Rozdział 5 (Eva)

3.4K 297 78
                                    

Była późna wiosna, a pogoda zaskakiwała nas w pozytywny sposób, przynosząc ze sobą falę upałów. Wystroiłam się w czarny kombinezon bez rękawów i z krótkimi nogawkami, a mimo to całe moje ciało w mig pokryło się wilgotną mgiełką potu. Zawiązałam na czubku głowy niedbały kok i przemierzałam coraz to kolejne alejki, polując na nowe meble niczym wytrawny myśliwy na swoją przyszłą ofiarę.

— Przechodzimy tędy trzeci raz — rzucił rozbawionym tonem Maxim. Uniósł ręce do góry w poddańczym geście, kiedy poczęstowałam go jednym ze swoich specjalnych spojrzeń. — Nie, żebym narzekał.

Przystanęłam nagle i zatrzymałam pusty wózek, rozglądając się dookoła. Asortyment był przerażająco wielki, a z każdej strony otaczały nas meble, ozdoby i inne rośliny. Czułam się przytłoczona, bo na dobrą sprawę nawet nie wiedziałam, czego właściwie chciałam.

Czegoś.

Niczego i wszystkiego zarazem.

— Co lubisz? — zapytał znienacka, opierając się nonszalancko o wystawioną luzem framugę do drzwi.

— Słucham?

Z początku nie do końca nadążyłam za jego myślami.

— Zastanów się, co lubisz — powtórzył ponownie, rozkładając ręce. — Tak będzie ci łatwiej zdecydować.

Zamyśliłam się na moment i zaczęłam przypominać sobie powoli o wszystkich rzeczach, które sprawiały mi radość. Lubiłam książki, kwiaty i ramki na zdjęcia. To było już jakieś zawężenie dostępnych opcji, więc wspólnie podreptaliśmy na dział z regałami i półkami.

Przez dłuższą chwilę nie mogłam się zdecydować, ale ostatecznie wybrałam ogromny regał, który pasował idealnie kolorem do mojego okrągłego stolika oraz nieco mniejszą półeczkę do kompletu. Maxim nie narzekał nawet przez chwilę i bardzo chętnie woził za mnie wózek, gdy stał się zbyt ciężki. Uśmiechał się szeroko, gdy przez pół godziny wybierałam kwiat do salonu, ostatecznie decydując się na chamaedorę.

Przy ramkach spędziliśmy mało czasu. Złapałam po prostu wszystkie złote, ponieważ idealnie komponowały się z nogami ciemnozielonych foteli.

Kiedy w końcu wsiedliśmy do mojego samochodu, w milczeniu obserwowałam profil Maxima, kierującego z rozwagą i spokojem. Miał na sobie ciemne dżinsy i koszulę z długim rękawem, w której bez wątpienia było mu gorąco. Sama odczuwałam wszechobecną duchotę, a pot bez końca spływał mi po czole, jak więc musiał czuć się on?

Rozmawialiśmy o mało istotnych drobiazgach do czasu, aż nie wylądowaliśmy ze wszystkimi kartonami ponownie w moim mieszkaniu. Rzuciliśmy je z jęknięciem na podłogę, a podłe echo wybrzmiało po raz ostatni.

— Czemu nie zdejmiesz koszuli? — zapytałam, dostrzegając tworzące się plamy. — Jest strasznie gorąco.

Jego serdeczna mina trochę zrzedła, choć nie zrzucił do końca swojej maski.

— Nie przeszkadza mi to.

Fuknęłam, klęcząc na twardej podłodze, gdzieś pomiędzy podłużnym kartonem a miękką pianką, którą owinięto kawałki mebli.

— Łżesz. — Wycelowałam w jego stronę palcem. — Cały jesteś spocony.

— Ty też — odparował szybko.

Miałam ochotę mocno nim potrząsnąć, ponieważ ewidentnie odwracał kota ogonem. Skrzyżowałam ręce na piersi i rzucałam mu oskarżycielskie spojrzenie, poirytowana tym zwodzeniem. Znaliśmy się dobre kilka miesięcy, a on nie chciał nawet pozbyć się koszuli.

Spirala naszych kłamstw [W SPRZEDAŻY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz