Rozdział 24 Jeszcze raz

127 4 0
                                    

Poczułam dziwny zapach. Coś dosłownie paliło moje nozdrza. Próbowałam delikatnie przesunąć rękę w kierunku nosa, ale coś całkowicie ograniczało moje ruchy. Zapach był jakby znajomy. Starałam się poruszać nogami, ale przy pierwszej próbie nie udało mi się to, dwa ciężkie głazy zamiast nóg. Usłyszałam lekki szmer, jakby coś hmm..pikało. Może jakieś urządzenie.

- Budzi się, doktorze! - zawołał męski głos.

Doktor... Musiałam coś zrozumieć. Czy nie miała mnie pochłonąć nicość. Przecież ostatnie co pamiętałam to właśnie ona. Usta Adriana na mojej ranie. Skoro potrzebowałam lekarza, musiałam żyć.

Jeszcze raz, jeszcze troszeczkę powtarzałam sobie kiedy próbowałam otworzyć oczy. Natychmiast je zamknęłam bo białe światło za bardzo mnie oślepiało. Czy ja jeszcze potrafię oddychać? Sprawdzałam to robiąc dwa głębokie oddechy. W końcu udało mi się otworzyć oczy i zdałam sobie sprawę, że to białe światło to tylko lekarz, który jakimś małym przyrządem sprawdza czy reaguje na bodźce.

- Eliza, córeczko.

Tym razem usłyszałam kobiecy głos. Więc mama też tu była. Przyleciała z Miami... no właśnie dokąd.

- Jak się czujesz? - spytał lekarz - Czy coś jest nie tak.

Zaczęłam analizować co do mnie mówił. Oprócz rurek zwisających z moich rąk i pewnie jednej z tlenem przypiętej do nosa... A no tak i jeszcze noga. Niemiłosiernie mnie bolała. Odruchowo przysunęłam rękę do miejsca, które bolało najbardziej. Było teraz lodowate.

- Doktorze, wyjdzie z tego? - zapytała mama.

-Dajmy jej czas - szepnął - Straciła bardzo dużo krwi.

Rozejrzałam się po sali. Tata drzemał na kanapie a mama stała wraz z lekarzem na końcu szpitalnego łóżka. Jej brzuszek znacznie się powiększył. Odwróciłam głowę jeszcze bardziej i po drugiej stronie zobaczyłam anioła. Nie miałam pewności czy aby nie jestem teraz w niebie. Adrian był koło mnie i ściskał moją rękę. Nadal nikt mi nie odpowiedział na pytanie gdzie jestem i co się stało.

- Eliza? - spytał a ja odruchowo mocniej ścisnęłam jego rękę.

Cały czas miałam wrażenie, że to jakiś pokręcony sen a ja byłam główną aktorką.

- Zostawmy ich na chwile - powiedziała mama i pociągnęła prawie obudzonego tatę za rękę. Nie miałam siły teraz z nim rozmawiać ale wiedziałam, że to przecież musi nastąpić.

- Dziękuję Pani - odezwał się Adrian jak na prawdziwego gentlemana przystało.

Kiedy upewniłam się, że nikt już nas nie widzi drugą ręką, którą miałam zdrową przyciągnęłam jego twarz do mojej pragnąc go pocałować. Zrobił to strasznie delikatnie jakby bał się, że może mnie połamać.

- Co się stało? Gdzie ja jestem? - spytałam próbując cokolwiek sobie przypomnieć.

- Jesteś w szpitalu w Vancouver - powiedział Adrian - Po tym...wypadku.

Teraz zaczynały do mnie wracać jakieś wspomnienia. Tak, przecież jeszcze nie tak dawno próbowałam walczyć z Ewanem, a później ta nicość. Przypomniałam sobie, że to szpitalne łóżko i znowu moje nozdrza zaczęła palić obrzydliwa woń. Zmarszczyłam brwi. Dotykałam powoli mojej ręki a potem szyi i czoła. Przecież ta ręką była taka lodowata.

- Czy ja jestem...? - mój głos odmawiał posłuszeństwa.

- Dzięki Bogu nie - odpowiedział szybko.

- A co z Ewanem? - spytałam.

- Nie żyje - Adrian znowu odpowiedział jakby od niechcenia - Ale dwójka jego towarzyszy uciekła.

Kiedy możesz żyć wiecznie...When you can live forever...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz