Rozdział 4 (Maxim)

3.3K 317 104
                                    

Przebiegłem już ponad pięć kilometrów, a moja koszulka była kompletnie zawilgocona od potu, lecz nadal nie poczułem ulgi. W mojej głowie kołatały się setki myśli na sekundę, przechodząc dość losowo między skrajnie różnymi wspomnieniami. Najczęściej jednak wracałem wspomnieniami do Evy.

Naga Eva w moim łóżku, kiedy się pieprzyliśmy.

Niepewna Eva, wpuszczająca mnie do swojego mieszkania, próbująca ukryć pod ubraniem siniaki.

Przyspieszyłem jeszcze bardziej, machając zaciekle rękoma. Każde kolejne okrążenie przynosiło zaledwie małą ulgę, ale taka była zdecydowanie lepsza, niż żadna.

Zwolniłem na moment, gdy muzyka płynąca z moich słuchawek przemieniła się w dźwięk dzwoniącego telefonu. Opadłem na trawę plecami i nacisnąłem odpowiedni przycisk na moich bezprzewodowych JBL'ach, odbierając połączenie.

— Słucham? — zacząłem niepewnie, nie wiedząc, kto właściwie dzwonił.

To był chyba jedyny minus tego typu urządzeń.

— Hej, Max — wychrypiał mój przyjaciel, Josh. — Co tam u ciebie, złotko?

Uśmiechnąłem się, słysząc jego głos, który obniżał się coraz bardziej od palenia papierosów. Tysiąc razy powtarzałem mu, że nałogi były niezdrowe, ale najwyraźniej moja opinia nie liczyła się na tyle, by się nią przejął.

Pokrótce opowiedziałem mu całą bieżącą sytuację, włącznie ze wszystkim, co miało związek z Evą. Josh był moim jedynym bliskim przyjacielem, a początki naszej relacji sięgały jeszcze szkoły średniej, kiedy to obydwoje walczyliśmy o stypendium sportowe, grając w baseball.

— Lubisz Evę? — zapytał, a ja po samym tonie jego głosu rozpoznałem, że się uśmiechał.

— Lubię Evę — odpowiedziałem, patrząc w niebo, po którym leniwie płynęły chmury.

Uśmiechnąłem się sam do siebie, czując całym sercem, że moje słowa były szczerą prawdą. Lubiłem ją. Kiedy ostatnio czułem podobną sympatię, powodującą w moim sercu ten charakterystyczny słodki ból? Chyba nigdy.

— Więc ją lub, stary — rzucił wesoło. — Znowu śnił mi się trener Dax. W sumie nie wiem, czemu dalej nazywam go trenerem. Zacznę od nowa. — Odchrząknął głośno. — Znowu śnił mi się ten skurwysyn, Dax. Mam nadzieję, że dają mu popalić w więzieniu.

Zamknąłem oczy i zacisnąłem powieki tak mocno, że aż poczułem ból. Nie byłem gotów na taką zmianę tematu, ale jednocześnie akceptowałem jego potrzebę mówienia. Czasem nawet zazdrościłem mu tej otwartości w wyrzucaniu swojego bólu na zewnątrz. Ja nie potrafiłem tego z siebie wydobyć, a głos słabł mi za każdym razem, gdy próbowałem.

— Wiesz, co ja o tym myślę. — Mruknąłem. — Na pewno wiesz, Josh.

Zaśmiał się bez cienia wesołości.

— Jasne stary, dlatego dzwonię. Znalazłem dla nas fajne miejsce.

Zmarszczyłem brwi zdziwiony i zacząłem zachodzić w głowę, co tym razem wymyślił.

— Tylko nie mów, że znowu chcesz mnie zaciągnąć do jakiegoś klubu ze striptizem — oznajmiłem zmieszany.

Pomysły Josha czasem były tak dzikie, że przerastały nawet moją wyobraźnię.

— Max, bracie, skończyłem już z tym. — Ciągle słyszałem śmiech w jego głosie. — Mówiłem ci, że się zmieniam. Przyjdź wieczorem pod adres, który prześlę ci zaraz w wiadomości. Nie spóźnij się!

Spirala naszych kłamstw [W SPRZEDAŻY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz