Rania (f!reader)

370 16 6
                                    

"Szybki krok, głowa wysoko, plecy prosto", powtórzyłam to sobie w myślach już któryś raz z rzędu. Nie chcę znów stracić nad sobą panowania. Niełatwo o nerwy utrzymane w ryzach, gdy jesteś w miejscu, gdzie praktycznie wszyscy cię nienawidzą. Irytuje mnie patrzenie na kogoś tylko ze względu na jego nazwisko. Raczej nie powinnam być nielubiana tylko przez to, kto mnie spłodził. Rodziny się nie wybiera, jak to mówią.

Mój ojciec zwiał, gdy ta cała Varanger objęła jego wcześniejsze stanowisko, a jej córeczka nastawiła mieszkańców przeciwko niemu. Gdybym tylko była pełnoletnia... Ale nie, muszę zostać z matką jeszcze niecały rok. Nieszczęśliwie się zakochała, przez co dalej podtrzymuje to uczucie, broniąc kogoś, kto ponad dobro miasta przełożył pieniądze. No i oczywiście ze względu na przywiązanie się nie przeprowadzi.

Skoll. To nazwisko stało się dla mnie hańbą.

Oczywiście dalej są osoby, które nas popierają. Jednak znajdują się w tej chwili w mniejszości. Parę jest wobec mnie oraz mamy neutralnych, ale znaczna część nienawidzi nas całym sercem za oszustwa ojca.

Poprawiłam chwyt, by opasłe pudło nie wyleciało mi z rąk. Minęłam czarnowłosą kobietę, odwzajemniając jej nieprzyjemne spojrzenie. Podobno jestem zła, czemu miałabym temu zaprzeczać? Myślę na tyle logicznie, aby wiedzieć, że bycie kulturalną, pomocną oraz miłą nie pomogłoby mi w tej sytuacji. Ci, którzy już mnie nie lubią, nawet nie chcieliby mojej pomocy. Mogę wam dać złą [Imię].

Przyśpieszyłam krok jeszcze bardziej. Po prostu chcę dojść do celu, załatwić swoje zadanie i wrócić, żeby z powrotem zamknąć się w pokoju. Według matki nie mogę siedzieć przez rok nie wychodząc do ludzi dla przyjemności. Mi się za to wydaje, że jest wręcz przeciwnie. Mogę. Co więcej, mam zamiar właśnie to zrobić.

Z ulgą zauważyłam, że jestem już praktycznie na miejscu.

- Pani Varanger - zimno rzuciłam, ostentacyjnie wypuszczając pudło z rąk na jej posesji. - To papiery ojca. Przydadzą się pani - uśmiechnęłam się tak sztucznie, jak tylko potrafiłam.

Może nie powinnam wyładowywać frustracji na wszystkich wokół, ale szczerze, czemu nie, skoro i tak w gorszej sytuacji znaleźć się nie mogę?

- Dziękuję - odparła z zupełną uprzejmością, jakby ignorując moje negatywne nastawienie.

Schyliła się, by chwycić karton, a ja wtedy odwróciłam się na pięcie, by wrócić do domu. Usłyszałam jednak skrzypienie otwieranych drzwi, co spowodowało u mnie zawahanie.

- Mamo, idę z Dellingrem w teren - rzucił wesoły, wyjątkowo irytujący głos.

Zapomniałam o jakimkolwiek zawahaniu i ruszyłam sprężystym krokiem przed siebie. Tylko rozmowy z nią mi brakowało, bym wybuchła.

- Kto tu był? - Usłyszałam jej pytanie, nim odeszłam dwa metry.

No i mój diabelski humor się odezwał. Chcę tej dziewczynie dopiec. Chciałam, odkąd zaczęły się krzywe spojrzenia i kąśliwe uwagi w moją stronę.

- [Imię] - powiedziałam z wymuszoną słodyczą. - Miło cię widzieć - rzuciłam takim samym tonem. Po chwili udałam współczucie, patrząc na nią i rzucając "przepraszająco": - Zapomniałam, że nie możesz powiedzieć tego samego.

Z ogromną satysfakcją zauważyłam jak mocniej ściska złożoną laskę dla niewidomych. Ku mojemu zdziwieniu, momentalnie się rozluźniła i się uśmiechnęła. Nie byle jak, zupełnie szczerze.

- Hah, masz rację. Ale mogę powiedzieć, że miło mi cię słyszeć - odpowiedziała uprzejmie, niczym jej matka chwilę wcześniej. - Chcesz wybrać się ze mną na przejażdżkę? - Na tę propozycję zupełnie mnie zatkało. Jednak zanim odmówiłam, postanowiłam przemyśleć za i przeciw. - To jak?

Pandoriańskie Opowieści | Star Stable one shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz