Evergrey (f!reader)

646 23 7
                                    

Ze snu wybudziły mnie pierwsze dźwięki dość dynamicznej piosenki, którą ustawiłam sobie kilka dni temu. Niezbyt chętnie, lecz z pełną motywacją podniosłam się do pozycji siedzącej, przetarłam oczy i chwyciłam telefon do rąk. Mrużąc oczy wyłączyłam budzik i upewniłam się co do godziny. Jeden po siódmej, świetnie. Co prawda każdy w miarę normalny człowiek bez pracy w tym momencie poszedłby zjeść śniadanie, lub chociaż uciąłby sobie jeszcze kilkuminutową drzemkę. Cóż, ja z pewnością nie należę do tej grupy osób. Dźwignęłam się ciężko z łóżka i w pierwszej kolejności rzuciłam okiem na papiery porozrzucane na moim biurku. Na czym to ja wczoraj skończyłam? A, temat czasami widywanych różowo-fioletowych prześwitów na niebie. Miałam się dzisiaj wybrać w teren, aby dogłębniej zbadać te zjawiska. Mam nadzieję, że dzisiaj szczęście się do mnie uśmiechnie oraz zobaczę choćby jeden przykład tego oto fenomenu.

Szybko porzuciłam swoją wygodną piżamę, aby zastąpić ją strojem do wyjścia na dwór. Wsunęłam na stopy porządne trapery. Przed wyjściem z domu zaledwie wypiłam małą kawę. Nie mam konkretnego celu. Idę szukać czegoś, co może pokazać się w dowolnym momencie, w każdym miejscu na wyspie Jorvik. Uch, coś czuję, że może być ciężko. Najwyżej będę musiała ponowić swoją wycieczkę... Zapewne nawet nie raz.

Wyszłam. Chłodne powietrze owiało mmie z południa. Rozejrzałam się po malowniczej okolicy mojej drewnianej chatki w górach. Nikt się tu praktycznie nie zapuszcza, a wcale nie mam bardzi daleko do najbliższej wioski. Pół godziny marszu  Szłam cały czas z głową zwróconą do nieba. Przecież tam powinno znajdować się to, czego szukam. Obrałam ścieżkę w góry, stamtąd będzie najlepszy widok. Jeśli będzie mi dane zobaczyć prześwity między chmurami, to właśnie najprędzej tu.

Tak natarczywie wbijałam wzrok w chmury, że potykałam się co rusz o jakieś kamienie, idąc dalej. Ignorowałam to naprawdę dobrze. Oczywiście dopóki jeden z tych "kamieni" nie okazał się wielki i ciepły. Niechętnie spuściłam głowę niżej, aby otaksować wzrokiem moją blokadę.

Mimowolnie moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Nie wierzę, że to naprawdę on. Obiło mi się o nim nieraz o uszy, a jego wygląd utwierdził mnie w przekonaniu, iż naprawdę istnieje.

Zanim zdążyłam wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, plan w mojej głowie narodził się sam. W końcu to prawdopodobnie on, sam Evergrey, który podobna znalazł już to, czego ja szukam już od bardzo dawna. Jeśli uda mi się podejść go na tyle, by zabrał mnie do siebie, może wywęszę u niego jakąś mapę albo coś w tym stylu. Jednak jestem pewna, że to, co znajdę przybliży mnie do celu.

- Em... Przepraszam - powiedziałam. - Zapatrzyłam się.

- Nie ma problemu - zaśmiał się delikatnie mężczyzna.

Po jego ryzach twarzy mogłam wywnioskować, że jest w podobnym wieku. Koło czterdziestki.

- Co się stało z twoim okiem...? - Spytałam niepewnie, udając nieobeznaną w jego temacie.

Z jego lewego oka biło fioletowe światło.

- Skrzywienie zawodowe - mrugnął z szczwanym uśmieszkiem. - Nazywam się Evergrey. A piękna pani?

Poczułam lekkie rumieńce wpływające na moje policzki. Teraz zamiast opowiastek, które kiedyś słyszałam, mogę o nim powiedzieć także, że jest czarującym mężczyzną.

- [Imię]. Miło mi.

Podaliśmy sobie dłonie. Nie jestem w stanie wyczuć, czy są zimne lub ciepłe. Moje grube rękawiczki skutecznie to uniemożliwiają. Z zaskoczeniem spojrzałam na biały pyłek, który zleciła na nasze złączone ręce. Skierowałam spojrzenie na niebo i westchnęłam smutno, widząc chmury, z których raz po raz zlatywał drobny śnieg. Już teraz praktycznie nie ma szans, abym dojrzała jakiekolwiek fioletowo-różowe przebłyski na niebie.

- Możemy przejść na "ty"? - Spytał dla pewności, na co ja przytaknęłam. - Co tu robisz? Przecież mamy wigilię. Taka śliczna kobieta powinna teraz siedzieć przy świątecznym stole z rodziną.

- Moja rodzina mieszka poza wyspą, a ja nie miałam czasu, aby opuszczać Jorvik.

- Przykro mi. Akurat wybieram się do brata i jego przyjaciół na kolację. Myślę, że nie będzie przeszkadzał im jeden zbłąkany gość.

Zapadła niezręczna cisza, przynajmniej dla mnie taka jest. Z chęcią poszłabym, widzę w tym nawet kilka korzyści... Ale nie lubię wpraszać się do innych. Jeszcze chwilę rozważałam za i przeciw. W końcu postanowiłam nie robić mu kłopotów.

Już otwierałam usta, aby podziękować oraz odejść, jednak zatrzymało mnie jego wesołe, zachęcające spojrzenie. Nie mogłam się mu oprzeć.

- Dobrze - westchnęłam.

Ostatni raz otaksowałam otoczenie, łudząc się, że coś nagle błyśnie i te poszukiwania okażą się owocne. Jednak niebo było zasłonięte; gęste chmury pruszyły śniegiem. Poczułam lekki zawód w sercu. No cóż, takie życie. Obróciłam się na pięcie, posłałam uśmiech Evergreyowi. Złapał mnie pod ramię i zaczął prowadzić w kierunku niedalekiej wioski zwanej Valedale.


- Łał! Evergrey przeprowadził dziewczynę! Któraś go chciała - zachichotała kobieta w średnim wieku.

Jej oczy przykuły moją uwagę. Duże, z zielonymi jak świeża trawa źrenicami. Im dłużej się w nie wpatruję, tym większy czuję respekt do tej osoby. Musi być inteligentna.

- Elizabeth! Też się stęskniłem - mój towarzysz uścisnął jej rękę, uśmiechając się przy tym wesoło. - To teraz nasz gość. Przyjąłem panią [Imię], jak na bohatera przystało. W każdym razie, gdzie Avalon?

Nie przysłuchiwałam się dalszej rozmowie. Jeszcze dobrze nie weszłam do tego domu, a już żałuję. Przerażonym wzrokiem wodziłam po pomieszczeniu. Są zajęci rozmową, może nie zauważą, a może w ogóle nie praktykują tej tradycji? Odsunęłam się na dobre półtora metra od Evergreya.

Zamarłam, słysząc chrząknięcie dochodzące z korytarza prowadzącego wgłąb budynku. Dźwięk ten wydał mężczyzna (tak przypuszczam) z kapturem zasłaniającym twarz.

- Już tam stanęliście. Musicie to zrobić, niektóre tradycje są nieśmiertelne. - Powiedział głębokim głosem mędrca.

Przełknęłam ślinę, patrząc na siwowłosego. Podeszłam bliżej. A mogłabym teraz hasać po górach, szukając różowych światełek... To by było stokroć lepsze.

Już jestem wystarczająco blisko. Chwilę przed faktem dokonanym, zwróciłam spojrzenie na roślinę wiszącą wprost nad naszymi głowami. Dzięki, jemioło... Wiesz ty co? Tak niszczyć ludziom życie, wstydziłabyś się.

Mężczyzna pochylił się nade mną. Złączył delikatnie nasze usta w czułym pocałunku. Ciekawe na kim trenował? Em, przechodząc do rzeczy... Jego wargi są jeszcze zimne z powodu dłuższego pobytu na zewnątrz. Po chwili podniósł głowę, a ja zażenowana wbiłam wzrok w swoje buty. Jak tu taką nie być, skoro chcąc przedłużyć pocałunek nawet stanęłam na palcach? Za grosz mi wychowania.

- No, już, już. Koniec widowiska! - Zwrócił się do Elizabeth i zakapturzonego.

Po chwili złapał moją rękę, by poprowadzić mnie do wigilijnego stołu.

Dzięki, jemioło... Wiesz ty co? Tak łączyć ludziom życia, musisz być z siebie dumna.

***

Mam nadzieję, że się podobało. Ale nie przedłużając, mam sprawę.

Sytuacja jest taka, że znajoma, Kolorowy_Agmar, też pisze coś podobnego. Co więcej to ona nasunęła mi na to pomysł; zaproponowała, a ja wykonałam. Jako iż się nie wyrabiam z zamówieniami, możecie poprosić także ją o jakiegoś shota c:

Pandoriańskie Opowieści | Star Stable one shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz