy do mojej szyi i kiedy się powoli do niej nachylał, zapewne by wywołać we mnie przerażenie, powiedziałam mu tylko jedno słowo.

- Smacznego.

Zastygł z szeroko otwartą buźką, z której wystawały zęby, w tym ostre jak brzytwa kły. Zamknął powoli buzię, zastanowił się i domyślił, że nadal się faszerowałam ziołami, które nie były herbatką malinową.

- Bardzo szkoda - powiedział z udawanym smutkiem.

Zepchnęłam go z siebie. Oczywiście stanął tylko nade mną wyprostowany, z bezemocjonalnym wyrazem twarzy. Uniosłam się do siadu, oparłam bokiem i poprawiłam włosy.

- Trzy tysiące - oferta wypłynęła z jego ust. Gdyby nie to, że był piątek, zgodziłabym się.

- Nie. Teraz możesz spadać - powiedziałam zimno.

Zamknęłam na chwilę oczy, a kiedy je otworzyłam, jego już nie było. Coś czułam, że za łatwo poszło. Miałam nadzieję, że nie pożałuję swojej decyzji.

Ostatnie miesiące ciężko pracowałam i miałam sporo swoich oszczędności. Dlatego nie zamierzałam brać każdego zlecenia. Między mną a pijawkami była niepisemna umowa, że piątek to dla mnie cały dzień wolny od nich. Skoro Tajny do mnie przyszedł, będę mogła wymagać jakiegoś urlopu, jeśli będę kiedyś chciała.

Machnięciem ręki spaliłam całkowicie to, co mi zostało z jointa, żeby nikt go nie zobaczył przez okno. Uznałam, że jeśli bym się zaczęła szykować na imprezę, byłabym nieco szybciej na domówce u znajomych moich znajomych. Miałam im co nieco kupić, a najlepiej będzie im to dać bez świadków, bo nie uśmiechało mi się trafić do aresztu.

Nie śpieszyłam się z ogarnięciem. Musiałam użyć specjalnej maści, która sprawiała, że nie było widać moich blizn, których normalna dwudziestolatka nie powinna mieć. Wymalowałam się tak, że nie miałam czystego kawałka skóry na twarzy. Kocie oczy, ciemne powieki, brwi, wydatne kości policzkowe i bordowe usta. Zamiast rozczesać włosy, związałam je w dobierane warkocze. Ubrałam zwykły podkoszulek i czarną bluzę z dziwnym logiem, która zakrywała moje nieco przesadzone bicepsy. O mięśnie nóg nie trzeba było się martwić. Zwykłe dżinsy załatwiały sprawę.

Żar nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz