Cztery

204 23 6
                                    


Isobel zajęło dużo czasu znalezienie tej jednej książki.  

W ogromnej hogwartskiej bibliotece zgubiła się co najmniej trzy razy, z nadmiaru kurzu kichnęła nie mniej niż razy dwadzieścia, a ksiąg przeszukała jakieś czterdzieści osiem. A i tak uważała to za dobry wynik.

Całkowicie zakatarzona usiadła przy jednym z wolnych stolików. Jakaś dwójka Puchonów, która siedziała niedaleko, zerknęła w jej stronę. A kiedy dostrzegli emblemat węża oraz zielono-srebrny krawat, szybko pozbierali swoje rzeczy i uciekli w popłochu. Westchnęła, opierając głowę na dłoni. Czy to dom Węża mógł pochwalić się tak złą sławą, czy też to ona była taka przerażająca?

Owszem, nawet w ostatniej klasie liceum, którą - o dziwo! - pamiętała, zdarzały się przypadki, gdy nastolatki z niższych roczników schodziły jej z drogi lub, co gorsza, odsuwały się od niej z odrazą. Wątpiła, by winne były jej puszyste, rude loki, czy też ciemne oczy - choć faktycznie potrafiła je podkreślić czarną kredką. Wydawało jej się wtedy, że (w połączeniu z ciemnym ubraniem) przypomina wyjątkowo urodziwą czarownicę; i to bynajmniej tę z dziecięcych bajek. Jak widać nie pomyliła się zbytnio.

Księga, którą znalazła, była brązowa i miała już odrobinę zdartą, skórzaną okładkę. Isobel przejechała delikatnie opuszkami palców po wybitych literach, niegdyś z pewnością złotych i pięknych, teraz zupełnie zatartych. Nie było łatwo jej znaleźć, a jeszcze później musiała o nią walczyć z jakimś wyjątkowo nadpobudliwym Krukonem, który wziął sobie na cel wypożyczenie tej właśnie książki, którą ona chciała przeczytać.

Na początku sądziła, że to zwykły przypadek. Później jednak doszła do wniosku, że to musiała być zaplanowana intryga - i to nie przez byle kogo, a tego zboczeńca, który śmiał wejść jej do łóżka. Odkryła to w zasadzie dopiero po słowach jej przeciwnika:

-Oddaj ją, jest potrzebna jednemu z uczniów z ostatniego rocznika.

Nie mogła uwierzyć, że facet najpierw każe jej znaleźć informację na dany temat, a potem tak po prostu chce zabrać jej jedyną szansę na tej informacji zdobycie. Pomyślała, że nie mniej, nie więcej ten chłopak był po prostu strasznie niezdecydowany. A do tego wysługiwał się młodszymi uczniami! Oczywiście to mógł być też każdy inny straszy uczeń, ale wstąpiła w to.

Kręcąc głową, otworzyła księgę na spisie treści, a następnie na odpowiedniej stronie. Przeczytała krótki tekst kilka razy, w zasadzie wciąż nie dowierzając, że to, co właśnie czyta, może być prawdą.

Legilimencja — zdolność wydobywania uczuć i wspomnień z drugiej osoby, polegająca na penetracji umysłu i kontrolowaniu go. Przez mugoli określana jako „czytanie w myślach”, było naiwnym określeniem dla tych, którzy znali jej skutki i się nią posługiwali. Aby ochronić się przed „wtargnięciem” do umysłu, trzeba nauczyć się oklumencji – zapory przed zewnętrzną penetracją. Osoba dobrze władająca legilimencją może np. wykryć czy ktoś mówi prawdę, czy kłamie.

Zamyśliła się na moment, po przeczytaniu również definicji oklumencji. Czy było możliwym, że Riddle faktycznie opanował tak ciekawą i praktycznie przydatną umiejętność? Sądząc po jego słowach - owszem. I właściwe nie krył się z tym aż tak bardzo. Czy też raczej: nie krył się z tym przed nią. Jakby chciał zasygnalizować, że może kontrolować jej umysł, myśli… sprawdzać czy go nie okłamuje.

Zabawne, pomyślała, najwyraźniej nadal nie chce przyjść do wiadomości, że naprawdę, najzwyczajniej w świecie, niczego nie pamiętam.

A już z pewnością nie pamiętała, że istnieje coś takiego jak Hogwart, a magia to nie tania bajeczka dla dzieci.

Rozmyślała o tym za każdym razem, gdy tylko ktoś o tym wspomniał, albo Riddle, bądź też któryś z jego ,,kumpli'' doszukiwali się prawdy na temat jej braku pamięci. Jednak im bardziej starała się sobie cokolwiek przypomnieć, tym bardziej nie wiedziała nic - a jedyne do czego dochodziła to ból głowy.

Aż pewnego wieczoru straciła cierpliwość.

To się wydarzyło tydzień po jej wizycie w bibliotece. Siedziała przy jednym ze stolików w Pokoju Wspólnym i pisała obszerny i wyczerpujący esej dla profesora Slughorna, kiedy kamienne wejście do pomieszczenia się przesunęło i wszedł nie kto inny, a sam Tom Riddle.

Trzeba nadmienić, że zbliżała się tuż, tuż cisza nocna, i Pokój Wspólny był już zupełnie pusty. Nic więc dziwnego, że zauważył ją niemal od razu. A może najzwyczajniej w świecie poczuł jej perfumy? Stwierdziła to po tym, jak zmarszczył nos w obrzydzeniu.

Minęło już trochę czasu od jej wylądowania w tym miejscu, a jednak nadal nie mogła przewidzieć, co Riddle akurat zrobi. Podejdzie do niej i rzuci kąśliwą uwagą? Znów zacznie wypytywać o jej rzekome braki w pamięci? A może zwyczajnie odejdzie do swojego dormitorium?

-Jeśli nadal mi nie wierzysz, możesz użyć tej swojej legilimencji - powiedziała, zanim chłopak zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję.








Eee... Kawki?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz