Godzinę wcześniej
- Które kolczyki? - odwróciłam się do mojej parabatai, w jednej ręce trzymając duże kółka a w drugiej jakieś wiszące.
- Kółka - zadecydowała, patrząc na mnie w odbiciu lustra. Skinęłam głową i odłożyłam do jej szkatułki niewybraną parę.
- Isabelle, America, idziemy - krzyknął Alec, waląc w nasze drzwi.
- Moment! - odkrzyknęła mu Izzy, kiedy ja stawałam obok niej przy lustrze. Założyłam kolczyki, poprawiłam ramiączka czarnej bluzki z długim rękawem, która odkrywała moje blade ramiona. Moje białe włosy natomiast zostawiłam rozpuszczone.
- Wyglądamy zabójczo - stwierdziła czarnowłosa, po czym podniosła ręce z dwoma perukami, patrząc na mnie pytająco.
- Oczywiście, że blond - prychnęłam i odwróciłam się do wyjścia z pokoju. Włożyłam mój patyk runiczny do wysokich kozaków i wyszłam, stukając wysokimi obcasami po posadzce.
- No nareszcie, ile można na was... - tu jego wzrok padł na mnie - ...czekać.
- Hej braciszku - dołączyła do nas jego siostra, z uśmiechem głaszcząc perukę.
- Serio? - Alec przekręcił oczami.
- Co mogę powiedzieć - Wzruszyła ramionami. - Demony lubią blondynki. - Puściła mi oczko.
- Tak, ale te są białe. - Wskazał na sztuczne włosy.
- Dzięki Alec. - prychnęłam. Peruka Isabelle miała ten sam kolor co moje włosy. - To platynowy blond.
- I demony nie przepadają za Szekspirem, pamiętaj o tym. - Czarnowłosa poklepała brata po ramieniu, na co ten znowu przekręcił oczami.
- America, dzisiaj się nie mieszasz.
- Znowu - jęknęłam. - To już trzeci raz z rzędu kiedy jestem waszym "asem w rękawie" - Zrobiłam cudzysłów w powietrzu, jednak Alec mnie zignorował.
- Isabelle, odwracasz uwagę. Dacie sobie same radę?
- Mam być sobą? To chcesz przez to powiedzieć? - Izzy posłała mu wyzywający uśmiech.
- Nie ważne. Idziemy.
- Jesteśmy gotowi Jace! - krzyknęłam do złotowłosego, kiedy znaleźliśmy się w centrum dowodzenia. Chłopak odwrócił sie do nas i zmierzył spojrzeniem.
- Dobry wybór Izzy. Demony lubią blondynki, prawda, Mer?
- Dziękuję! - Wyrzuciłam ręce w powietrze i spojrzałam na starszego Lightwooda.
- Wybacz. - Uśmiechnął się, jednak nie wykazał oznak skruchy. - Bardzo ładnie wyglądasz. - Skomplementował. Przekręciłam oczami, jednak nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu, który cisnął mi się na usta.
- Okej. Demony zabijają Przyziemnych i spuszczają z nich krew. - Jace zatarł ręce.
- Na co im to? To nie działka wampirów?
- Nie wiem, Alec. Może wampiry się lenią? - Wzruszył lekceważąco ramionami.
- Może to szczególna krew? - zaproponowała Izzy.
- Co może być niezwykłego w krwi Przyziemnych? - powiedział kpiąco Alec.
- Daj mi próbkę, a powiem Ci czego szukają. - Posłała bratu wrogie spojrzenie.
- Musimy ustalić dla kogo pracują, tak? - Uniosłam brew, odbierając od Jace'a seraficki miecz.
- Myślisz, że nie działają na własną rękę? - zdziwiła się moja parabatai.
- Nie.
- Nie grzeszą intelektem. To zmiennokształtni - powiedział Alec.
- Dla ciebie każda istota inna niż Nocny Łowca jest niewystarczająco inteligentna - zauważyłam.
- Sama prawda. - Wzruszył ramionami.
- Tak wygląda nasz cel. - Wayland wskazał na chińczyka po pięćdziesiątce, którego zdjęcie wyświetliło się na ekranie.
- Póki co - mruknęłam.
- Świetnie - Alec się wyprostował. - Załatwię nam pozwolenie na misję.
- Co ty, Alec. - Jace ruszył do wyjścia z Instytutu. - Do czasu wysłania tej wiadomości zabijemy sześć demonów.
- Tylko sześć? - prychnęłam śmiechem. - Pogarszasz się Wayland. - Blondyn w odpowiedzi posłał mi chytry uśmieszek. - Zresztą lepiej łamać zasady niż ich przestrzegać
🏹🏹🏹
Teraz
- Americo Robinson, to pytanie zadaje po raz ostatni, więc radzę się dobrze zastanowić nad odpowiedzią. - Kobieta w koku położyła dłonie na metalowym stoliku i spojrzała na mnie swoim przenikliwyn wzrokiem. - Dlaczego nie zgłosiliście misji?
- Inkwizytorko - Spojrzałam kobiecie w oczy. - Jak już mówiłam, naszym celem nie było zlikwidowanie zmiennokształtnego handlującego krwią Przyziemnych, ale uzyskania od niego informacji. Niestety zostaliśmy zaatakowani, a tym samym zmuszeni pozbyć się tego i jeszcze kilku demonów. - Każde słowo wypowiadalam powoli i wyraźnie, nie spuszczając z niej lodowatego wzroku.
- Odpowiedz na pytanie! - Walnęła dłonią w stół, jednak ja się nawet nie wzdrygnęłam.
Nagle drzwi do pomieszczenia się otworzyły i pojawił się w nich wysoki mężczyzna z brązowymi włosami.
- Wystarczy Imogen.
- Nie rozkazuj mi - warknęła.
- Jesteś u nas, a ja nie życzę sobie, żebyś w ten sposób traktowała moją córkę. - Jego piwne oczy surowo patrzyły na brązowowłosą kobietę. - America idziemy.
- Czekaj - powiedziała Inkwizytorka, kiedy znajdowałam się tuż obok drzwi. Razem z tatą odwróciliśmy się w jej kierunku. - Złamałaś zasady Americo. Wiele razy Clave przymykało oko na twoją niesubordynację, jednak nie może to trwać wiecznie. - Brunetka wyprostowała się i z zadowolonym wyrazem twarzy stanęła przede mną. - Americo Robinson, w imieniu Clave zawieszam Cię w twoich przywilejach i nakazuję wybranie jednego miejsca, w którym spędzisz najbliższy czas. Nowy Jork czy Oslo, Robinson? Do końca dnia masz się zdecydować. Żegnam.
I wyszła, zostawiając mnie i tatę samych w pomieszczeniu.
CZYTASZ
PRICELESS Feelings | Alec Lightwood
FanfictionIrytująca Wiewiórka, znana też pod nazwiskiem Clarissa Fray/Fairchild/Morgenstern (wybierz, w którą wersję wierzysz), trafiła do Instytutu w Nowym Jorku, wywracając cały świat Nocnych Łowców do góry nogami. Jace wspiera każdą jej decyzje, Simon zab...