— Panna Valentine!
— Christian Everett! — przywitała się i podała mu swoją dłoń. — Poznał mnie pan, no proszę.
Złożył na wierzchu jej drobnej dłoni pocałunek i spojrzał na jej aparycję skrupulatnie, tworząc na swej pociągłej twarzy zaraz po tym flirciarski uśmiech.
Plan był zasadniczo prosty — rudowłosa miała go zwabić, zlikwidować i zmyć się z hotelu, zanim w ogóle zorientowano by się, iż barman został pozbawiony życia. Wydawało jej się to być doprawdy banałem, biorąc pod uwagę, że schematycznie i prosto, wpadła mu w oko.
— Jak miałbym nie rozpoznać kogoś tak pięknego, jak pani?
Boże, jakie to słabe. Skąd on wziął ten ckliwy tekst? Prawdziwe cliché.
Zawtórowała mu uśmiechem, umierając jednakże w środku. Wszyscy potrafili jedynie zachwycać się nad jej wyglądem zewnętrznym — smukłą sylwetką, idealną gładką cerą i twarzą wyzbytą ze zmarszczek [co na trzydziestodwulatkę było nie lada cudem]. Zwracali uwagę również na wyraźnie zarysowane obojczyki, czy szmaragdowe oczy o strukturze tak błyszczącej i urokliwiej, że zapierało dech w piersiach. Speaking of, rudowłosa znacząco przyciągała zainteresowanie swoim nienagannie sporym biustem [inne kobiety rzecz jasna by się cieszyły, jednakże rudowłosa nie mogła spać na brzuchu, choć lubiła, zaś jacyś degeneraci z marginesu społecznego wpatrywali jej się w dekolt za każdym razem kiedy tylko była w metrze, stąd w jej przypadku, była to czysta katorga]. Czasami też budziła zazdrość wielkimi, pełnymi ustami, czy dołeczkami, które tworzyły się wokół jej policzków kiedy tylko kreowała postać uśmiechu. Owszem.
To wszystko jednak, było czystą powierzchownością. Płytką fasadą, nie mającą żadnego w rzeczywistości znaczenia. Nabrała już na tyle życiowej dojrzałości, aby nie musieć na każdym kroku swoim ciałem udowadniać sobie swojej wartości — miała o sobie zbyt wielkie, narcystyczne mniemanie na takie banały. I wprawdzie poznała kiedyś kogoś, kto w przeciwieństwie do reszty docenił jej wnętrze, zaś tej zdradzieckiej fasady nienawidził. A na imię było mu...
Poczuła ukłucie w sercu.
— Sangrię, jak mniemam? — usłyszała głos barmana.
Uniosła wzrok na swoją przyszłą ofiarę, momentalnie posyłając mu promienny uśmiech.
— Oczywiście.
Ponownie spuściła spojrzenie gdzieś w blat, momentalnie opierając się jedną dłonią o czoło. A było już tak dobrze. Od 330 dni trzymała się stabilnie, nie zapijała smutku alkoholem [dlatego właśnie pozwalała sobie jedynie na 5-procentową sangrię], ani nie paliła papierosów. Po tym okropieństwie, jakie zrobił jej Sherlock, powinna była się załamać do samobójczego stopnia, a tym czasem uciekła z tej londyńskiej gehenny i odżyła, układając sobie wspaniałe i idealnie zaplanowane życie na nowo. Nie dała się tej zbędnej rozpaczy i nie zabiła przy pierwszej lepszej sposobności, bo prawdopodobnie jedyna osoba na tym chorym i smutnym świecie, którą prawdziwie kochała, wbiła jej nóż w plecy [w serce w sumie też].
W takim razie, dlaczego jednak za każdym razem, kiedy tylko myślała o tym człowieku, pragnęła się po prostu rozpłakać? Coś uciskało ją w gardle i spinało jej wszelkie mięśnie, paraliżowało jej delikatne ciało i wysyłało do kącików jej powiek nieporadne, samoistne łzy.
Czuła gdzieś podświadomie, że sobie na to zasłużyła. Nie dość, że znacząco namieszała w życiu detektywa zanim w ogóle się poznali [udania się z Jimem na Sherrinford żałowała do dziś najbardziej], to kiedy już zawarli znajomość — pchnęła go nożem w zamiarze zabicia go, manipulowała jego najlepszym przyjacielem niczym kukłą, którego później zresztą otruła, zabiła z zazdrości niewinną Janine i żeby było tego mało, groziła niejednokrotnie Mycroftowi, przy okazji wrabiając go w posiadanie jej trucizn. A co chyba najważniejsze, usiłowała manipulować i sterować samym Sherlockiem, okłamując go w kwestii Johna, wykorzystując jego czułe punkty i słabości. Parszywy cios poniżej pasa.
![](https://img.wattpad.com/cover/190947809-288-k380419.jpg)
CZYTASZ
RIVALS. sherlock bbc
Fanfictiongdy ktoś komu ufamy nas zawodzi, efekt domina sprawia wkrótce, że wszyscy pogrążają się w cierpieniu. gdy ktoś z góry manipuluje nami i steruje niczym marionetkami, wkrotce sami już nie wiemy, czy wypełniamy decyzje swoje, czy jego. sherlock utracił...