.Millie.
Wróciłam razem z Finnem do hotelu, nie mam żadnego pojęcia, dlaczego wróciliśmy sami i zostawiliśmy resztę w barze bez słowa. To co się we mnie działo zachowywało się jak jakaś niebezpieczna reakcja chemiczna. Sama czułam się najarana lub pijana.
Kiedy wracaliśmy, na dworze było jakieś 15 stopni. Ja byłam ubrana w krótkie spodenki i t-shirt na ramiączkach. Zamarzałam na śmierć. Finn miał długie spodnie, kurtkę i chyba coś tam jeszcze z długim rękawem. Uwierzcie lub nie, ale koleś zawsze ubrany jest w przynajmniej 3 warstwy.
Tym razem nadeszła chwila zbawienia i pan „ciepło mi" oddał pani „umieram" kurtkę.
Mój pijany humor nawet nie zwrócił na to uwagi, że to teraz loczek może zamarzać.
.Finn.
Serio. Spędziłem wspaniały wieczór. Millie wróciła na swoje i stała się taka jak kiedyś. Nie udaje, nie jest sztuczna. Zawsze właśnie to w niej ceniłem. Ale kiedy mój cholerny mózg pomyślał:
-Okaż trochę klasy, dzbanie
Nie było wyjścia i oddałem kurtkę Brown.
Uśmiechnęła się do mnie, ja odwzajemniłem zaś skrzywioną miną i powiedziałem:
-Wszystko w porządku, o ile weźmiesz mnie „pod pachę" i trochę zagrzejesz.
.Millie.
POD PACHE? Ostatni raz usłyszałam ten tekst od mojej babci!
Mniejsza z tym, złapałam Finstera za talie i przysunęłam do siebie.
Całą drogę się prześmialiśmy i porobiliśmy foty z głupimi minami.
Nagle dostałam sms'a od Sadie